Historyk śledczy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Aleksander Kropiwnicki: Pana nazwisko kojarzy się ze sprawą Jedwabnego. Czy jest pan specjalistą w dziedzinie stosunków polsko-żydowskich?
Tomasz Strzembosz: Nie. Przez ponad dwadzieścia lat byłem historykiem okupowanej Warszawy, zajmowałem się zwłaszcza konspiracyjną walką zbrojną. Od roku 1981 zajmuję się sowiecką okupacją ziem wschodnich II Rzeczypospolitej w latach 1939-1941, także z punktu widzenia polskiego ruchu oporu na tych ziemiach. Nigdy nie byłem historykiem stosunków polsko-żydowskich, jednakże Podlasie, w tym rejon Jedwabnego, było przez lata obiektem moich zainteresowań. Od października 1939 r. działała tu silna konspiracja i partyzantka. Z tych przyczyn nie mogłem powiedzieć, że to, co zdarzyło się w Jedwabnem, nie interesuje mnie jako historyka.
Kaspar: W sporze historyków o Jed-wabne ucieka mi meritum. Teraz to już wygląda jak spór ambicjonalny uczonych o to, który z nich jest nieobiektywny, tendencyjny.
- Spór o Jedwabne od początku miał dwie warstwy: faktograficzną i moralną. Ludzi dokonujących ocen moralnych bez wnikania w warstwę faktograficzną było od razu bardzo wielu. Angażowali się tu znani publicyści, politycy i literaci. Natomiast warstwą faktograficzną zajmowało się zaledwie kilku ludzi. I tylko ich dyskusja z książką Grossa miała charakter merytoryczny.
Celina: Merytoryczny? Czy drobiazgowe wyliczanie, ile setek ludzi zabito i ilu było Niemców w okolicy, nie wygląda raczej jak obrona Polaków za wszelką cenę?
- Nie. Nie jest bez znaczenia, ilu ludzi zginęło w spalonej stodole. Bo to pozwala zrozumieć przebieg wydarzeń. Jeżeli dowiadujemy się, że zamordowano 200--300 osób, to łatwiej pojąć, że mogło je tam zapędzić 30-40 ludzi. Gdyby ofiar było 1600, mogłoby to rodzić dodatkowe pytania. Także ewidentny udział Niemców w morderstwie nie jest przywoływany po to, by na nich przerzucić odpowiedzialność, tylko po to, żeby lepiej zrozumieć przebieg wypadków.
Lewski: Czy w dzisiejszych czasach historyk nie upodabnia się do reportera? Myślę tu o "historii dochodzeniowej" na wzór dziennikarstwa dochodzeniowego.
- Historyk badający czasy najnowsze ma możność sięgnięcia nie tylko do dokumentów, spisanych wspomnień, prasy itd., ale i do pamięci żyjącego jeszcze pokolenia. Relacje uczestników i świadków wydarzeń mają, moim zdaniem, większy walor niż wspomnienia spisywane bez niczyjej kontroli. Takim świadkom historyk może zadawać pytania, może wyrażać wątpliwości. Może również podczas rozmowy patrzeć im w oczy. Doświadczony historyk w trakcie takiej rozmowy może odróżnić prawdę od kłamstwa.
Lewski: Ma to więc wiele wspólnego z pracą reportera!
- Oczywiście. Przy czym tego typu źródło informacji nie może być jedynym. Historyk w stopniu o wiele większym niż dziennikarz opiera się na różnych typach źródeł. I może je konfrontować.
Polakow: Chlubiliśmy się dawniej, że w przeciwieństwie do mieszkańców Zachodu znamy historię. A teraz młodzi Polacy nie chcą już poznawać przeszłości. Czyżby historia była nauką narodów zniewolonych?
- Zainteresowanie historią zawsze się zmienia. Zdarzają się okresy, w których jest silniejsze, ale są też okresy, w których jesteśmy tak zaabsorbowani teraźniejszością, że na historię nie mamy już czasu i ochoty. Teraz mamy niewątpliwie czas odejścia od niej. Ale to się kiedyś zmieni, chociaż nie będziemy zniewoleni.
Gregory: Nie mogę już znieść historii wykładanej w szkole. Wolę poczytać Daviesa lub Jasienicę. Dlaczego nie uczy się nas w ten sposób?
- To z jednej strony problem programu szkolnego, nastawionego głównie na faktografię, a z drugiej - kwestia umiejętności wykładowcy. Dobry wykładowca, także w szkole średniej, umie mówić o historii równie interesująco jak Jasienica czy Davies. Dodajmy, że lektura książek tych autorów znakomicie uzupełnia podręczniki szkolne i każdemu bym ją polecał.
Rzem: W szkole uczy się tylko oderwanych faktów, zamiast pokazywać, jak one z siebie wynikają. Efektem jest hołdowanie uprzedzeniom i konflikty etniczne.
- Powiązanie faktów jest podstawowym zadaniem historyka. Bez tego powstaje chaos. Jak sobie z tym teraz radzą nauczyciele w szkole polskiej - tego nie wiem. Ale podręczniki są dzisiaj na pewno lepsze niż dawniej.
Więcej możesz przeczytać w 26/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.