Drugie życie telemonopolu

Drugie życie telemonopolu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Już prawie rok za rozmowy telefoniczne moglibyśmy płacić o kilkadziesiąt procent mniej!

Stacjonarne połączenia telefoniczne tańsze o 30-40 proc., impulsy naliczane co dziesięć sekund (a w miarę rozwoju rynku nawet co sekundę), rozmowy z wybranymi numerami po kilka groszy za minutę, bezpłatne połączenia w weekendy - to nie science fiction. Już prawie rok nasz rynek telefonii stacjonarnej mógł się rozwijać w tym kierunku. Telekomunikacja Polska SA robiła jednak wszystko, by do tego nie dopuścić.

Konkurencja w dołkach
Netia 1 i Niezależny Operator Międzystrefowy - dwie firmy, które po zapłaceniu po 24 mln euro uzyskały w maju zeszłego roku koncesję na połączenia międzystrefowe - przez rok starały się o podpisanie umów operatorskich. TP SA przeciągała negocjacje, nie przyjmowała ustalonych przez Ministerstwo Łączności warunków wzajemnych rozliczeń i od każdej decyzji odwoływała się do wszelkich instancji, łącznie z NSA. To była gra na zwłokę. Wiadomo, że skargi TP SA były bezpodstawne, jednak każda musiała zostać rozpatrzona, a na to potrzeba było czasu. I o to chodziło. - Prawie rok czekamy w dołkach startowych gotowi do biegu. Każdy miesiąc, a nawet każdy tydzień bez konkurencji na rynku to dla TP SA czysty zysk. Tylko że poza nią nikt na tym nie korzysta, a już na pewno nie abonenci - mówi Jolanta Ciesielska z Netii 1. Dopiero pod przymusem Urzędu Regulacji Telekomunikacji TP SA podpisała przed kilkoma dniami umowy z niezależnymi operatorami. Netia planuje rozpoczęcie działalności w połowie sierpnia tego roku. NOM już w czerwcu. Tak czy owak, TP SA zablokowała konkurencję na ponad dwanaście miesięcy.
W zeszłym roku TP SA osiągnęła rekordowe zyski przekraczające 2 mld zł (prawie dwa razy większe niż w 1999 r.). Utrzymanie przez nią pozycji monopolisty jest najbardziej opłacalne dla jej udziałowców, czyli France Telekom (25 proc. akcji), Kulczyk Holding (10 proc. akcji) oraz skarbu państwa (35 proc. akcji). Konsorcjum France Telekom i Kulczyk Holding mają prawo zakupu w najbliższym czasie kolejnych 16 proc. akcji.

Ministerstwo zignorowane
Netia 1 oraz NOM liczyły na to, że działalność rozpoczną latem zeszłego roku. TP SA konsekwentnie mnożyła trudności, aż wreszcie we wrześniu 2000 r. Netia skierowała sprawę do Ministerstwa Łączności, prosząc o arbitraż. Urzędnicy rozstrzygnęli spór na korzyść Netii i nakazali TP SA podpisanie umów. Decyzję wydano jednak dopiero 14 grudnia, czyli dwa miesiące później niż należało (resort miał na to 30 dni). Zawierała ona wprawdzie klauzulę natychmiastowej wykonalności, ale TP SA ją zignorowała. Netii udało się w lutym 2001 r. uzgodnić wszystkie warunki umowy, ale zarząd TP SA do 18 maja nie zdobył się na wysiłek złożenia pod nią swoich podpisów, co uczyniłoby umowę prawomocną. To nie koniec perypetii Netii. Na podstawie umowy może ona świadczyć usługi tylko w piętnastu strefach numeracyjnych (na 49 istniejących), bo jedynie tam są tzw. punkty styku sieci Netii i TP SA. Według TP SA, każda firma, która wykupiła koncesję, powinna wybudować własną sieć połączeń międzymiastowych i punkty styku z siecią TP SA. Tymczasem do obsługi ruchu telefonicznego wystarczyłaby sieć należąca do TP SA. Monopolista odmawia jednak dzierżawy swoich połączeń. - Budowa równoległych linii międzymiastowych to absurd - mówi Jacek Strzałkowski, rzecznik Urzędu Regulacji Telekomunikacji. - Przyszły konkurent PKP też nie będzie przecież budował własnych linii kolejowych, równoległych do istniejących!

Najwyższe rachunki na świecie
Wartość rynku połączeń międzymiastowych w Polsce szacuje się na miliard dolarów rocznie. Każdy miesiąc blokowania konkurencji daje więc udziałowcom TP SA kilkadziesiąt milionów dolarów zdartych ze wszystkich użytkowników telefonów stacjonarnych, których w Polsce jest około dziesięciu milionów. Zdartych, bo płacimy jedne z najwyższych rachunków telefonicznych na świecie. Średnie ceny liczone w dolarach są u nas mniej więcej o 40 proc. wyższe niż w krajach Unii Europejskiej. Dostęp do Internetu przez łącza TP SA jest najdroższy wśród wszystkich członków OECD! W wypadku połączeń z sieci stacjonarnych do komórkowych tylko w Grecji opłaty są wyższe niż w Polsce. Na Węgrzech są one tańsze aż o 40 proc., a w Czechach - o ponad 25 proc. Połączenia regionalne i krajowe w sieciach stacjonarnych niższe są nawet we Francji, Holandii i Wielkiej Brytanii!

30 procent w dół
Tam, gdzie działa konkurencja, ceny zawsze spadają. W Polsce widać to znakomicie na rynku telefonów komórkowych. Dopóki dominował Centertel, dopóty usługi tego typu były bardzo drogie i kiepskiej jakości. Pojawienie się GSM ożywiło rynek. Daleko nam jeszcze do ideału - impulsy nadal są u nas naliczane co minutę lub 30 sekund, a nie co sekundę - ale jego osiągnięcie jest tylko kwestią czasu. Jeszcze trzy, cztery lata temu trudno było sobie wyobrazić telefon po 1 zł i rozmowy z wybranymi numerami po 5 groszy za minutę. Dzisiaj to fakty, a walczący o klienta operatorzy GSM nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Biznesplany Netii 1 i NOM zakładają obniżki opłat za połączenia międzystrefowe nawet o 30 proc. w ciągu roku od dnia rozpoczęcia działalności. - Spadek cen zwiększy liczbę rozmów telefonicznych. Chcemy działać inaczej niż TP SA. Nie mało połączeń i drogo, ale dużo i tanio - mówi prezes NOM Włodzimierz Strzemiński. Netia już oferuje o 20 proc. tańszy niż TP SA dostęp do Internetu. Na świecie po zliberalizowaniu rynku telefonii stacjonarnej opłaty spadły o kilkadziesiąt procent. W Izraelu ceny rozmów międzynarodowych są dziś niższe aż o 80 proc., a w krajach Unii Europejskiej - mniej więcej o 70 proc. W Polsce nadal utrzymywana jest struktura cen z PRL. Rozmowy zagraniczne są u nas o kilkadziesiąt procent droższe niż w UE. Połączenie z Izraela do USA jest pięciokrotnie tańsze niż z Polski do USA.

Unia karci
Na utrzymywanie dominującej pozycji TP SA w Polsce ostro zareagowała Komisja Europejska, która zagroziła ponownym otwarciem negocjacji członkowskich w dziedzinie telekomunikacji. Bruksela nadesłała też 26 stron zarzutów wobec nowego prawa telekomunikacyjnego, które weszło w życie zaledwie pięć miesięcy temu. Według unii, jest ono niezgodne z prawem europejskim i umacnia pozycję TP SA. Polscy negocjatorzy przyznali, że w komisjach sejmowych ustawa była zmieniana pod wpływem nacisku lobbystów reprezentujących interesy monopolisty. Operatorzy konkurencyjni ustawę o telekomunikacji nazywają blankietową, gdyż wymaga aż 46 aktów wykonawczych, z których na ministra łączności przypadają 33 (wydał do tej pory zaledwie cztery!). Skarceni przez Komisję Europejską nasi negocjatorzy obiecali, że do lipca tego roku rynek telekomunikacyjny zostanie w Polsce wreszcie otwarty.

Proszę o zwrot pieniędzy
Netia 1 przestała czekać na mobilizację urzędników. W połowie kwietnia wystąpiła do Urzędu Regulacji Telekomunikacji o zwrot pieniędzy wpłaconych za licencję, a kwota to niebagatelna, bo 24 mln euro, czyli około 86 mln zł. - Ministerstwo Łączności, oferując koncesję, zawierało z nami umowę w zasadzie cywilnoprawną i za określoną opłatą sprzedawało prawo do wykorzystania części monopolu państwowego. Zakładaliśmy, że cena odzwierciedla wartość tego rynku, i dlatego ją przyjęliśmy. Nie stworzono jednak warunków, abyśmy mogli skorzystać z tego, za co zapłaciliśmy. Do dzisiaj nie możemy podjąć działalności i dlatego domagamy się zwrotu pieniędzy. Nie zmieni tego zmuszenie TP SA do podpisania z nami umów - wyjaśnia Jolanta Ciesielska z Netii 1. Sprawa nie została jeszcze rozstrzygnięta i należy się spodziewać, że skończy się w sądzie, bo ministerstwo uznaje, iż wina nie leży po jego stronie, a URT umywa ręce, ponieważ istnieje dopiero od stycznia tego roku.

Radość monopolisty
To, że URT zmusił TP SA do podpisania umów z niezależnymi operatorami, nie oznacza, że rynek stanie się od razu konkurencyjny. TP SA nadal będzie wykorzystywać swoją pozycję i tylko zdecydowanie prezesa URT może położyć temu kres. TP SA tymczasem robi swoje. Każdego roku inwestuje około miliarda dolarów i przyłącza do swojej sieci milion abonentów. Pieniądze na to ściąga od nas wszystkich m.in. dzięki rencie monopolowej, którą wciąż pobiera, blokując konkurencję. To, że coraz więcej osób może szybko założyć telefon w sieci TP SA, jest zatem sukcesem iluzorycznym. Im mniejsze będą sieci konkurencyjne, tym silniejsza będzie TP SA i tym mniejsze szanse na to, by pozostali operatorzy stali się jej równorzędnymi partnerami. Z takiego rozwoju zdarzeń cieszyć się mogą tylko udziałowcy naszego monopolisty.

Więcej możesz przeczytać w 21/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.