Klęska Państwa Islamskiego, samozwańczego kalifatu na terenie Syrii i Iraku w 2014 r., wydaje się nieunikniona. Niedługo padnie twierdza dżihadystycznego quasi-państwa w irackim Mosulu, a w ciągu kilku następnych miesięcy być może także syryjska Ar-Rakka. Do porażki przyznał się nawet Abu Bakr al-Baghdadi, przywódca Państwa Islamskiego, który w pożegnalnym liście miał wezwać swoich żołnierzy do powrotu do domu. Do rozprawy z terrorystyczną organizacją ISIS, w której uczestniczą obecnie głównie wojska irackie, może się wkrótce przyłączyć więcej amerykańskich żołnierzy. Na terenie Syrii przebywa teraz ok. 500 amerykańskich żołnierzy, ale ich liczba zwiększy się prawdopodobnie do 5 tys. Donald Trump chce starcia ISIS z powierzchni ziemi, a im dotkliwsze klęski dżihadystów w Syrii i Iraku, tym bardziej prawdopodobne stają się niestety zamachy w Europie i USA. To od nich może zależeć, czy ta terrorystyczna organizacja w ogóle przetrwa. Jak tłumaczył ostatnio na antenie BBC Clint Watts, ekspert amerykańskiego think tanku Foreign Policy Research Institute i były agent FBI, krwawy atak terrorystyczny w USA lub w Europie może się przegrywającej na Bliskim Wschodzie ISIS opłacić, bo wywoła odpowiedź Zachodu i zjednoczy wszystkich dżihadystów pod jej sztandarami. Nieprzypadkowo zmienił się ostatnio tytuł najważniejszego magazynu Państwa Islamskiego, który nie nazywa się już „Dabiq”, jak miasto w Syrii, którą po kawałku ISIS traci, ale „Rumiyah”, czyli Rzym.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.