Stan Bawaria

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak biedny land rolniczy stał się gospodarczym motorem Niemiec
W Maximilianeum, zabytkowym budynku w centrum Monachium, wisi olbrzymi obraz przedstawiający kilkunastu najważniejszych naukowców początku XIX wieku. Naukowców, którzy w tym gronie nigdy się nie spotkali. Ale wszyscy odwiedzili Bawarię. Jej władca, Maksymilian I, był miłośnikiem przedmiotów ścisłych. - Siła króla wynikała z jego słabości do nauki i innowacji - twierdzą dziś Bawarczycy. Oni też mają tę "słabość".
Bawaria, jeden z dwóch najbogatszych niemieckich landów, niczym magnes przyciąga inwestorów z całego świata; to jeden z najatrakcyjniejszych pod względem gospodarczym regionów na kontynencie. A jeszcze kilkadziesiąt lat temu był to tylko pozbawiony istotnych surowców naturalnych, biedny kraj rolniczy. Nie mając wyboru, władze landu zdecydowały się na skok cywilizacyjny. Słynne powiedzenie Franza Josepha Straussa brzmiało: "U nas założenie firmy trwa dwa lata, w USA tylko dwa miesiące. Ten model ma być naszym celem. Bawaria - w wymiarze symbolicznym, ale i praktycznym - musi się stać kolejnym stanem Ameryki". Postawiono na daleko idącą liberalizację gospodarki i wprowadzenie nowoczesnych technologii. Najpierw była to elektrotechnika, budowa maszyn i przemysł samochodowy, później przemysł lotniczy i kosmiczny, a obecnie - dziedzina high-tech.
Priorytet - zaznacza Rudolph Baer z Bawarskiej Kancelarii Państwowej - był jeden: "Przedsiębiorca!". Nowoczesne firmy otrzymały od władz landu korzystne oferty zakupu gruntów. Sprywatyzowano wiele firm, a uzyskane ze sprzedaży pieniądze (ponad 10 mld marek) wydano na programy wspierające rozwój nowoczesnych technologii i szkolnictwa zawodowego. Z dnia na dzień - wspomina Baer - na dawnych łąkach zaczęły powstawać fabryki, budowano do nich drogi i wybierano miejsce na lokalne lotniska. Bawarczycy otwierali nowe szkoły i uniwersytety w mniejszych ośrodkach (np. w Pasawie). - Te zmiany strukturalne były możliwe także dzięki funduszom z Brukseli - przyznaje Clemens Lerche, kierownik europejskiego referatu w Bawarskiej Kancelarii Państwowej.
Na początku lat 90. władze landu wprowadziły w życie dwa programy: "Ofensywę na rzecz przyszłości Bawarii" i "Ofensywę nowoczesnej techniki". BMW otrzymał od władz landu korzystne oferty przejęcia gruntów. Dzisiaj - jak świadczą badania - jakość pracy w zlokalizowanych na prowincji zakładach tego konsorcjum jest wyższa niż w Monachium. Okazało się, że jest tam większa wydajność i dyscyplina pracy, ludzie bardziej dbają o swoje zdrowie.
Co znamienne, mimo tych wszystkich zmian Bawaria pozostaje landem numer jeden także w dziedzinie rolnictwa. Georg Ries z Allgäu nie jest wyjątkiem. Podobnie jak on, wielu innych pracowników z firm high-tech po pracy o godzinie 17 przesiada się na traktor. Latem - by uprawiać chmiel, zimą - by przygotować szlaki biegowe dla narciarzy. Wspomagani przez władze rolnicy szybko się przekonali, że dbając o swoją okolicę, przyciągną rzesze turystów. W Bawarii subwencjonowane są także rozwiązania ekologiczne, na przykład umieszczanie na dachach baterii słonecznych. Nawet najnowocześniejsze rolnictwo i turystyka nie wystarczyłyby jednak, by utrzymać ludzi na wsi. - Trzeba było im "przywieźć" pracę - podkreśla Baer.
Wzdłuż rzeki Isar powstała bawarska Silicon Valley. Ponad 35 proc. wszystkich miejsc pracy w niemieckim przemyśle komputerowym i 40 proc. w mediach elektronicznych znajduje się w Bawarii. Gospodarczy przełom wymusił kolejne zmiany - co trzeci Bawarczyk zmienił zawód. Dziś Bawaria ma się czym pochwalić: z jednej strony - wchłania najwięcej inwestycji, z drugiej - ma najbardziej rozległe rezerwaty przyrody. Najwięcej spośród niemieckich landów wydaje na badania naukowe, a zarazem szczyci się najmniejszym odsetkiem osób żyjących z zasiłku socjalnego. Ma elektrownie atomowe, ale wykorzystuje też najwięcej alternatywnych źródeł energii. W porównaniu z resztą kraju Bawarczycy zajmują pierwsze miejsce pod względem kreatywności (mają najwięcej patentów). Co dziesiąty Bawarczyk jest sam sobie szefem. To najwyższy wskaźnik przedsiębiorczości w całych Niemczech, choć Bawarczycy biją jeszcze jeden rekord - mają najwięcej świąt (14) w roku.
Wolne Państwo Bawaria (Freistaat Bayern) zmaga się jednak z dwiema plagami. Ze względu na wysokie koszty pracy uciekają niektórzy przedsiębiorcy, a na wielu obszarach notowany jest deficyt siły roboczej. Tylko w Monachium w branżach high-tech brakuje około 100 tys. pracowników. Aby temu zapobiec, Bawarczycy domagają się od Brukseli specjalnych programów dla obszarów przygranicznych. Chcą ułatwień dla miejscowych przedsiębiorców, aby ci nie przenosili produkcji (np. porcelany) na drugą stronę granicy, do tańszych Czech.
Edmund Stoiber, podobnie jak ongiś F.J. Strauss, wybiega myślą w przyszłość i chce "uczynić Bawarię jednym z najbardziej innowacyjnych regionów świata". Już dziś nowoczesne lotnisko w Monachium jest "maszynką do tworzenia nowych miejsc pracy". W okolicy ulokowały się nowe firmy, gwałtownie spadło bezrobocie. Średni jego wskaźnik w całym landzie wynosi 5 proc.
Nie tylko to różni Bawarię od reszty Niemiec. Alpejski land jest ewenementem pod względem politycznym - od ponad 30 lat niepodzielnie rządzi tu konserwatywna Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU). Nic nie wskazuje na to, by liberalni w gospodarce, a zachowawczy w obyczajach Bawarczycy uwierzyli obietnicom socjaldemokratów.
Bawarii udaje się zachować swoją tożsamość (chętnie manifestowaną na przykład zawieszonymi w urzędach krzyżami). Dziś jednak symbolem landu jest nie tylko Dirndl (suknia ludowa) dla kobiety i Latzhose (skórzane spodenki) dla mężczyzny, ale również laptop - dla obojga.

Więcej możesz przeczytać w 26/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.