Paryż - Moskwa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z Paryża odwiedził mnie przyjaciel z lat szkolnych Bronek K. Najdłuższy weekend współczesnej Europy był dobrą okazją do wspomnień. Szczególnie 1 maja w atmosferze piwka i kiełbasek przeniósł nas łagodnie w czasy peerelu. Opowiedziałem Bronkowi, jak kiedyś naciągnąłem Agnieszkę Osiecką na wspominki o Mieczysławie F. Rakowskim. Spośród wielu anegdot rozbawiła mnie szczególnie ta rozgrywająca się na Mazurach, w Krzyżach, gdzie często spędzała wakacje grupa ówczesnych przyjaciół (m.in. Fikus, Markuszewski, Jurek Dobrowolski). Któregoś ranka Rakowski pojawił się nad jeziorem i oznajmił obecnym: "Wiecie, miałem dziwny sen. Śniło mi się, że jestem pierwszym sekretarzem PZPR". Towarzystwo gruchnęło śmiechem. Nikomu nie przyszło do głowy, że naczelny "Polityki" będzie nie tylko pierwszym, ale i ostatnim sekretarzem partii. Niektórych dziwiło przejście tego komunistycznego liberała z lat 60. na pozycje partyjnego betonu w latach 80. Tymczasem sytuacja była dość typowa. Prawdziwy radykał, mający opinię twardogłowego, nie musi podkreślać swego radykalizmu. Natomiast Rakowski, nie cieszący się początkowo zaufaniem Moskwy, musiał na każdym kroku udowadniać, że nie jest "zgniłym liberałem z rewizjonistycznego pisemka", i w ten sposób często trzymał twardszą linię niż niejeden beton.
Ktoś może zapytać: "Czy naprawdę w peerelu tak ważna była opinia Moskwy?". Niech za odpowiedź posłuży audycja telewizyjna nadana niedawno z okazji rocznicy wizyty w Polsce kanclerza Brandta. Biorący udział w dyskusji Rakowski popełnił charakterystyczną pomyłkę. "Brandt - stwierdził - w czasie swego pobytu w Moskwie... eee... przepraszam... w Warszawie!!" (co by na to powiedział Freud?). No, cóż. Warszawa w tym czasie bardziej przypominała Moskwę niż Paryż.
Kłopoty z rozróżnieniem tych miast miał też inny komunista - Bruno Jasieński. W 1928 r. w Paryżu zobaczył na wystawie księgarni książkę "Je brűle Moscou". "Palę Moskwę ?!?" - oburzył się poeta, nie wiedząc, że czasownik "brűler" oznaczać może "przebiegać lotem błyskawicy" (w istocie był to przewodnik turystyczny po Moskwie). Nie przeczytawszy broszury, Jasieński chwycił za pióro i w odwet za rzekomą próbę puszczenia z dymem stolicy Kraju Rad napisał paszkwil "Palę Paryż". Książka spodobała się w Moskwie, autor mniej. Pochłonął go niebawem archipelag Gułag.
Wszystko to stanęło mi przed oczami w czasie niedawnej wizyty w Polsce sekretarza generalnego NATO lorda Robertsona. Otóż w mowie powitalnej wyraził on zadowolenie, że znalazł się... w Moskwie. Po chwili lord sprostował swą pomyłkę i śmiechom nie było końca. Kiedy jednak pomyślę, w jakie to miasto mogą być wymierzone rakiety NATO, śmiech zamiera mi na ustach. Okazuje się bowiem, że wciąż aktualny jest stary dowcip: Francuz jedzie pociągiem do Moskwy, w tym samym czasie moskwianin rusza do Paryża. Po drodze pociągi zatrzymują się w Warszawie. Francuz i Rosjanin wysiadają i obaj sądzą, że są już na miejscu.

Więcej możesz przeczytać w 19/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.