Gert Wilders porównał Koran do Mein Kampf i... odniósł sukces w wyborach lokalnych w Holandii. Wprawdzie jego Partia Wolności startowała tylko w dwóch miastach - Almerze i Hadze - ale za to w jednym była pierwsza, a w drugim druga. Według Wildersa to dopiero początek. - Podbijemy kraj, będziemy największą partią w parlamencie - zapowiada.
Holendrzy za trzy miesiące będą wybierać parlament, w związku z czym Wilders liczy, że już wkrótce jego populistyczna Partia Wolności stanie się ważnym elementem holenderskiej sceny politycznej. Jak ważnym? Holenderscy komentatorzy uspokajają, że Wilders mimo swych spodziewanych sukcesów w wyborach parlamentarnych nie obejmie władzy. - Sukces Wildersa to wielkie wyzwanie dla partii rządzących i całego holenderskiego establishmentu. Nie sądzę jednak, aby było to zagrożenie dla naszego systemu politycznego czy dla pozycji Holandii w Europie. U nas zawsze rządzą koalicje, a żadna z partii głównego nurtu, czy to z lewa, czy z prawa, nie zdecyduje się na sojusz z partią Wildersa. Nie otoczono go wprawdzie oficjalnym kordonem sanitarnym, ale partie zwierają szeregi - uważa Alfred Pijpers, holenderski politolog.
"Gazeta Wyborcza", arb
"Gazeta Wyborcza", arb