Mit żydokomuny

Dodano:   /  Zmieniono: 4
Żydzi byli tak samo jak Polacy prześladowani przez Sowietów
Kiedy wychodzą na jaw nieludzkie czy też niegodziwe akty dokonane przez Polaków w stosunku do żydowskich obywateli, odżywają mity o nielojalności Żydów wobec naszego kraju. Gdy mowa o wschodnich terenach Polski w wojennych latach 1939-1941, pojawiają się również zarzuty kolaboracji z okupantem. Ujawnienie tragicznych wydarzeń w Jedwabnem musiało wskrzesić te mity. Przyjrzyjmy się im, ich genezie i wiarygodności.

Mit I: radosne witanie Sowietów przez Żydów
Gdy 17 września 1939 r. Armia Czerwona wkroczyła do Rzeczypospolitej, część Żydów witała ją przyjaźnie. I trudno się temu dziwić. Kilka miesięcy przed wkroczeniem Armii Czerwonej, w marcu 1939 r., oficjalna propagandowa nagonka na polskich Żydów, kierowana przez aktyw Związku Młodej Polski i kierownictwo rządzącego Obozu Zjednoczenia Narodowego, zaowocowała m.in. zamordowaniem w gmachu Politechniki Lwowskiej trzech studentów Żydów przez bojówkarzy Młodzieży Wszechpolskiej. Oto relacja, jaką o tym zajściu złożył na plenarnym posiedzeniu Senatu 13 marca 1939 r. naoczny świadek, trzykrotnie premier rządu w latach 1926-1930, senator, prof. Kazimierz Bartel: "Widziałem na korytarzach uczelni w kałuży krwi leżących pobitych studentów Żydów i przechodzących obok nich z cynicznym uśmiechem studentów Aryjczyków, nazajutrz po ich powrocie z Częstochowy. Nie darowano nawet trupom: pogrzeb odznaczonego orderem wojennym Virtuti Militari oficera żydowskiego, w którym wzięła udział reprezentacja armii, został zbezczeszczony, obrzucony spluwaczkami z okien Domu Akademickiego" (za dziennikiem "Polska Zachodnia" z 15 marca 1939 r.). Nikogo nie powinno dziwić, że kilka miesięcy później wśród tłumu witającego Armię Czerwoną we Lwowie dość licznie reprezentowana była młodzież żydowska.
Większość Żydów Sowietów jednak nie witała. Docenił to gen. Władysław Sikorski. W przemówieniu w listopadzie 1939 r. stwierdził: "Trzeba podkreślić, że kraj nasz został głęboko poruszony dowodami lojalności, złożonymi Polsce przez mniejszości słowiańskie i żydowską" ("Monitor Polski" z 19 grudnia 1939 r.). Za te dowody lojalności wobec Polski przywódcy Bundu - Henryk Erlich i Wiktor Alter - zapłacili życiem (rozstrzelano ich z rozkazu Stalina). Fakt udzia-łu części społeczności żydowskiej w witaniu najeźdźcy został rozdęty do ogromnych rozmiarów i wystarczył do stworzenia mitu o niewdzięczności i nielojalności Żydów.
Prof. Tomasz Strzembosz, chcąc udowodnić mało prawdopodobną tezę, że w Jedwabnem jedynie Żydzi witali Sowietów, cytuje Łucję Chołowińską-Chojnowską: "W Jed-wabnem, zamieszkałym w większości przez Żydów, były tylko trzy domy, które nie wywiesiły czerwonej flagi, gdy weszli tutaj Rosjanie". W Jed-wabnem mieszkało wtedy - obok Żydów - około tysiąca Polaków. Z relacji świadka wynika więc, że gdy weszli Sowieci, czerwone flagi powiewały nie tylko na domach żydowskich, ale również na polskich - z wyjątkiem trzech.

Mit II: powszechna kolaboracja Żydów z Sowietami
Przed wojną niewielu Żydów pracowało w administracji państwowej i municypalnej, w szkolnictwie państwowym. Zmieniło się to z przyjściem Sowietów. Dzięki powszechnemu zatrudnieniu i równouprawnieniu w zatrudnieniu wielu Żydów otrzymało pracę w niedostępnych przedtem dla nich dziedzinach i instytucjach. I poszła fama, że kolaborują z okupantem. Tymczasem kolaboracja Żydów z nową władzą niczym się nie różniła od kolaboracji Polaków. W Ludwipolu (byłe województwo wołyńskie) pierwszy sekretarz rejonowego komitetu partii Petrusienko zakazał dalszego zatrudniania Żydów w administracji, "bo się za bardzo pchają, a jest ich już dość", i zalecił angażowanie większej liczby Ukraińców i Polaków. Wbrew obiegowym sądom sytuacja większości Żydów pod sowiecką okupacją gwałtownie się pogorszyła. Sowieci zlikwidowali żydowskie instytucje religijne, kulturalne, społeczne i sportowe. Biblioteki i hebrajskie szkoły zostały zamknięte. Przestały się ukazywać żydowskie gazety. Skonfiskowano sklepy wraz z towarami.
Dzieje stosunków polsko-żydowskich dostarczają wielu przykładów podatności społeczeństwa na wszelkie wymysły i fałszywe oskarżenia przeciwko Żydom. Już w 1399 r. poznańskich Żydów oskarżono o kradzież hostii, jej przekłucie i wrzucenie do rynsztoka. W wyniku tych oskarżeń na stosie spalono rabina i 30 członków zarządu gminy. W dzisiejszej Polsce, w której prawie nie ma Żydów, nadal istnieje podatność na fałszywe oskarżenia.
Józef Lewandowski, historyk z Uppsali, przypomniał w "Rzeczpospolitej" historię obozu w Jabłonnie, utworzonego dla ochotników żydowskich, którzy w 1920 r. chcieli walczyć z bolszewikami. Nie mówi jednak wszystkiego. Wyrzucenie z wojska i internowanie Żydów przedstawiono jako dowód ich probolszewickich sympatii. Przez lata ludzie w to wierzyli, przez lata wierzyło w to wielu polskich historyków. Norman Davies, życzliwy Polsce brytyjski historyk, przebadał tę sprawę i ujawnił krzywdę internowanych, a Jan Nowak-Jeziorański, Jan Karski i Jerzy Lerski powtórzyli i potwierdzili to w 1983 r. w liście otwartym do Polaków i Żydów, ogłoszonym w "Kulturze".

Mit III: denuncjowanie polskiej konspiracji
Kłamstwem jest obarczanie Żydów odpowiedzialnością za fiasko konspiracji polskiej pod sowiecką okupacją. Polskie grupy i organizacje podziemne zawiązywały się niemal nazajutrz po wejściu Sowietów. Żadna z nich nie przetrwała długo. Do rządu emigracyjnego nieustannie wysyłano meldunki o ich likwidacji, o aresztowaniach. Żydzi nie mogli tych organizacji denuncjować, bo nic o nich nie wiedzieli. Słusznie zauważa więc prof. Jan Tomasz Gross, że agentura sowiecka wywodziła się z polskiej grupy etnicznej.
W debacie o wydarzeniach w Jedwabnem wiele mitów powtarza prof. Tomasz Strzembosz. Cytuje na przykład list Romana Sadowskiego, oficera AK: "Według relacji kuzynów mojej żony, to Żydzi wspólnie z NKWD ustalali listy do internowania (wywiezienia)". Otóż nie ustalali, gdyż decyzje przychodziły z góry. To sowiecka centralna administracja wyznaczała kategorie osób do deportacji. Chodziło tylko o przepisanie nazwisk z ewidencji na listy osób przeznaczonych do transportu. Listę deportowanych w lutym 1940 r. sporządzono na podstawie danych administracji polskiej sprzed września 1939 r. A przed następną falą deportacji, w kwietniu 1940 r., zakończono już paszportyzację ludności okupowanych ziem polskich i na podstawie tych danych sporządzano rejestr osób do wywózki. W wyjątkowych wypadkach kogoś dopisywano do listy bądź z niej skreślano (dopisywano na podstawie donosów).

Mit IV: żydowskie rebelie we wrześniu ’39
W artykule "Przemilczana kolaboracja" w "Rzeczpospolitej" prof. Strzembosz powołuje się na nie publikowane dotychczas ustalenia dr. Marka Wierzbickiego, dotyczące rebelii żydowskich i wypadków zabijania przez Żydów we wrześniu 1939 r. żołnierzy Wojska Polskiego. Wymienia kilkanaście miejscowości i orzeka, że "zjawisko to ogarniało cały obszar działania Frontu Białoruskiego RKKA". Nigdzie nie znalazłem potwierdzenia wywodów prof. Strzembosza, z wyjątkiem wzmianki (ze znakiem zapytania) o próbach rebelii grupki byłych komunistów w Grodnie.
Prof. Strzembosz, nie czekając na publikację rewelacyjnego artykułu dr. Wierzbickiego, nie bacząc na konieczność ostrożnego podejścia do każdej takiej rewelacji, pospieszył się z oceną Żydów: "Rzeczywiście Żydom w Polsce nie działo się najlepiej, istniały niewątpliwie rachunki krzywd, żeby zacytować wiersz Broniewskiego, ale wszak nie wywożono Żydów na Sybir, nie rozstrzeliwano, nie zsyłano do obozów koncentracyjnych, nie zabijano głodem i katorżniczą pracą. Jeżeli Polski nie uważali za ojczyznę, nie musieli wszak jej traktować jak okupanta i wspólnie z jej śmiertelnym wrogiem zabijać polskich żołnierzy, mordować uciekających na wschód polskich cywilów". Uciekanie się do tego rodzaju retoryki w wywodach odnoszących się do nie udowodnionych incydentów wykracza poza ramy rzeczowej, historycznej debaty. Tym bardziej że odpowiedzialność przypisuje się wszystkim polskim Żydom, traktuje się ich jak morderców polskich żołnierzy i cywilów. Manewr ten, zastosowany w debacie o tragicznych wydarzeniach w Jedwabnem, nie pozostawia - moim zdaniem - żadnych wątpliwości, że chodzi tu o rozpaczliwe poszukiwanie okoliczności łagodzących dla bestialskich morderców tysiąca sześciuset Żydów, wśród których większość stanowiły kobiety, dzieci i starcy.

Mit V: wyłącznie polskie ofiary deportacji i represji
Nie jest przypadkiem, że ci sami dyskutanci, którzy szukają okoliczności łagodzących dla morderców w Jedwabnem i oskarżają Żydów o kolaborację z Sowietami, podobnie jak prof. Strzembosz pomniejszają lub w ogóle nie wspominają o represjach sowieckich przeciwko Żydom. Tymczasem wywieziono ich - proporcjonalnie do liczby ludności - prawie dwa razy więcej niż innych. Świadczy o tym między innymi raport delegata na kraj rządu emigracyjnego zatytułowany "Deportacje ze wschodnich terytoriów Polski w latach 1939-1941". Czytamy w nim: "Deportacje dotknęły wszystkie cztery narodowości zamieszkujące te terytoria: Polaków, Żydów, Ukraińców i Białorusinów. Politycznie aktywne grupy ze sfer wszystkich czterech narodowości były dotknięte w podobny sposób, ponieważ miernik stosowany do wszystkich czterech populacji był ten sam: w stosunku do wszystkich z nich główne uderzenie było w praktyce stosowane przeciwko lewicowym organizacjom. Ale w masowych deportacjach było pewne zróżnicowanie. Główną grupą byli Polacy, którzy stanowili około 52 proc. deportowanych. Następnie szli Żydzi, których udział był około 30 proc. W końcu Ukraińcy i Białorusini stanowili około 18-20 proc." (Londyn, Instytut Historyczny im. generała Sikorskiego A.N.73/11).

Mit VI: Polacy współwinni Holocaustu
W tak szerokiej i wywołującej wiele emocji debacie nieuniknione było pojawienie się wielu tendencyjnych i błędnych wypowiedzi. Nie sposób wszystkie je "wyprostować". Jest jednak taka, której nie można pominąć. Chodzi o wypowiedź przewodniczącego Kolegium IPN, dr. Sławomira Radonia (w rozmowie z Romanem Graczykiem). Graczyk pyta: "Czy naprawdę Gross stawia Polaków w jednym szeregu z Niemcami?". Radoń odpowiada: "Może nie sam Gross, ale jego książka się do tego przyczynia. Wiadomo na przykład, że programy nauczania historii w szkołach w Izraelu stosują takie niedopuszczalne uproszczenia". Nie dostrzegłem, by w publicznej debacie ktoś zwrócił uwagę na tę wypowiedź, a przecież jej niezgodność z prawdą powinna się rzucać w oczy.
O tej sprawie rozmawiałem z Izraelem Gutmanem, profesorem na Uniwersytecie Jerozolimskim, naczelnym historykiem Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem. Profesor Gutman jest autorem podręcznika Holocaustu dla szkół średnich w Izraelu. Oto jego reakcja na wypowiedź dr. Radonia: "Nie ma żadnej podstawy do tego rodzaju twierdzeń. Chciałbym, aby dr Radoń wskazał, w jakich podręcznikach czy materiałach historycznych to znalazł. W przeciwnym razie należy to uznać za wymysł nie mający nic wspólnego z prawdą".
W rozmowie Sławomira Radonia z Romanem Graczykiem przewija się obawa, że Polacy będą stawiani "w jednym szeregu z Niemcami jako sprawcy Holocaustu". Obawy Radonia są płonne. Wymowną tego ilustracją jest sytuacja w kraju, w którym mieszkam - w Australii. W obydwu stałych muzeach Holocaustu - w Melbourne i Sydney - jest mowa o Polakach (dokumentują to liczne fotografie) jedynie w dziale prezentującym sprawiedliwych wśród narodów i nie ma nawet planszy czy wzmianki o pogromie kieleckim, mimo że niektórzy historycy uważają to wydarzenie za ostatni akt Holocaustu.
Więcej możesz przeczytać w 21/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.