Lewica i ekonomia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lewica nie lubi współczesnej ekonomii jako nauki

Termin wyborów parlamentarnych niemal za pasem i warto w związku z tym przypomnieć, co też może nas czekać po prawdopodobnym (niestety) zwycięstwie lewicy. Frustracja, a jednocześnie przekonanie, że w Polsce możliwe są cuda, robi swoje. Obiektywny stan wiedzy i rzeczowe argumenty do wielu wyborców nie docierają... Opublikowane niedawno dane o nakładach gazet różnych odcieni ideologicznych i politycznych dowodzą, że elektorat lewicy swoich gazet nie czyta. "Trybuna" ma nakład prawie dziesięć razy mniejszy niż "Gazeta Wyborcza". Można więc zaryzykować tezę, że lewica lubi wyborców słabo poinformowanych i jeszcze słabiej wyedukowanych, do których najłatwiej trafia demagogia i dezinformacja.
Nie znaczy to bynajmniej, że na lewicy lub w kręgach do niej zbliżonych nie ma dobrych, nowoczesnych ekonomistów. Nie wymieniam ich nazwisk, bo nie chcę im szkodzić. Będą nam bowiem bardzo potrzebni właśnie w razie zwycięstwa lewicy. Nie łudźmy się jednak. Wystarczy przejrzeć materiały styczniowego kongresu ekonomistów, by zobaczyć, czyj głos był najbardziej słyszalny, kto będzie usiłował dyktować politykę gospodarczą. Forsowany będzie powrót do państwowej gestii nad gospodarką, powrót do ręcznego sterowania. Wszystko oczywiście pod hasłem "oświeconego", "niezbędnego" interwencjonizmu - jak wiadomo, doszczętnie skompromitowanego. Nic nie szkodzi. Jeżeli fakty i stan wiedzy są przeciwko nam, tym gorzej dla nich! Ponieważ prawidłowa interpretacja "społecznej gospodarki rynkowej" jest dla centralistów niewygodna, wobec tego przydaje się temu pojęciu zupełnie inne treści, przyprawiające o konwulsje szczątki Müllera-Arma-cka i Erharda. Kongresowa lewica żąda naturalnie poluzowania polityki budżetowej i zwiększenia deficytu finansów publicznych. Któż by się przejmował długiem publicznym i inflacją!? Dług publiczny służyć będzie nakręcaniu koniunktury dodatkowym popytem, a inflacja jest przecież podobno lepsza od recesji. Oczywiście państwo (lewicowe) powinno kształtować rzeczową strukturę gospodarki, tak jakbyśmy w tej dziedzinie nie mieli fatalnych doświadczeń.
Bardzo hałaśliwa na kongresie opcja socjaldemokratyczna pochodzi z czasów fascynacji Zachodu zwycięstwem ZSRR w II wojnie światowej i szału nacjonalizacji. Nie ma oczywiście nic wspólnego z manifestem Blaira i Schrödera, tych przebrzydłych zdrajców socjalizmu. Nasza socjaldemokracja pokaże, że trzeba i można zerwać z monetaryzmem (który się rzekomo przeżył) i wrócić do sprymitywizowanego keynesizmu w polityce pieniężnej i kredytowej. Gdyby ci nasi pseudokeynesiści mieli choćby mgliste pojęcie o ewolucji keynesizmu na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat, o jego powrocie do mikroekonomicznych podstaw! Czego można oczekiwać od lewicy, jeśli jeden z jej utytułowanych naukowo posłów ocenia ostatnie dwudziestolecie gospodarki USA i Wielkiej Brytanii jako porażkę, a nawet klęskę?
Co tu dużo mówić. Liczyć się trzeba po zwycięstwie lewicy z negacją współczesnego stanu wiedzy w zakresie polityki gospodarczej i jej podstaw teoretycznych. Nie będzie to żadną niespodzianką. Lewica nie lubi współczesnej ekonomii jako nauki. Nie lubi dlatego, że jej główne tezy i obszary badań są dla lewicy niewygodne. W makroekonomii lewica uznaje tylko formalne modele wzrostu gospodarczego. Nie interesuje jej problematyka równowagi gospodarczej, bo immanentną cechą gospodarki państwowej jest nierównowaga i niedobory. Lewicy w ogóle nie interesuje mikroekonomia, problematyka racjonalności ekonomicznej, optimum przedsiębiorstwa. Nie należy przecież pomagać przedsiębiorcom, tym wyzyskiwaczom. Ważna jest wysoka stopa redystrybucji produktu krajowego. Zabrać tym kapitalistom i wszystkim zamożniejszym ile się da!
Podziwiam jedynie tupet, z jakim usiłuje się w Polsce, w której gospodarka państwowa zbankrutowała wyjątkowo efektownie, lansować koncepcje, których realizacja grozi ponowną klęską. Chyba że jest ku temu zupełnie inny powód. Gospodarka państwowa to przecież szansa na utrzymanie i rozbudowę warszawskiego centralizmu z odpowiednią liczbą etatów...
Więcej możesz przeczytać w 21/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.