Co by się stało, gdyby satelity wczesnego ostrzegania zauważyły rakietę balistyczną wystrzeloną z Korei Północnej w kierunku USA albo zmierzającą z Libii w stronę Europy? Kiedy własną broń masowego rażenia zmajstrują Irakijczycy, Irańczycy lub inny reżim z listy "państw rozbójniczych"? Kto jeszcze może dołączyć do tej listy w ciągu najbliższych lat?
Od 1998 r., gdy ogłoszono wyniki analiz komisji Kongresu USA, nikt w Ameryce już nie twierdzi, że zajmowanie się tymi problemami to fantastyka. Wnioski komisji były szokujące: potężny arsenał zbudowany w czasach zimnej wojny może nie uchronić Stanów Zjednoczonych przed terrorystami i szaleńcami. Potrzebne jest nowe narzędzie: szczelny parasol obrony antyrakietowej. Potrzebna była też odwaga George’a W. Busha, który powiedział głośno: oto nadszedł czas nowego porządku świata. W ten sposób dwanaście lat po upadku muru berlińskiego nastąpił prawdziwy koniec zimnej wojny. Miejscem, które George W. Bush wybrał, aby to obwieścić, okazała się Warszawa. Ta sama Warszawa, która prawie przez pół wieku kojarzyła się z filarem bloku wschodniego - Układem Warszawskim.
Prawdziwy koniec zimnej wojny
W latach zimnej wojny globalna równowaga strategiczna oparta była na równowadze strachu. Sankcjonowały ją "atomowe" porozumienia, a zwłaszcza układ ABM z 1972 r., który zakazywał USA i Rosji budowy systemów antyrakietowych. W ten sposób powstała doktryna całkowitego wzajemnego zniszczenia (MAD), powstrzymująca obie strony od agresji. System chronił przed atakiem niedźwiedzia, nie bronił jednak - i nie broni dzisiaj - przed ukąszeniem szerszenia.
Nadal obowiązujący układ ABM oparty jest na milczącym założeniu, że Rosja jest militarną potęgą. Tymczasem jej siły jądrowe powoli stają się tylko straszakiem. Mnożą się awarie i wypadki na poligonach. Przed miesiącem w centrum dowodzenia wojsk kosmicznych wybuchł pożar. Utracono kontrolę nad czterema satelitami umożliwiającymi wykrycie startu obcych rakiet balistycznych. - Rosja pod względem gospodarczym i cywilizacyjnym zajmuje coraz odleglejsze miejsca w światowych rankingach, nie ma więc powodu, by w dziedzinie polityki bezpieczeństwa utrzymywać strategiczną dwubiegunowość - mówi dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, ekspert problemów bezpieczeństwa z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Tę prawdę obnażył dopiero George W. Bush: sankcjonujący fikcję układ musi zostać zrewidowany. "Nieustannie powracamy do traktatu ABM, który zakłada, że Rosja wciąż jest wrogiem, do traktatu, który głosi, że cała koncepcja pokoju jest oparta na możliwości wysadzenia się nawzajem w powietrze" - rzekł prezydent przed podróżą do Europy. "Już czas, by zostawić za sobą zimną wojnę" - tłumaczy Donald Rumsfeld, sekretarz obrony USA.
Brukselski ogon
"Ami go home!" - wykrzykiwali Europejczycy nawet w czasach zimnej wojny i podkreślali swoją "niezależność". Nie przeszkadzało im to żyć spokojnie za amerykańską tarczą. Dzisiaj skłonni są uznać, że niebezpieczeństwo minęło. Czy dopiero informacja o tym, że grupa algierskich terrorystów wycelowała zdobytego gdzieś scuda w Marsylię albo terroryści irańscy odpalili rakietę w kierunku Wiednia, obudzi zachodnioeuropejskich przywódców z letargu? Czyżby rakiety, których obawiają się Amerykanie, nie mogły zagrozić Atenom, Rzymowi albo Monachium?
Propozycja budowy narodowej obrony rakietowej (NMD) miała wielu przeciwników, nawet w USA. Dzisiaj największym problemem Amerykanów jest jednak niechęć europejskich sojuszników.
- Europa czuje się bezpieczna i pewna swej gospodarczej siły. Wychowana została w swoistej dziewiczej naiwności w sprawach globalnej strategii wojskowej - ocenia Kostrzewa-Zorbas. I co zastanawiające - jak sarkastycznie zauważa William Safire, dziekan konserwatywnych komentatorów amerykańskich - opór wobec inicjatyw USA łączy dziś zachodnich Europejczyków nie mniej niż niegdyś strach przed sowieckim zagrożeniem!
"Przerażające jest to, że Europa nie tylko nie jest w stanie sama się obronić, ale nie potrafi przeprowadzić nawet akcji o charakterze policyjnym. (...) Pomimo silnej gospodarki, znaczącego stopnia ekonomicznej i finansowej integracji znajduje się de facto pod wojskowym protektoratem Stanów Zjednoczonych" - twierdzi Zbigniew Brzeziński. Mimo szermowania argumentami o własnej "tożsamości obronnej" taka sytuacja jest w istocie wygodna dla Europejczyków, którzy odpowiedzialność za globalne bezpieczeństwo wolą zrzucać na Amerykę. - Europa gotowa jest oszczędzać na bezpieczeństwie - mówi były premier RP Jan Krzysztof Bielecki. - Amerykanie chcieliby na obronność przeznaczać 3 proc. dochodu narodowego, Europejczycy zaś uważają, że wystarczy połowa tych nakładów. Poza tym najzwyczajniej obawiają się, że nie sprostają konkurencji amerykańskiej technologii informatycznej, która coraz szerzej wkracza do techniki wojskowej.
Zmarnowana lekcja Kosowa
Skuteczności militarnej Europejczycy nie potrafili udowodnić nawet u siebie w domu. Gdy amerykańska flota śródziemnomorska wpływała na Adriatyk, Europejscy przywódcy wciąż debatowali nad potrzebą interwencji w Jugosławii. Dopiero pomoc US Army uspokoiła sytuację. "Europa dowiodła, że w rozwiązywaniu swych problemów jest żałośnie zależna od potęgi militarnej USA" - konstatuje brytyjski historyk i publicysta Timothy Garton Ash. Od 1992 r. nakłady na obronność na naszym kontynencie zmniejszyły się o 22 proc. Z powodu deficytów budżetowych niemieccy żołnierze od kilku lat mniej strzelają, a lotnicy nie odbywają tylu lotów ćwiczebnych, ile zakłada regulamin NATO. Wojska lądowe i morskie korzystają ze starego sprzętu, do którego brakuje części zamiennych. Europejscy sojusznicy USA mają 2,3 mln żołnierzy, ale sprawnością, mobilnością i siłą uderzenia nie dorównują oni o połowę mniej licznej amerykańskiej armii.
Projekt utworzenia europejskich niezależnych sił szybkiego reagowania to fikcja, która może doprowadzić do zdublowania struktur NATO i rozproszenia sił. Tym bardziej że "ani dziś, ani w dającej się przewidzieć przyszłości - jak twierdzi Brzeziński - żaden Europejczyk nie wydaje się gotów umierać za Europę. Ani nawet za jej bezpieczeństwo płacić". Gdy przystąpiono do rozmieszczania sił pokojowych w Kosowie, okazało się, że europejska część największego militarnego bloku świata nie może zebrać kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy! W jednym z duńskich batalionów co trzeci wojskowy odmówił służby w Kosowie.
System Busha
"Musimy zbudować siły zbrojne, które będą się opierać na rewolucyjnych technologiach. Pozwoli nam to zachować pokój poprzez zdefiniowanie wojny na naszych warunkach" - oznajmił prezydent Bush pod koniec maja, przemawiając do kadetów Akademii Marynarki Wojennej w Annapolis. Ameryka utworzy nad swoim terytorium parasol przeciwrakietowy - większy i skuteczniejszy niż planowany przez administrację Clintona. BMD ma działać jako system obronny. Główne jego elementy Bush chciałby rozmieś-cić do 2004 r., jeszcze przed końcem swojej pierwszej kadencji.
Kosmiczna tarcza to tylko część planów budowy systemu obronnego XXI wieku. Amerykanie przewidują redukcję liczby czołgów i samolotów bojowych. Z wrogami w przyszłości mają walczyć bezzałogowe bombowce, łodzie podwodne oraz roboty. Wszystkie te zmiany mają przygotować armię USA do działania w nowej sytuacji geopolitycznej. Odpowiadają też na nowe wyzwania: wzrost potęgi Chin oraz coraz bardziej realną groźbę ataku terrorystycznego z terytorium "państw rozbójniczych", do których zalicza się Irak, Iran, Koreę Północną, Libię, Syrię i Sudan.
Zerwanie traktatu ABM Bush chciałby wynagrodzić Rosjanom ograniczeniem liczby głowic nuklearnych (z 6,5 tys. do 1,5 tys.). Tymczasem Moskwa kategorycznie sprzeciwia się planom amerykańskiego prezydenta. Nic dziwnego - traci w ten sposób ostatni atrybut mocarstwowości. "Amerykańska inicjatywa jest propozycją spalenia domu w celu usmażenia jajecznicy" - oświadczył Putin i zagroził zerwaniem wszystkich układów rozbrojeniowych oraz zaoferował kanclerzowi Schröderowi... parasol obronny Rosji nad Europą. Natomiast Duńczykom i Norwegom zagroził, że "narażają się na niestabilność". Niestety, takie argumenty trafiają w Europie na podatny grunt.
Jak topnieje front przeciwników Busha
Podsycana przez Putina obawa przed nowym wyścigiem zbrojeń była głównym argumentem europejskich przeciwników projektu Busha. Jeszcze podczas majowego spotkania ministrów spraw zagranicznych NATO w Budapeszcie dominował ton niechęci wobec BMD. Ale już na szczycie NATO w Brukseli w ubiegłą środę w sprawie tarczy przeciwrakietowej pojawił się pojednawczy ton. Nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy amerykańskiej idei z prezydentem Francji Jacques’em Chirakiem na czele nie wykluczali już możliwości renegocjowania układu ABM. Co się wydarzyło między Budapesztem a Brukselą?
Europejski front sprzeciwu topnieje. Premier Tony Blair jest skłonny podjąć współpracę z Amerykanami, a nowy minister spraw zagranicznych Włoch, Antonio Martino, oświadczył wręcz: "Uważamy, że system obrony antyrakietowej jest ważniejszy dla nas niż dla Ameryki, ponieważ jesteśmy bardziej narażeni na potencjalny atak ze strony państw terrorystycznych". Jakby na potwierdzenie tych słów prezydent Bush powiedział w Warszawie: "Wy widzicie błyskawicę, zanim my usłyszymy grzmot". - To prawda, że Europejczycy nie uważają zagrożenia ze strony "państw rozbójniczych" za całkowicie nierealne. Bardziej obawiają się jednak niewiadomej związanej z zerwaniem obecnego reżimu kontroli zbrojeń - ocenił prof. Andrew Michta z Rhodes College. - W razie na przykład zagrożenia terrorystycznego Europejczycy skłonni są stawiać na negocjacje i ustępstwa, tymczasem Amerykanie zazwyczaj odpowiadają zbrojnie.
Aby system Busha był naprawdę skuteczny, Amerykanie potrzebują wsparcia przynajmniej Danii i Wielkiej Brytanii. Tymczasem największymi entuzjastami BMD są państwa leżące na obrzeżach NATO, między innymi Turcja i Polska. W Waszyngtonie z zadowoleniem przyjęto zainteresowanie udziałem Polski w projekcie budowy parasola obronnego, wyrażone przez gen. Czesława Piątasa, szefa sztabu WP. - Gdybyśmy odrzucili propozycję uczestnictwa w systemie obrony antyrakietowej, oznaczałoby to, że nie chcemy być uważani za lojalnych sojuszników USA - mówi prof. Zbigniew Lewicki, dyrektor Ośrodka Studiów Amerykańskich UW. Oraz to, że nie chcemy się znaleźć w ramach gwarantującego bezpieczeństwo systemu Busha.
Szansa Europy
Udział w programie budowy tarczy Busha to szansa dla europejskiego przemysłu obronnego - w razie objęcia systemem BMD także Europy koszt jego budowy szacowany jest co najmniej na 208 mld dolarów! Nie bez znaczenia jest też perspektywa dostępu do najnowocześniejszych technologii. Choć nigdy nie zrealizowano programu wojen gwiezdnych Reagana, w trakcie prac nad tym projektem powstało kilkaset patentów i kilka rewolucyjnych technologii. Krytycy Reagana twierdzili, że wyrzucił w błoto 50 mld dolarów; ucichli po operacji "Pustynna burza", w której Amerykanie zademonstrowali, jak działa armia nowej ery.
Na udział w pracach nad nowym systemem po cichu liczy także Polska, choć na razie nie mamy wiele do zaoferowania. - Bliski kontakt z najnowocześniejszą technologią pomoże naszemu przemysłowi zbrojnemu i nauce. W ramach inicjatywy BMD będzie to jedna z płaszczyzn współpracy między USA a ich sojusznikami - mówi Radek Sikorski, wiceminister spraw zagranicznych. Optymistą jest także wiceminister obrony narodowej Romuald Szeremietiew: - Mamy możliwości finansowe i intelektualne, by uczestniczyć w tworzeniu parasola obronnego nad Ameryką i jej sojusznikami.
Europa nie ma wiele czasu do namysłu. Zdecydowany krytyk europejskich sojuszników Richard Perle, nominowany niedawno na szefa Rady Polityki Obronnej przy Pentagonie, oświadczył bez ogródek: "Zbudujemy system obrony rakietowej, a oni albo się przyłączą, albo mogą siąść z boku i się uskarżać".
Od 1998 r., gdy ogłoszono wyniki analiz komisji Kongresu USA, nikt w Ameryce już nie twierdzi, że zajmowanie się tymi problemami to fantastyka. Wnioski komisji były szokujące: potężny arsenał zbudowany w czasach zimnej wojny może nie uchronić Stanów Zjednoczonych przed terrorystami i szaleńcami. Potrzebne jest nowe narzędzie: szczelny parasol obrony antyrakietowej. Potrzebna była też odwaga George’a W. Busha, który powiedział głośno: oto nadszedł czas nowego porządku świata. W ten sposób dwanaście lat po upadku muru berlińskiego nastąpił prawdziwy koniec zimnej wojny. Miejscem, które George W. Bush wybrał, aby to obwieścić, okazała się Warszawa. Ta sama Warszawa, która prawie przez pół wieku kojarzyła się z filarem bloku wschodniego - Układem Warszawskim.
Prawdziwy koniec zimnej wojny
W latach zimnej wojny globalna równowaga strategiczna oparta była na równowadze strachu. Sankcjonowały ją "atomowe" porozumienia, a zwłaszcza układ ABM z 1972 r., który zakazywał USA i Rosji budowy systemów antyrakietowych. W ten sposób powstała doktryna całkowitego wzajemnego zniszczenia (MAD), powstrzymująca obie strony od agresji. System chronił przed atakiem niedźwiedzia, nie bronił jednak - i nie broni dzisiaj - przed ukąszeniem szerszenia.
Nadal obowiązujący układ ABM oparty jest na milczącym założeniu, że Rosja jest militarną potęgą. Tymczasem jej siły jądrowe powoli stają się tylko straszakiem. Mnożą się awarie i wypadki na poligonach. Przed miesiącem w centrum dowodzenia wojsk kosmicznych wybuchł pożar. Utracono kontrolę nad czterema satelitami umożliwiającymi wykrycie startu obcych rakiet balistycznych. - Rosja pod względem gospodarczym i cywilizacyjnym zajmuje coraz odleglejsze miejsca w światowych rankingach, nie ma więc powodu, by w dziedzinie polityki bezpieczeństwa utrzymywać strategiczną dwubiegunowość - mówi dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, ekspert problemów bezpieczeństwa z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Tę prawdę obnażył dopiero George W. Bush: sankcjonujący fikcję układ musi zostać zrewidowany. "Nieustannie powracamy do traktatu ABM, który zakłada, że Rosja wciąż jest wrogiem, do traktatu, który głosi, że cała koncepcja pokoju jest oparta na możliwości wysadzenia się nawzajem w powietrze" - rzekł prezydent przed podróżą do Europy. "Już czas, by zostawić za sobą zimną wojnę" - tłumaczy Donald Rumsfeld, sekretarz obrony USA.
Brukselski ogon
"Ami go home!" - wykrzykiwali Europejczycy nawet w czasach zimnej wojny i podkreślali swoją "niezależność". Nie przeszkadzało im to żyć spokojnie za amerykańską tarczą. Dzisiaj skłonni są uznać, że niebezpieczeństwo minęło. Czy dopiero informacja o tym, że grupa algierskich terrorystów wycelowała zdobytego gdzieś scuda w Marsylię albo terroryści irańscy odpalili rakietę w kierunku Wiednia, obudzi zachodnioeuropejskich przywódców z letargu? Czyżby rakiety, których obawiają się Amerykanie, nie mogły zagrozić Atenom, Rzymowi albo Monachium?
Propozycja budowy narodowej obrony rakietowej (NMD) miała wielu przeciwników, nawet w USA. Dzisiaj największym problemem Amerykanów jest jednak niechęć europejskich sojuszników.
- Europa czuje się bezpieczna i pewna swej gospodarczej siły. Wychowana została w swoistej dziewiczej naiwności w sprawach globalnej strategii wojskowej - ocenia Kostrzewa-Zorbas. I co zastanawiające - jak sarkastycznie zauważa William Safire, dziekan konserwatywnych komentatorów amerykańskich - opór wobec inicjatyw USA łączy dziś zachodnich Europejczyków nie mniej niż niegdyś strach przed sowieckim zagrożeniem!
"Przerażające jest to, że Europa nie tylko nie jest w stanie sama się obronić, ale nie potrafi przeprowadzić nawet akcji o charakterze policyjnym. (...) Pomimo silnej gospodarki, znaczącego stopnia ekonomicznej i finansowej integracji znajduje się de facto pod wojskowym protektoratem Stanów Zjednoczonych" - twierdzi Zbigniew Brzeziński. Mimo szermowania argumentami o własnej "tożsamości obronnej" taka sytuacja jest w istocie wygodna dla Europejczyków, którzy odpowiedzialność za globalne bezpieczeństwo wolą zrzucać na Amerykę. - Europa gotowa jest oszczędzać na bezpieczeństwie - mówi były premier RP Jan Krzysztof Bielecki. - Amerykanie chcieliby na obronność przeznaczać 3 proc. dochodu narodowego, Europejczycy zaś uważają, że wystarczy połowa tych nakładów. Poza tym najzwyczajniej obawiają się, że nie sprostają konkurencji amerykańskiej technologii informatycznej, która coraz szerzej wkracza do techniki wojskowej.
Zmarnowana lekcja Kosowa
Skuteczności militarnej Europejczycy nie potrafili udowodnić nawet u siebie w domu. Gdy amerykańska flota śródziemnomorska wpływała na Adriatyk, Europejscy przywódcy wciąż debatowali nad potrzebą interwencji w Jugosławii. Dopiero pomoc US Army uspokoiła sytuację. "Europa dowiodła, że w rozwiązywaniu swych problemów jest żałośnie zależna od potęgi militarnej USA" - konstatuje brytyjski historyk i publicysta Timothy Garton Ash. Od 1992 r. nakłady na obronność na naszym kontynencie zmniejszyły się o 22 proc. Z powodu deficytów budżetowych niemieccy żołnierze od kilku lat mniej strzelają, a lotnicy nie odbywają tylu lotów ćwiczebnych, ile zakłada regulamin NATO. Wojska lądowe i morskie korzystają ze starego sprzętu, do którego brakuje części zamiennych. Europejscy sojusznicy USA mają 2,3 mln żołnierzy, ale sprawnością, mobilnością i siłą uderzenia nie dorównują oni o połowę mniej licznej amerykańskiej armii.
Projekt utworzenia europejskich niezależnych sił szybkiego reagowania to fikcja, która może doprowadzić do zdublowania struktur NATO i rozproszenia sił. Tym bardziej że "ani dziś, ani w dającej się przewidzieć przyszłości - jak twierdzi Brzeziński - żaden Europejczyk nie wydaje się gotów umierać za Europę. Ani nawet za jej bezpieczeństwo płacić". Gdy przystąpiono do rozmieszczania sił pokojowych w Kosowie, okazało się, że europejska część największego militarnego bloku świata nie może zebrać kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy! W jednym z duńskich batalionów co trzeci wojskowy odmówił służby w Kosowie.
System Busha
"Musimy zbudować siły zbrojne, które będą się opierać na rewolucyjnych technologiach. Pozwoli nam to zachować pokój poprzez zdefiniowanie wojny na naszych warunkach" - oznajmił prezydent Bush pod koniec maja, przemawiając do kadetów Akademii Marynarki Wojennej w Annapolis. Ameryka utworzy nad swoim terytorium parasol przeciwrakietowy - większy i skuteczniejszy niż planowany przez administrację Clintona. BMD ma działać jako system obronny. Główne jego elementy Bush chciałby rozmieś-cić do 2004 r., jeszcze przed końcem swojej pierwszej kadencji.
Kosmiczna tarcza to tylko część planów budowy systemu obronnego XXI wieku. Amerykanie przewidują redukcję liczby czołgów i samolotów bojowych. Z wrogami w przyszłości mają walczyć bezzałogowe bombowce, łodzie podwodne oraz roboty. Wszystkie te zmiany mają przygotować armię USA do działania w nowej sytuacji geopolitycznej. Odpowiadają też na nowe wyzwania: wzrost potęgi Chin oraz coraz bardziej realną groźbę ataku terrorystycznego z terytorium "państw rozbójniczych", do których zalicza się Irak, Iran, Koreę Północną, Libię, Syrię i Sudan.
Zerwanie traktatu ABM Bush chciałby wynagrodzić Rosjanom ograniczeniem liczby głowic nuklearnych (z 6,5 tys. do 1,5 tys.). Tymczasem Moskwa kategorycznie sprzeciwia się planom amerykańskiego prezydenta. Nic dziwnego - traci w ten sposób ostatni atrybut mocarstwowości. "Amerykańska inicjatywa jest propozycją spalenia domu w celu usmażenia jajecznicy" - oświadczył Putin i zagroził zerwaniem wszystkich układów rozbrojeniowych oraz zaoferował kanclerzowi Schröderowi... parasol obronny Rosji nad Europą. Natomiast Duńczykom i Norwegom zagroził, że "narażają się na niestabilność". Niestety, takie argumenty trafiają w Europie na podatny grunt.
Jak topnieje front przeciwników Busha
Podsycana przez Putina obawa przed nowym wyścigiem zbrojeń była głównym argumentem europejskich przeciwników projektu Busha. Jeszcze podczas majowego spotkania ministrów spraw zagranicznych NATO w Budapeszcie dominował ton niechęci wobec BMD. Ale już na szczycie NATO w Brukseli w ubiegłą środę w sprawie tarczy przeciwrakietowej pojawił się pojednawczy ton. Nawet najbardziej zagorzali przeciwnicy amerykańskiej idei z prezydentem Francji Jacques’em Chirakiem na czele nie wykluczali już możliwości renegocjowania układu ABM. Co się wydarzyło między Budapesztem a Brukselą?
Europejski front sprzeciwu topnieje. Premier Tony Blair jest skłonny podjąć współpracę z Amerykanami, a nowy minister spraw zagranicznych Włoch, Antonio Martino, oświadczył wręcz: "Uważamy, że system obrony antyrakietowej jest ważniejszy dla nas niż dla Ameryki, ponieważ jesteśmy bardziej narażeni na potencjalny atak ze strony państw terrorystycznych". Jakby na potwierdzenie tych słów prezydent Bush powiedział w Warszawie: "Wy widzicie błyskawicę, zanim my usłyszymy grzmot". - To prawda, że Europejczycy nie uważają zagrożenia ze strony "państw rozbójniczych" za całkowicie nierealne. Bardziej obawiają się jednak niewiadomej związanej z zerwaniem obecnego reżimu kontroli zbrojeń - ocenił prof. Andrew Michta z Rhodes College. - W razie na przykład zagrożenia terrorystycznego Europejczycy skłonni są stawiać na negocjacje i ustępstwa, tymczasem Amerykanie zazwyczaj odpowiadają zbrojnie.
Aby system Busha był naprawdę skuteczny, Amerykanie potrzebują wsparcia przynajmniej Danii i Wielkiej Brytanii. Tymczasem największymi entuzjastami BMD są państwa leżące na obrzeżach NATO, między innymi Turcja i Polska. W Waszyngtonie z zadowoleniem przyjęto zainteresowanie udziałem Polski w projekcie budowy parasola obronnego, wyrażone przez gen. Czesława Piątasa, szefa sztabu WP. - Gdybyśmy odrzucili propozycję uczestnictwa w systemie obrony antyrakietowej, oznaczałoby to, że nie chcemy być uważani za lojalnych sojuszników USA - mówi prof. Zbigniew Lewicki, dyrektor Ośrodka Studiów Amerykańskich UW. Oraz to, że nie chcemy się znaleźć w ramach gwarantującego bezpieczeństwo systemu Busha.
Szansa Europy
Udział w programie budowy tarczy Busha to szansa dla europejskiego przemysłu obronnego - w razie objęcia systemem BMD także Europy koszt jego budowy szacowany jest co najmniej na 208 mld dolarów! Nie bez znaczenia jest też perspektywa dostępu do najnowocześniejszych technologii. Choć nigdy nie zrealizowano programu wojen gwiezdnych Reagana, w trakcie prac nad tym projektem powstało kilkaset patentów i kilka rewolucyjnych technologii. Krytycy Reagana twierdzili, że wyrzucił w błoto 50 mld dolarów; ucichli po operacji "Pustynna burza", w której Amerykanie zademonstrowali, jak działa armia nowej ery.
Na udział w pracach nad nowym systemem po cichu liczy także Polska, choć na razie nie mamy wiele do zaoferowania. - Bliski kontakt z najnowocześniejszą technologią pomoże naszemu przemysłowi zbrojnemu i nauce. W ramach inicjatywy BMD będzie to jedna z płaszczyzn współpracy między USA a ich sojusznikami - mówi Radek Sikorski, wiceminister spraw zagranicznych. Optymistą jest także wiceminister obrony narodowej Romuald Szeremietiew: - Mamy możliwości finansowe i intelektualne, by uczestniczyć w tworzeniu parasola obronnego nad Ameryką i jej sojusznikami.
Europa nie ma wiele czasu do namysłu. Zdecydowany krytyk europejskich sojuszników Richard Perle, nominowany niedawno na szefa Rady Polityki Obronnej przy Pentagonie, oświadczył bez ogródek: "Zbudujemy system obrony rakietowej, a oni albo się przyłączą, albo mogą siąść z boku i się uskarżać".
Więcej możesz przeczytać w 25/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.