Tibilisi czeka na prezydentów

Tibilisi czeka na prezydentów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Długo po zakończeniu 150-tysięcznego wiecu solidarności narodowej przed gmachem parlamentu w Tbilisi, grupy młodzieży z gruzińskimi sztandarami manifestowały na ulicach miasta w oczekiwaniu na przybycie prezydentów solidaryzujących się Gruzją krajów.

Do stolicy Gruzji udali się we wtorek prezydenci Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy, a także prezydent Francji.

To nie jest manifestacja zwycięstwa, ale chcemy pokazać, że upokorzenie militarne nas nie złamało - powiedział PAP Arciu Gergowianu, działacz studencki ze stołecznego uniwersytetu.

Tamzi Uaselli, młody biznesmen wymachujący sztandarem pod siedzibą gruzińskiego prezydenta, powiedział: "Rosjanie muszą oddać to, co Gruzji zabrali, ale wiemy już, że stosowanie siły z naszej strony nie jest skuteczne".

O zmierzchu pod parlamentem ponownie zaczął zbierać się tłum. Ludzie przychodzili z zapalonymi świecami, śpiewając patriotyczne pieśni, z których jedna zaczynała się od słów: "Nie płacz, moja ojczyzno, jeśli ci się nie powiodło, nie płacz, bo jutro będzie nasze".

Około 21 czasu miejscowego pod parlamentem było już kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Odnosiło się wrażenie, jakby manifestacja samorzutnie się odrodziła.

Popularny deputowany Dawid Darczaszwili i inni parlamentarzyści wywoływali entuzjazm tłumu, mówiąc o "bliskim zwycięstwie politycznym i dyplomatycznym Gruzji".

Jednak hasła w rodzaju "pokonamy Rosję" lub "Władimir Putin terrorystą" pojawiały się już niemal wyłącznie w nielicznych ulotkach rozrzucanych wśród manifestantów.

"Jestem zaskoczony, że przy całym patriotycznym uniesieniu moi rodacy wykazują tyle dojrzałości i rozsądku - powiedział młody pracownik naukowy Uniwersytetu w Tbilisi, który przyszedł na wiec z żoną Rosjanką.

W Tbilisi nie widać śladów wojny, ale poza miastem ślady rosyjskich nalotów i ostrzeliwania są świeże i widoczne. Na 20 km przed Tbilisi po lewej stronie dwupasmówki, zbudowanej już za obecnego prezydenta, straszy szkielet dużego wypalonego hangaru lotniczego. Został zniszczony dwa dni temu przez rosyjskie bomby. Wokół ustawiono posterunki wojskowe.

W starym budynku dworca lotniczego w stolicy sąsiadującej z Gruzją Armenii, Erywaniu (w nowym terminalu odbywał się normalny ruch), jeszcze we wtorek rano około 2 tysięcy uchodźców z Gruzji - głównie Gruzinów, ale też cudzoziemców - koczowało w oczekiwaniu na wolne miejsca w samolotach. Na głównym przejściu granicznym między Armenią i Gruzją panował tego dnia już normalny ruch: kolejki prawie zniknęły.

W Eczmiadzynie - siedzibie zwierzchnika ormiańskiego Kościoła katolickiego Katolikosa I - mimo ogłoszenia przez Rosję zakończenia działań militarnych przeciwko Gruzji nie ustają modły o pokój, a sam Katolikos wystąpił we wtorek wieczorem w gruzińskiej telewizji ze słowami otuchy do narodu.

 

pap, keb