Requiem dla żyjących

Requiem dla żyjących

Dodano:   /  Zmieniono: 
Levin - enfant terrible izraelskiego dramatu
Przejmujący spektakl, pokazany ostatnio na scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego przez Teatr Cameri, był pierwszą w Polsce prezentacją dzieła Hanocha Levina, zmarłego dwa lata temu najwybitniejszego izraelskiego dramaturga, a zarazem pierwszym w naszym kraju występem znakomitego zespołu z Tel Awiwu, który w swych przedstawieniach porusza najbardziej palące problemy współczesności: polityczne, społeczne, moralne.

Obrazoburczy Levin
Hanoch Levin urodził się w 1943 r. Z pięćdziesięciu jego sztuk wystawiono trzydzieści. Większość z nich zrealizował Teatr Cameri, z którym Levin był związany na stałe jako dramaturg, inne pokazywano przeważnie na małych scenkach i na uniwersytetach, ale również w Habimie, izraelskim teatrze narodowym. Jedni uważali go za pisarza szokującego, obrazoburczego, enfant terrible literatury swego kraju, inni twierdzili, że jak nikt inny ukazywał Izraelczykom ich własny obraz. W sztuce "Ty, ja i następna wojna" rozprawiał się z euforią po wojnie sześciodniowej i ostrzegał przed skutkami okupacji nowych ziem. W "Królowej wanny" krytykował rząd Goldy Meir i wojenną taktykę wobec Egiptu i Syrii. Satyryczna rewia "Patriota" została objęta zakazem cenzury za "atakowanie podstawowych narodowych, państwowych i żydowskich wartości", mimo to grano ją z sukcesem.
Nie znaczy to, że Levin był pisarzem czysto politycznym. Siła jego talentu szła w parze ze śmiałością wypowiedzi i drastycznością stosowanych środków scenicznych, przenikliwość i bezlitosny pesymizm - ze szczególnym poczuciem humoru, z umiejętnością zabawiania widza. Sztuka "Męczeństwo Hioba" jest dojmująco bluźniercza. Wokół słupa, na którym wisi Hiob, defilują ludzie "zdroworozsądkowi", egoistyczni, politykujący - by frymarczyć jego cierpieniem. Tymczasem Hiob pozostaje wierny Bogu tylko dlatego, że stracił rozum. W finale przed Hiobowym słupem zjawiają się cyrkowcy, by wykorzystać tę scenerię do swoich występów. Z kolei w tragikomedii "Alcestis" Levin daje sarkastyczną parafrazę greckiej przypowieści o oddaniu życia za drugiego człowieka - u niego nie jest to czyn dobrowolny, lecz wymuszony.
Współczesność traktował Levin równie ostro. W kapitalnej czarnej komedii "Pakujemy walizki" o podtytule "Komedia w siedmiu pogrzebach" ukazuje nieciekawe życie małej miejskiej społeczności, w której wszyscy dobrze się znają, a każdy jest niezadowolony i nieszczęśliwy - marzy, marnuje życie, w końcu umiera. Niektórzy chętnie by uciekli za granicę, lecz brak im energii. Udaje się to tylko prostytutce - pocieszycielce, która zgarnia pieniądze innych.

Śmierć w konwencji baśni
"Requiem" to sztuka niezwykła. Levin napisał ją w pełni świadomy własnego umierania: ciężko chory na raka kości, zdążył jeszcze sam ją wyreżyserować. Sztuka, osnuta na motywach z trzech opowiadań Czechowa, pokazuje śmierć w konwencji baśni, z niezwykłą, szokującą prostotą. Są tu "bardzo starzy oboje", czyli Stary (Joseph Carmon) i Stara (Jeta Munte) - on wyrabia trumny, ona przez całe życie ciężko pracuje w domu, nie słysząc słowa wdzięczności. Dopiero gdy umiera, Stary chce jej okazać czułość, ale to już do niej nie dociera. Stara przechodzi na stronę śmierci, mówiąc: "I z krótkiej drzemki ze snem przeszłam do tego dużego snu, o którym już nic więcej nie będę mogła powiedzieć". Pobrzmiewa w jej słowach ukojenie i pogodzenie ze śmiercią, a jednocześnie bunt przeciw okrutnemu i nieudanemu życiu. Przeciw życiu buntuje się również Matka (Sandra Schonwald), której dziecko ktoś oblał wrzątkiem. Po jego śmierci Matka odmawia płaczu, by ulga, jaką przynoszą łzy, nie stała się dla krzywdziciela pretekstem do odpuszczenia winy. Woźnica przewożący kurwy i pijaków z Chlupki do Pupki nie ma się komu wyżalić, gdy umiera mu syn - wypłakuje swoje nieszczęście koniowi. Na końcu umiera Stary, wspominając z bólem wszystko, na co za życia nie zwracał uwagi: wierną żonę, zmarłe dziecko, wielką, piękną rzekę.
Natura ukazywana jest w tej sztuce w sposób naiwny, przez opadające liście i płatki śniegu, a trójka obdartych Cherubinów, pojawiających się jako anioły śmierci, bezskutecznie próbuje rozproszyć smutek odchodzenia. Umowny język teatralny, jakim posłużył się Levin, przypomina brechtowską "grę z dystansem", nie pozwalając na łatwe, sentymentalne utożsamienie się z bohaterami opowieści. Rzecz dzieje się przecież tylko w teatrze, czarne postaci przesuwają kurtynę, jedna z nich niesie księżyc, inna ptaka przefruwającego nad śmiercią, jeszcze inna "gra" chałupę. I z tej sztuczności rodzi się przestrzeń metafizyczna, w której śmierć staje się akceptowaną częścią życia.

Ostatnia sztuka Levina
Levin napisał jeszcze jedną - ostatnią - intrygującą sztukę o śmierci pt. "Płaczki", w której trzech ludzi umierających na jednym łóżku przypomina figury Chrystusa i dwóch łotrów. Nie zdążył jej wyreżyserować. W Polsce dramaturgia Levina jest wciąż nieznana. Tym większa zasługa Teatru Dramatycznego, że dał ją nam poznać i obudził nadzieję, iż te wybitne sztuki wezmą na warsztat i inne nasze teatry.

Więcej możesz przeczytać w 22/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.