MENU

Dodano:   /  Zmieniono: 
Płyta
Już dziś można zaryzykować tezę, że płyta Gorillaz stanie się jednym z wydarzeń roku. Zespół powołał do życia Damon Albarn, wokalista britpopowego Blur, który do współpracy zaprosił tak różnych muzyków, jak: raper Del Tha Funkee Homosapien, była gitarzystka basowa Talking Heads Tina Weymouth oraz Ibrahim Ferrer, śpiewak znany z płyty Buena Vista Social Club. Powstał niezwykły melanż gatunków. Na płycie znajdziemy istniejące w doskonałej stylistycznej symbiozie hip-hop, reggae, rap czy punk. Album promuje singel z przebojowym utworem "Clint Eastwood", do którego zrealizowano najciekawszy teledysk ostatnich miesięcy. Pisząc o studyjnym projekcie Gorillaz, nie sposób pominąć towarzyszącej mu oprawy graficznej. Odpowiedzialny za nią jest Jamie Hewlett, znany twórca komiksów, który nie tylko narysował, ale przede wszystkim wymyślił postacie muzyków. Istnieją oni jedynie w animowanym teledysku, na okładce płyty oraz prezentacji multimedialnej zamieszczonej na CD.

Jacek Borowski

Wydarzenie - ŚWIAT
10 maja rozpoczął się w Londynie festiwal poświęcony twórczości Tadeusza Różewicza. Impreza potrwa do 17 czerwca. Zainaugurowała ją promocja tomu "Recycling", opublikowanego właśnie po angielsku. "Recycling" to poetycka publicystyka, portret współczesnej cywilizacji. Brytyjskiego czytelnika uderzy obecność motywów związanych z Anglią (owieczka Dolly, choroba szalonych krów, Tony Blair czy książę Karol). Obecny na promocji poeta z humorem wspominał wizyty na międzynarodowych festiwalach poetyckich w różnych zakątkach świata. Mówił o poetach, których tam spotykał, Pablu Nerudzie, Allenie Ginsbergu i innych. Wspominał też swoją pierwszą londyńską wizytę sprzed kilkudziesięciu lat na festiwalu, który - jak określił Różewicz - odbywał się w betonowym budynku (miał prawdopodobnie na myśli Royal Festival Hall). Dodał przewrotnie, że londyński recenzent skupił się wówczas na opisywaniu za dużych butów i za szerokich spodni poety. Najlepiej ocenił festiwal w Macedonii, na którym poeci recytowali swoje utwory w monastyrach i na mostach. Różewicz czytał również własne wiersze z nowego londyńskiego tomu. Poeta będzie także uczestniczyć w innych spotkaniach poświęconych jego twórczości, m.in. w Corpus Christi College w Oksfordzie oraz w Warwick University Arts Centre. Londyńczycy będą też mieli okazję zobaczyć sztuki Różewicza. Już w maju w White Bear Theatre odbędzie się premiera "Kartoteki" w wykonaniu Brit-Pol Theatre w reżyserii Petera Czajkowskiego. Teatr ten przygotował też wieczór poetycki poświęcony utworom z tomu "Recycling". Zostanie on wystawiony w Riverside Studios w dzielnicy Hammersmith. Uzupełnienie stanowić będą seanse filmowe, zorganizowane w tym samym miejscu, prezentujące twórczość brata poety, Stanisława Różewicza.

Anna Maria Mickiewicz

Wydarzenia - POLSKA
Już po raz czterdziesty odbył się Muzyczny Festiwal w Łańcucie. W swej historii przechodził różne koleje losu. Powstał jako Dni Muzyki Kameralnej - skromne, lecz o wspaniałej atmosferze wspominanej przez bywalców. W latach 80. za sprawą Bogusława Kaczyńskiego stał się imprezą huczną i telewizyjną. Dziś łączy najlepsze cechy tych obu form - nie stroni od telewizji, ale panuje na nim atmosfera czystej sztuki. W przepięknej scenerii sali balowej łańcuckiego zamku wystąpili w tym roku m.in. fleciści Philippe Bernold i Jadwiga Kotnowska, pianistka Mihaela Ursuleasa (wielka niedoceniona ostatniego Konkursu Chopinowskiego), śpiewacy Adam Kruszewski (wykonał pieśni Henryka Mikołaja Góreckiego, a na fortepianie towarzyszył mu sam kompozytor) i Danił Sztoda (III nagroda na zakończonym niedawno Międzynarodowym Konkursie Moniuszkowskim w Warszawie). Węgierski Kwartet im. Bartóka, który w roku 1964 był pierwszym zagranicznym zespołem na łańcuckim festiwalu, zagrał ten sam program co wówczas. Odbyły się też koncerty kameralne, a na zakończenie w Filharmonii Rzeszowskiej (która od początku jest organizatorem festiwalu) pod batutą jej dyrektora Tadeusza Wojciechowskiego wykonano "Requiem" Verdiego.

Dorota Szwarcman

Stanisława Przybyszewska była nieślubnym (i nie chcianym przez ojca) dzieckiem malarki Anieli Pająk i kończącego karierę pisarza, otoczonego dwuznaczną sławą satanistycznego szubrawca. Zrodzona została w poczuciu winy, wyciągniętej na dodatek na widok publiczny. Właśnie ów skandal narodzin, skazujący wszelkie życiowe gesty na teatralność i śmieszność, wydaje się głównym motywem spektaklu Iwony Kempy, która na scenie kameralnej Teatru Nowego w Łodzi wystawiła debiutancką sztukę Anny Schiller "Stacha". Wejście bohaterki w świat dokonuje się na specyficznych warunkach. Stacha (rewelacyjna Magdalena Dziembowska) musi się zmierzyć z "geniuszem" ojca. Jednocześnie, osierocona przez matkę w jedenastym roku życia, tuła się po obcych domach. Wszystko to sprawi, że jej krótkim życiem rządzić będzie obsesja bycia obiektem cudzych działań, przedmiotem manipulacji. Dlatego w łódzkim spektaklu najbliżsi Stachy - Matka, Ojciec, narzeczony Wacław - przedstawieni są karykaturalnie. Nawet gdy odchodzą z życia bohaterki, odżywają w jej głowie jako upiorne fantomy, wpychające ją w gotowe role: kobiety, artystki, córki geniusza.
Szybki montaż, płynność zmian, wprowadzenie wewnętrznego planu akcji odrealniają sceniczny świat, pulsujący natrętnymi obrazami. Ta obróbka - korzystna dla sztuki - zmienia sens tekstu. W dramacie Przybyszewski istnieje jako tęsknota dziewczynki wznoszącej nieobecnemu ojcu pomnik. Pierwsze ich spotkania nie niszczą tego obrazu, otrzeźwienie przychodzi dopiero z czasem. W łódzkim spektaklu ingerencja ojca w życie Stachy - sygnalizowana choćby przez włączenie listów Przybyszewskiego do Anieli Pająkówny - jest od początku jej przekleństwem. Kabotyńskie gesty pisarza, demistyfikujące jego legendę, sprowadzają ich relację na poziom tragifarsy.
Z niezgody na pospolitość życia zrodzi się w bohaterce strategia ucieczki. Gdy Stacha zostanie sama w baraku Polskiego Gimnazjum w Gdańsku, wypowie wreszcie słowa: "Teraz mam cały czas dla siebie. Nikomu nic nie jestem dłużna". Uciekając z tego świata, wybierze rzeczywistość wykreowaną w wyobraźni. W świecie tworzonego w gorączce dramatu "Sprawa Dantona" utożsamia się z herosem rewolucji, Robespierre’em. Danton - który według niej zdradził swój geniusz, zafałszował własny impuls tworzenia, ulegając żądzy władzy i pokusie życia - ma twarz ojca. Podobnie jak jej "kochanek" Robespierre, Stacha przegra walkę, bo ciało odmówi jej posłuszeństwa. W poszukiwaniu ostatecznego kształtu własnego życia sięgnie po zabójczą morfinę, którą będzie zdobywać w zamian za seksualne usługi świadczone lekarzowi. Dlatego jej manifestacyjne słowa o wolności, które wieńczą łódzki spektakl, podszyte są ironią.

Joanna Chojka
Więcej możesz przeczytać w 21/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.