Decyzja podkomisji oznacza, że 80-letni Rangel, reprezentujący murzyńsko-latynoski Harlem w Nowym Jorku, będzie poddany serii publicznych przesłuchań w Komisji ds. Etyki Izby, która w razie uznania zarzutów za udowodnione wymierzy mu karę.
Najwyższą z nich może być usunięcie z Kongresu. Ostatni taki przypadek miał miejsce w 2002 r., kiedy za korupcję pozbawiono mandatu demokratycznego kongresmana z Ohio, Jamesa Traficanta. Został on potem postawiony przed sądem i skazany na kilka lat więzienia.
Rangel był do marca przewodniczącym Komisji Dochodów Państwa, która ustala politykę podatkową USA, a więc miał ogromną władzę. Ustąpił z tego stanowiska pod naciskiem swej partii, kiedy okazało się, że korzystał z darmowych podróży na wyspy karaibskie, fundowanych przez wielkie korporacje.
Podkomisja Izby nie ujawniła na razie szczegółów nowych zarzutów, które mają być przedstawione za tydzień. Według przecieków, chodzi m.in. o ukrycie dochodów do 830 tysięcy dolarów w zeznaniach o stanie majątku, niepłacenie podatków od dochodów z wynajmowania luksusowych willi w Dominikanie i udzielanie ulg podatkowych wartości pół miliarda dolarów szefowi koncernu naftowego, który obiecał mu donacje na ośrodek edukacji powstający na cześć kongresmana.
Rangel nie przyznaje się do tego. Twierdzi, że jest zadowolony z decyzji podkomisji, gdyż pozwoli mu ona publicznie odeprzeć wszystkie zarzuty. Korupcyjne oskarżenie kongresmana może dostarczyć potężnej amunicji Republikanom przed wyborami do Kongresu w listopadzie. Jego proces parlamentarny rozpocznie się we wrześniu i będzie z pewnością nagłośniony przez prawicowe media, jak telewizja Fox News. Niektórzy jego konkurenci w demokratycznych prawyborach wzywają go do wycofania jego kandydatury.
Rangel jest jedną z żywych legend Kongresu, gdzie zasiada od 40 lat. Jako młody żołnierz walczył w wojnie koreańskiej (1950-1953) i prawie zamarzł na froncie w czasie ofensywy chińskich "ochotników". Pochodzi z biednej rodziny imigrantów z Karaibów, która osiedliła się na Harlemie.
PAP, PP