Anonymous atakuje... stronę z erotycznymi zdjęciami

Anonymous atakuje... stronę z erotycznymi zdjęciami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Hakerzy z grupy Anonymous mają nowy cel Hakerzy z grupy Anonymous zaatakowali watykańskie strony internetowe (fot. Barnera Marella/Newspix.pl) Źródło:Newspix.pl
Były właściciel strony, na której żądni zemsty porzuceni kochankowie mogli publikować erotyczne zdjęcia i nagrania swoich byłych partnerów, podpadł słynnej grupie międzynarodowych hakerów. Teraz to on ma paść ofiarą zemsty - podaje "Gazeta Wyborcza".
Amerykanin Hunter Moore od 2010 r. prowadził pornograficzną stronę "Is Anyone Up". Do serwisu każdy mógł przesyłać erotyczne zdjęcia i filmy, które następnie były w nim publikowane. Z czasem portal stał się bardzo popularny wśród porzuconych, którzy za jego pośrednictwem publikowali erotyczne zdjęcia i filmy swoich byłych partnerów, z którymi nie rozstali się w zgodzie. Obok często zamieszczali linki do ich profili na portalach społecznościowych.

Moore dzięki swojej kontrowersyjnej stronie zarabiał miesięcznie 20 tys. dolarów na samych reklamach, a na skargi nie zwracał uwagi. - Nikt nie zmuszał was do pozowania do takich zdjęć, powinnyście wiedzieć, że mamy 2011 r. i wszystko może trafić do internetu - twierdził jeszcze w zeszłym roku.

Wiosną 2012 roku zmienił zdanie i sprzedał domenę organizacji BullyVille, która zajmuje się pomocą dla ofiar przemocy w internecie. Moore uznał, że strona nie była tym, czego chciał. Jednocześnie zapowiedział stworzenie nowego, podobnego serwisu. - Tym razem zrobię to jak trzeba. Stworzę coś przerażającego, ale jednocześnie zabawnego. Będzie tam materiał do namierzania, który pozwoli prześladować ludzi - twierdził.

Choć poźniej Moore wycofał się ze swoich słów, zareagować postanowiła grupa Anonymous. "Operacja >Polowanie na Huntera< rozpoczęta. Ten człowiek musi odpowiedzieć za swoje czyny" - napisali członkowie grupy w przekazanym mediom oświadczeniu. Nie wiadomo jakie są plany Anonymous w sprawie Moore'a. Na razie w sieci członkowie grupy publikują jego szczegółowe dane, włącznie z adresem domowym i nazwiskami członków rodziny.

pr, "Gazeta Wyborcza"