Sezon wizjonerów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Roztaczane dziś wizje przyszłości Europy mają związek głównie z najbliższymi wyborami we Francji i Niemczech
Jeszcze rok temu przywódcom Europy zarzucano brak odwagi, która pozwalałaby na nakreślenie wizji przyszłości jednoczącego się kontynentu. Dzisiaj na deficyt koncepcji narzekać nie można. Po propozycjach federacyjnych Joschki Fischera i Gerharda Schrödera w Paryżu przez dwa dni można było słuchać kolejno przemówień na ten temat Lionela Jospina i Romano Prodiego. Skąd wzięła się nagła skłonność do politycznego wizjonerstwa? Zarówno we Francji, jak i w Niemczech w 2002 r. odbędą się wybory i wyraźnie widać, że propozycje polityków dostosowane są raczej do oczekiwań elektoratu i partnerów politycznych niż europejskich realiów.
Francuski premier dość długo sprawiał wrażenie, jakby zabierał głos na temat perspektyw Europy tylko pod wpływem nacisków prasy i otoczenia. Wreszcie zapowiedziano, że Jospin wygłosi przemówienie, w którym będzie chciał podkreślić, iż "projekt polityczny" liczy się dla Europy bardziej niż jej "architektura instytucjonalna". Rzeczywiście, o reformach instytucji premier powiedział przede wszystkim, że powinny być głębokie. Niemieckie koncepcje przekształceń unii uznał tylko za jedną z propozycji. Generalnie Jospin nawet o milimetr nie odstąpił od tez głoszonych od dawna przez francuską Partię Socjalistyczną. Niemal dokładne streszczenie jego przemówienia można znaleźć w opublikowanym 22 maja 2000 r. w "Libération" artykule Fran˜ois Hollande’a, pierwszego sekretarza Partii Socjalistycznej.
Jospin odciął się od propozycji Schrödera i Fischera w sprawie utworzenia federacji europejskiej wzorowanej na federacji niemieckiej i opowiedział się za "federacją państw narodowych", mających silniejszą pozycję niż amerykańskie stany lub niemieckie landy. Wiele lat temu zaproponował to już Jacques Delors, a rok temu powtórzył prezydent Jacques Chirac. Naprawdę nową koncepcją Jospina jest utworzenie stałego organu zapewniającego zbliżenie między Parlamentem Europejskim a parlamentami krajowymi i wybieranie przewodniczącego Komisji Europejskiej spośród członków PE. Jospin podkreślił też, że państwa kandydujące do unii powinny brać udział w debacie na temat jej przyszłości.
W dziedzinie gospodarczej wrócił jednak do artykułu Hollande’a, postulując utworzenie w celach koordynacyjnych "rządu ekonomicznego" w strefie euro. Zasugerował, by każdy rząd konsultował się z innymi przed podjęciem decyzji o znaczeniu globalnym, by utworzyć fundusz, który wspierałby państwa mające trudności z powodu zawirowań na rynku, a także by znieść konkurencję podatkową między państwami członkowskimi.
Przemówienie Jospina było silnie ideologiczne. Pełno w nim stwierdzeń typu: "Nie można oddzielać dobrobytu od postępu społecznego". Rok przed wyborami premier nie może stracić przychylności sojuszników koalicyjnych - komunistów i Zielonych - i raczej to było głównym celem jego wystąpienia, a nie roztoczenie przed narodami Europy porywającej wizji ich przyszłości.
W Paryżu najbardziej czekano oczywiście na reakcje Berlina i Londynu. Niemieckie MSZ było zadowolone z wystąpienia francuskiego premiera. Fischer dostrzegł "wiele wspólnych zapatrywań" i dodał, że niektóre sugestie są bardzo interesujące i będą przedmiotem rozmów. W języku mniej dyplomatycznym oznacza to: "Panowie, jeśli nie dojdziemy do porozumienia, nie ruszymy z miejsca". Niemieckie media mniej dbały o dyplomację. Wskazywały przede wszystkim na kontrast między wizjonerską postawą Schrödera a przyziemnością Jospina. Negatywne były też recenzje prasy brytyjskiej, tradycyjnie eurosceptycznej i dostrzegającej z kolei w wystąpieniu Jospina groźbę przekształcenia UE w superpaństwo.
Nazajutrz po przemówieniu Jospina w paryskim Instytucie Nauk Politycznych swój pogląd na przyszłość unii przedstawił przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi. Jego zdaniem, nie będzie "mocarstwa europejskiego" bez "wspólnego projektu, wspólnej polityki, silnych instytucji i pieniędzy". Prodi opowiedział się za wprowadzeniem podatku europejskiego, który miałby zastąpić obecny system budżetowych kontrybucji każdego z państw członkowskich. Postulował też oczywiście wzmocnienie roli Komisji Europejskiej, zbliżając się tym samym do koncepcji Schrödera. Nie wspomniał natomiast nic o roli Parlamentu Europejskiego, choć oznajmił, że zgadza się z linią polityczną przemówienia premiera Francji. Szef komisji nie poparł ani niemieckiej, ani francuskiej wizji federacji, podkreślił natomiast konieczność konsekwentnego stosowania tzw. zasady subsydiarności. "Unia - mówił Prodi - nie ma się zajmować wszystkim, tylko koncentrować się na zadaniach strategicznych i wyznaczać kierunki działania".
Debata nad przyszłością instytucjonalno-polityczną Europy daleka jest jeszcze od wejścia w wyraźnie określony nurt. Jeden z niemieckich deputowanych powiedział, że propozycje Schrödera to w gruncie rzeczy balon próbny. Po europejskim niebie zaczyna szybować coraz więcej takich balonów, ale na razie układa się z nich obraz dość chaotyczny: kolejni przywódcy przedstawiają własne koncepcje, spotykając się z oklaskami we własnych krajach i krytyką w innych. Ale takie są prawa wstępnej fazy dyskusji na każdy temat. Zresztą jeśli kierować się tylko zasadami dyskusji, byłoby wręcz pożądane, żeby takich balonów próbnych było coraz więcej, żeby inicjatywy w wyznaczaniu dalekosiężnych celów i kierunków rozwoju UE nie pozostawiano tylko Niemcom, Francji i Komisji Europejskiej.



Więcej możesz przeczytać w 23/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: