Molestowanie w sieci

Molestowanie w sieci

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zaczyna się niewinnie - od ogłoszenia, które zamieszczamy na stronach umożliwiających wirtualne randki. Po kilku tygodniach na naszym prywatnym koncie niespodziewanie pojawiają się seksmaile z nachalnymi propozycjami i niewybrednym słownictwem. Internetowy sex-mobbing (molestowanie w sieci) staje się coraz bardziej dokuczliwy.

Wirtualne randki
Internetowa przyjaźń jest niezwykle ekscytująca. Wystarczy się zdecydować na któregoś z sieciowych pośredników, zarejestrować, a po otrzymaniu hasła ruszyć na poszukiwanie cyberpartnera. Na stronach umożliwiających randki każdego wieczoru spotykają się dziesiątki tysięcy chętnych, samotnych i skłonnych do flirtu on line. Czasem znajdują przyjaciół, czasem miłość swojego życia. Średni wiek osób korzystających z najpopularniejszych czatów wynosi 22 lata; 40 proc. z nich stanowią kobiety. One też najczęściej padają ofiarą seksualnych cybermaniaków.
Krytycy randek w sieci od dawna ostrzegali, że wirtualna komunikacja to teatr, w którym wkłada się dowolne maski i gra najdziwniejsze role. Anonimowość internautów pozwala na bezkarne bawienie się cudzymi uczuciami i ich wykorzystywanie.

Polowanie na kobiety
Urszula kilka miesięcy temu spróbowała szczęścia na cyberrandce. W rozmowie z przygodnym partnerem wyjawiła, jakie potrawy najbardziej lubi, jaki ma kolor włosów i wymiary oraz jak sobie wyobraża wakacje marzeń. Kiedy już zapomniała o wirtualnej przygodzie, na jej koncie niemal każdego dnia zaczęły się pojawiać e-maile o czysto seksualnym charakterze. Nieznani mężczyźni proponowali jej urlop na Seszelach w zamian za seksualny trójkącik, roztaczali wizje wspólnych nocy, a nawet opisywali pozycje, w których najchętniej by ją zobaczyli. Po przeprowadzeniu prywatnego śledztwa Urszula dotarła do ogłoszenia, które rzekomo zamieściła w cyberagencji ułatwiającej znudzonym małżonkom skok w bok. Wszystkie dane jej dotyczące były prawdziwe, tylko że nigdy nie nawiązała współpracy z żadną agencją. Być może zrobił to jej cyberpartner sprzed kilku miesięcy, który prawdopodobnie był wyspecjalizowanym łowcą adresów.
Aby sprawdzić, na jakiej zasadzie działa sieciowy mobbing, grupa internautów flirtowała jako Anna na dwudziestu najpopularniejszych stronach umożliwiających randki. Po dwóch tygodniach Ania otrzymała 320 seksofert, z których najbardziej pikantne mogłyby śmiało posłużyć za scenariusz tandetnego filmu pornograficznego. Według fachowców, w sieci działają łowcy, których zadaniem jest namierzanie kobiet (najlepiej atrakcyjnych i skłonnych do flirtu) biorących udział w cyberrandkach i przekazywanie ich adresów e-mailowych - bez wiedzy właścicielek - seksagencjom. Panowie korzystający z usług tego rodzaju firm płacą miesięczny abonament za możliwość przeglądania ofert i ewentualne nawiązanie kontaktu z "gorącą Zuzą" czy "drapieżną Moniką". Czasem nasz adres udostępnić może znajomy, który uzna to za dobry dowcip, lub - jak w wypadku 25-letniej Grażyny - były chłopak. Odrzucony przez dziewczynę najpierw sam zasypywał ją seksmailami, a z czasem przekazał jej dane cyberagencji.

Obrona czci niewieściej
Obrona przed sex-mobbingiem jest wyjątkowo trudna. Wprawdzie w większości cywilizowanych krajów molestowanie seksualne jest karalne, jednak udowodnienie przestępstwa dokonanego w cybernetycznej przestrzeni okazuje się często niemożliwe. Poza tym tak jak poczta nie odpowiada za treść listów, tak właściciel serwera nie odpowiada za treść pojawiających się u niego ogłoszeń. Z kolei przedstawiciele agencji pośredniczącej w nawiązywaniu kontaktów seksualnych zawsze mogą stwierdzić, iż anons danej osoby otrzymali e-mailem i nie mieli pojęcia, że reklamująca się Kasia czy Anna nic o nim nie wie. Jedynym wyjściem jest zatem zmiana adresu e-mailowego bądź stworzenie tymczasowego, wyłącznie na potrzeby wirtualnej randki. Albo po prostu unikanie przygodnych cyberznajomości.

Więcej możesz przeczytać w 21/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.