Komando duchów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy Niemcom grozi powrót pogrobowców lewackiego terroryzmu?

Niemiecka policja twierdzi, że przeprowadzony niedawno atak na konwój bankowy w Düsseldorfie, podczas którego zrabowano dwa miliony marek, nie był dziełem zwykłych kryminalistów. Napad zrealizowano według scenariusza Frakcji Czerwonej Armii (RAF), dobrze znanej z czasów aktywności lewackich terrorystów. Sprawców nie ujęto. "Dawni terroryści nie zarzucą swych rewolucyjnych celów i nie spędzą reszty życia jak zwykli gangsterzy" - twierdzi Frauke-Katrin Scheuten, rzeczniczka Federalnej Prokuratury w Karlsruhe. Jej zdaniem, członkowie RAF przygotowują się do nowych ataków. Broń mają od dawna, a dziś zdobywają tylko pieniądze niezbędne do wznowienia działalności.

Głowa Hydry
Informacja prokuratury zelektryzowała niemiecką opinię publiczną. Podstawą do niepokojących wniosków jest przede wszystkim wynik dochodzenia w sprawie innego napadu na konwój z pieniędzmi, dokonanego 30 lipca 1999 r. w Duisburgu. Przebieg akcji i profesjonalizm jej organizatorów od początku kojarzył się śledczym z RAF. Użyto skradzionych samochodów z duplikatami tablic rejestracyjnych tych samych modeli należących do innych właścicieli oraz broni maszynowej, przeciwpancernej i masek, z jakich przed kilku laty korzystali terroryści. Najnowsza metoda badań porównawczych materiału genetycznego potwierdziła te podejrzenia. Analiza drobin śliny zaschłej na porzuconych maskach wskazała na byłych członków RAF: 42-letnią Danielę Klette i 46-letniego Ernsta-Volkera Stauba. Najpierw sądzono, że celem ich napadu było "zapewnienie sobie środków materialnych na starość". Dziś pracownicy prokuratury zmienili zdanie. Twierdzą, że Klette i Staub przed dwoma laty stworzyli nowe ugrupowanie, oparte na starych strukturach organizacji, a zrabowane przez nich pieniądze mają umożliwić przeprowadzenie ataków terrorystycznych.

Obrońcy uciśnionych
Frakcja Czerwonej Armii powstała na fali ruchów lewicowych i stanowiła jedno z kilku ugrupowań terrorystycznych, utworzonych w tym samym czasie w Niemczech i krajach byłej osi - Japonii i Włoszech. Ich podstawą ideową była teoria marksistowska i leninowska, dzieląca świat na wyzyskiwaczy i wyzys-kiwanych. "Ciemiężyciele i imperialiści" to Europa Zachodnia, USA i Japonia, a "eksploatowani" to kraje Ameryki Łacińskiej i Południowej, Afryki i Azji. Tak też kształtował się podział terrorystycznego frontu. Pierwszą amatorską akcją frakcji było podpalenie domu towarowego we Frankfurcie nad Menem. Ujęci podpalacze oświadczyli, że ich atak miał "zwrócić uwagę na dramat wietnamski". Sąd skazał ich na trzy lata więzienia. Niespełna rok później zamachowców wypuszczono warunkowo na wolność. Nie czekali na rewizję wyroku - zniknęli. Jednym z nich był Andreas Baader, który wkrótce znów wpadł w ręce policji. Jego uwolnieniem zajęła się lewicowa dziennikarka Ulrike Meinhof. Odbicie Baadera zapoczątkowało kolejne akcje, już perfekcyjnie przygotowane dzięki wsparciu byłej NRD i innych państw ówczesnego bloku wschodniego. Od tej pory terroryści Frakcji Czerwonej Armii koncentrowali się na egzekucjach osobistości świata polityki i gospodarki.
W pierwszej fazie w skład RAF weszło około 40 osób, ale już w 1974 r. w kartotekach brygad antyterrorystycznych z frakcją łączono kilkaset nazwisk. Największe nasilenie ataków organizacji przypadło na lata 70. i 80. Od 1987 r. wraz z postępującym rozkładem bloku wschodniego liczba aktów terrorystycznych malała: w 1987 r. było ich 329, w 1988 r. - 197, w 1989 r. - 101, w 1990 r. - 81.

Przyjaciele Ericha Honeckera
Nigdy nie zaniechano śledztw wobec nie ustalonych zabójców prominentnych postaci. Niestety, dochodzenia te nie dały większych rezultatów. Więcej światła na działalność RAF rzuciły akta Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa (MfS) byłej NRD, przejęte przez policję federalną po upadku muru berlińskiego. Terroryści poszukiwani listami gończymi otrzymywali w państwie Ericha Honeckera nowe tożsamości, umożliwiano im dokonanie operacji plastycznych, załatwiano mieszkania i pracę. Takiej pomocy udzielono m.in. Silke Maier-Witt vel Angeli Gerlach lub Sylvii Beyer, uczestniczącej w zabójstwie szefa związku pracodawców Hannsa-Martina Schleyera. Archiwa MfS odsłoniły też powiązania frakcji ze słynnym Carlosem - Iljiczem Ramirezem Sanchezem oraz zakres wsparcia, jakie otrzymali w stolicy byłej NRD, Bukareszcie, Belgradzie, Budapeszcie i Pradze. Niemiecki wątek Carlosa otwiera zamach na olimpiadzie w Monachium w 1972 r., w którym zginęło jedenastu izraelskich lekkoatletów. W 1975 r. kierował on atakiem na ambasadę RFN w Sztokholmie, rok później - uprowadzeniem samolotu Air France do Ugandy, a w 1981 r. - zamachem na Radio Wolna Europa w Monachium. Bliską współpracowniczką Sancheza była Magdalena Kopp vel Vera. Gdy wpadła w ręce policji francuskiej, Carlos zażądał jej uwolnienia pod groźbą dokonania serii zamachów. Dobę po wyznaczonym terminie wysadził w powietrze ekspres Paryż-Tuluza (pięciu zabitych, 27 rannych). W liście sygnowanym odciskiem palca przyznał się też do ataku na Francuskie Centrum Kultury w Berlinie Maison de France w sierpniu 1983 r.

Powrót upiorów
Nie ustalono sprawców żadnej ze zbrodni popełnionych przez terrorystów po 1985 r. Co więcej, z braku dowodów uniewinniono kilku podejrzanych. Wśród nich Barbarę Meyer, nazywaną Bomben Barbara, uchodzącą przez wiele lat za jedną z szefowych RAF. Meyer ujawniła się dopiero pod koniec ubiegłego roku. Nie dowiedziono jej popełnienia ani jednego przestępstwa. Frakcja działała jak komando duchów: egzekucje były opracowywane wyłącznie przez uczestników akcji, którzy później przepadali jak kamień w wodę. "Niczego o nas nie wiedzą. Nigdy nie zdołali przejrzeć naszych struktur. (...) Ukryjcie się dobrze" - pisali przywódcy RAF do swych "żołnierzy" rok przed rozwiązaniem organizacji. O złożeniu broni poinformowali dopiero w marcu 1998 r. Gdy autentyczność ich oś-wiadczenia potwierdzili specjaliści z Federalnego Biura Kryminalnego (BKA) i Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV), uznano, że trzy krwawe dekady "czerwonej frakcji" należą już do przeszłości.
Rolf Tophoven, współtwórca bońskiego Instytutu Badań nad Terroryzmem, uważa "renesans RAF" za wymysł prokuratury. Jego zdaniem, po bankructwie komunizmu walka zbrojna lewicowych ekstremistów z porządkiem demokratycznym straciła sens. "Przesiąknięty fanatyzmem RAF stworzyli ludzie bardzo inteligentni, dla których ideologia rewolucyjnych klasyków, Marksa, Engelsa, Lenina i innych, była ogromnie ważna. Niby kto z kim miałby dziś walczyć?" - pyta Tophoven.
Prokuratura Federalna w Karlsruhe jest jednak daleka od bagatelizowania problemu. Podstaw do odżycia terroryzmu upatruje w sprzeciwie wobec energii atomowej, narastaniu zjawiska neonazizmu, a także radykalizacji ruchów antyglobalistycznych. Członkowie tych ostatnich na razie biją się z policjantami na ulicach. Czy jednak kiedyś nie spróbują podłożyć bomby pod jakąś "imperialistyczną" firmę? A może poszukają kontaktu z dobrze zakamuflowanymi weteranami RAF? Policja jest przekonana, że byli terroryści nadal dysponują bronią, fałszywymi dokumentami, całą tzw. logistyką organizacji i - od niedawna - sporymi pieniędzmi.

 

Więcej możesz przeczytać w 24/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.