PRL złodziejem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trzysta miliardów złotych może nas kosztować reprywatyzacja wymuszona przez sądy
Reprywatyzację w Polsce przeprowadzą amerykańscy "globalni" adwokaci, Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu oraz nasze sądy. Reprywatyzacja przeprowadzona wedle zawetowanej przez prezydenta ustawy kosztowałaby budżet 44 mld zł, wymuszona przez sądy będzie kosztować co najmniej 300 mld zł (i to płatnych gotówką), a może nawet kilka bilionów złotych (jeśli sądy zaczną przyznawać odszkodowania za utracone korzyści). Łączne starty będą jednak znacznie większe: nie chcąc zwrócić zagrabionego przez PRL mienia, Polska dowodzi, że nie należy do szanującej własność cywilizacji Zachodu, lecz do kręgu tzw. kultury antywłas-nościowej (pojęcie prof. Richarda Pipesa). W kręgu kultury antywłasnościowej aprobuje się kradzież jako narzędzie polityki państwa. Nasze państwo akceptuje tym samym ideę "trofiejnego", czyli zdobyczy, łupu uzyskanego przemocą lub podstępem, a potem zalegalizowanego przez ustawy. A państwo uznające reguły "trofiejnego" jest po prostu paserem.
Sprawa ma ponadto istotny wymiar moralny. Wśród przejętego przez polskie państwo mienia znajduje się własność polskich Żydów. Najpierw zagrabili ją niemieccy okupanci, a 8 marca 1946 r. (na podstawie ustawy o majątkach opuszczonych i poniemieckich) mienie to - właśnie jako poniemieckie - przejęło komunistyczne państwo. Nie chcąc oddać tego mienia, sami narażamy się na porównanie z hitlerowskim okupantem.

Uwłaszczenie na "trofiejnym"
Wetując ustawę, prezydent zachował się tak, jak oczekiwała większość społeczeństwa. Przeciwny oddaniu zagrabionego przez władze PRL mienia jest co drugi obywatel, a tylko 38 proc. badanych przez CBOS (w lutym 2001 r.) opowiada się za reprywatyzacją, w dodatku połowa z nich chce reprywatyzacji ograniczonej, czyli zwrotu tylko 10-25 proc. majątku. De facto przeciw reprywatyzacji jest zatem trzy czwarte obywateli. Połowa badanych przez Pentor uważa, że nie można oddać zagrabionego mienia, bo nie byłoby to "sprawiedliwe" (argumentu tego używają politycy SLD, PSL, UP, PPS, KPN, Samoobrony). "Sprawiedliwe" byłoby oddanie dwudziestej, najwyżej dziesiątej części zabranego majątku. Część polityków i większość społeczeństwa akceptują tym samym nową kategorię prawną: nabycie własności przez zasiedzenie na kradzionym. Nie trzeba dodawać, że żaden demokratyczny kraj takiej zasady nie uznaje.
Tak wysoki odsetek osób przeciwnych reprywatyzacji świadczy też o zakorzenionym w społeczeństwie lęku, że trzeba będzie oddawać otrzymane w czasach PRL domy, nieruchomości, mieszkania, a nawet ziemię, choć nikt nie zamierza unieważnić dekretów o reformie rolnej. Co drugi respondent CBOS wyrażający takie obawy uważa, że tymi, którzy "przyjdą i odbiorą", będą Żydzi. Optują więc za własnościowym status quo. Aż 87 proc. badanych przez CBOS deklaruje, że własność prywatna jest bezwzględnie nienaruszalna i wszystkie organy państwa powinny ją chronić. Bronią w ten sposób jednak nie bezwzględnego prawa własności, lecz... prawa własności "trofiejnego".
Badania CBOS, OBOP i Pentora dowodzą też, że ponad jedna trzecia obywateli uważa, iż usprawiedliwieniem wywłaszczenia jest to, że majątki odebrano bogatym. W ten sposób przekreśla się pracę tych, którzy do tego bogactwa dochodzili, przekreśla się sens przedsiębiorczości. Nic dziwnego, że te społeczne przekonania artykułują potem politycy. "Jeśli ktoś chce dowartościować wnuków dawnych latyfundystów, bogaczy i burżujów, niech to robi za własne pieniądze, a nie wyciąga miliardów z kieszeni ubogich" - argumentował senator Ryszard Jarzembowski (SLD). W podobnym duchu wypowiadali się m.in. Danuta Waniek, Jarosław Kalinowski, Bogdan Pęk, Piotr Ikonowicz.

Sprawiedliwość w Nowym Jorku
Naszego stosunku do własności nie akceptuje ani międzynarodowa społeczność, ani obowiązujące na Zachodzie prawo. Dlatego w każdej chwili w sądzie federalnym w Nowym Jorku może być rozpatrywany pozew złożony w imieniu dawnych właścicieli pozostawionych w Polsce majątków (i ich spadkobierców). Pierwszy pozew złożyło w czerwcu 2000 r. czternaście osób, w większości polskich Żydów. W tej grupie jest także Żyd pochodzenia niemieckiego, obecnie obywatel brytyjski, właściciel kamienicy we Wrocławiu. Argumentuje on, że Polska nie powinna zostać członkiem Unii Europejskiej, jeśli nie ureguluje kwestii zwrotu zagrabionej własności. Niedawno pozew poparło także 36 byłych właścicieli z Polski. Adwokaci powodów żądają zwrotu nie tylko majątku lub jego równowartości, ale także korzyści, jakie czerpało państwo polskie, przez wiele lat tym majątkiem dysponując. Wartość roszczeń szacowana jest na kilkadziesiąt miliardów dolarów.
Na razie pozwy złożone w Nowym Jorku nie trafiają na wokandę, bo prowadzący te sprawy sędzia z Brooklynu wciąż czeka na polską ustawę reprywatyzacyjną. Cierpliwość sędziego ma jednak swoje granice. Warto przypomnieć, że podobnie przebiegały sprawy dotyczące szwajcarskich banków oraz odszkodowań dla dawnych robotników przymusowych. Sprawy te prowadzili ci sami adwokaci, którzy teraz składają lub będą składać pozwy przeciwko Polsce - Melvyn I.Weiss, David Hausefeld, Burt Neuborne, Edward Fagan czy Mel Urbach. Adwokaci ci podkreślają, że nasz kraj jest jedynym państwem postkomunistycznym (poza Białorusią), które nie rozwiązało problemu zwrotu majątków.
Przed miesiącem Jeffrey Klein i Dov Hikind, deputowani do sejmiku stanu Nowy Jork, wezwali do zastosowania przez władze stanowe sankcji wobec Polski, ponieważ nasze władze dotychczas nie załatwiły sprawy restytucji mienia żydowskiego znacjonalizowanego bądź zagrabionego podczas wojny i bezpośrednio po niej. Klein i Hikind zagrozili, że jeśli polskie władze w ciągu trzech miesięcy nie podejmą zdecydowanych kroków w sprawie zwrotu prywatnego mienia żydowskiego, będą się domagać, aby umowa pomiędzy Port Authority (zarządem portów lotniczych stanu Nowy Jork) a PLL LOT nie została przedłużona. Klein i Hikind zaapelowali także o bojkot międzynarodowych i amerykańskich firm działających w Nowym Jorku, które inwestują bądź prowadzą działalność gospodarczą w Polsce.

Hillary Clinton i list dziewięciu
Kampania politycznych nacisków wobec Polski właściwie dopiero się rozpoczęła. Świadczy o tym tzw. list dziewięciu, skierowany przez senator Hillary Clinton i ośmiu innych amerykańskich ustawodawców do prezydenta Georgea W. Busha przed jego podróżą do Europy. Była pierwsza dama Stanów Zjednoczonych wyraziła rozczarowanie, że "Polska tak długo zwleka z rozwiązaniem problemu zwrotu własności prywatnej zagrabionej podczas II wojny światowej i bezpośrednio po wojnie". Zaapelowała do Busha, by podczas pobytu w Warszawie dał do zrozumienia naszym władzom, iż Polska "musi stworzyć sprawiedliwy system zwrotu majątku ofiarom Holocaustu i ich rodzinom".
Autorzy listu podkreślili, że wszelkie próby uniemożliwienia zwrotu majątku bądź odszkodowania osobom, które nie mają obywatelstwa polskiego, powinny być traktowane jako przejaw dyskryminacji. Ten warunek - zdaniem dawnych właścicieli - nie podlega negocjacjom. Mecenas Mel Urbach przyznał jedynie, że negocjować można wysokość odszkodowań. Podobne stanowisko zajęła Rada Amerykanów Polskiego Pochodzenia i Żydów Amerykańskich, działająca przy Komitecie Żydów Amerykańskich. Sprawa zwrotu zagrabionego w Polsce mienia poruszana jest też ostatnio na posiedzeniach Komisji Helsińskiej Kongresu USA.

Strasburska odsiecz
W najbliższych tygodniach setki pozwów wnoszonych przez polskich obywateli napłyną do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Do trybunału będą się zwracać przede wszystkim ci, którzy mają wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego, orzeczone po 1994 r., ale z różnych przyczyn dotychczas nie respektowane. Szanse na wygraną są ogromne. Na początku tego roku trybunał nakazał bowiem Rumunii wypłacenie jej obywatelowi 150 tys. USD za zabrany dom.
Niedawno odbył się też pierwszy proces z powództwa Polaka. Wyrok może się stać precedensem, mimo że nie dotyczy bezpośrednio reprywatyzacji, lecz opieszałości sądów w przywracaniu praw własności obywatelom: trybunał przyznał 40 tys. zł odszkodowania Ryszardowi Zwierzyńskiemu, właścicielowi domu w Łomży - 15 tys. zł za szkody moralne powstałe w związku z przewlekłym postępowaniem sądowym i 25 tys. zł jako zwrot poniesionych kosztów. Za pół roku - jeśli w tym czasie Zwierzyński nie przejmie budynku lub nie otrzyma rekompensaty - trybunał zajmie się kwestią odszkodowania za naruszenie prawa własności.

Cena (nie)sprawiedliwości
Wyrok strasburskiego trybunału w sprawie Zwierzyńskiego sprawił, że tysiące osób dostrzegło szansę na szybkie i sprawiedliwe zakończenie beznadziejnej walki o zwrot zagrabionej własności. - Stało się jasne, że praktycznie każdy polski obywatel, który wystąpi do Strasburga, wygra proces. Teraz może ruszyć lawina pozwów - mówi Jan Dereszowski, prezes Zrzeszenia Właścicieli Nieruchomości w Krakowie. Pierwszych kilkadziesiąt wniosków już do trybunału wpłynęło. Wkrótce będzie tam rozpatrywana sprawa Tadeusza Kossa z Polskiej Unii Właścicieli Nieruchomości, któremu zabrano 1,5 tys. m2 ziemi w centrum Warszawy (na placu Defilad). Koss posiada już orzeczenie NSA cofające decyzję nacjonalizacyjną. - Jeśli więc werdykt trybunału będzie dla mnie korzystny, budżet państwa będzie musiał zapłacić za zajęty teren. Wartość swojego gruntu wyceniam na 3 mln USD - mówi Tadeusz Koss.
- Mam wyroki NSA i inne akty prawne, na podstawie których każdy sąd na świecie przyzna mi prawo własności do mojej kamienicy - mówi Joanna Beller, spadkobierczyni właścicieli pałacu Sołtyka w Warszawie, obecnie zajmowanego przez ZUS. - Ja także będę dochodził sprawiedliwości w Strasburgu. Wolałbym wprawdzie, aby korzystny dla mnie wyrok zapadł w Polsce, ale przede wszystkim liczy się czas - tłumaczy Zbigniew Czarnocki, spadkobierca przedwojennych właścicieli hotelu przy ul. Gertrudy w Krakowie (dziś znajduje się tam hotel garnizonowy).
- Wprawdzie w 1947 r. moja rodzina uzyskała wyrok przywracający włas-ność, ale nigdy go nie zrealizowano. W 1948 r. budynek ostatecznie przejęło państwo na mocy dekretu o zajęciu majątków utraconych w czasie wojny - tłumaczy Czarnocki. Do trybunału w Strasburgu zwracają się też Polacy z zagranicy, na przykład Maria Hutten-Czapska z Paryża, która domaga się zwrotu kamienicy w Gdyni - Kamiennej Górze. - Rozpoczęła się wojna obywatelska przeciw własnemu państwu. III Rzeczpospolita zawiodła byłych właścicieli, więc postanowili na własną rękę dochodzić swych praw - komentuje Janusz Lewandowski, poseł Platformy Obywatelskiej.

200 tysięcy zdeterminowanych pokrzywdzonych
Pozwy o zwrot zrabowanego mienia zaleją wkrótce także sądy w Polsce. Ogólnopolskie Porozumienie Organizacji Rewindykacyjnych, skupiające 16 organizacji dawnych właścicieli, przygotowuje wielką akcję, która obejmie ponad 90 proc. pokrzywdzonych. Mirosław Szypowski, prezes OPOR, szacuje, że pozwów może być 200 tys. - W organizacjach zrzeszonych w OPOR działają teraz wnukowie byłych właścicieli. To pokolenie zdeterminowanych trzydziesto-, czterdziestolatków, którzy zrobią wszystko, by odzyskać majątki dziadków. Nie będzie taryfy ulgowej - twierdzi Szypowski.
Dawni właściciele przygotowują też pozwy przeciwko dużym firmom, które kupiły od państwa należące kiedyś do nich fabryki i place. Procesy grożą takim podmiotom, jak Pepsico, Klif, ING Bank, Forte. Jeśli przegrają, będą się domagać zwrotów kosztów od państwa polskiego, bo to przecież ono wzięło odpowiedzialność za roszczenia. 5 lipca tego roku do nowojorskiego sądu wpłynie pozew przeciwko Ambasadzie Stanów Zjednoczonych w Warszawie. Plac, na którym stoi jej siedziba, należał do rodziny Czetwertyńskich. Amerykanie zapłacili za działkę skarbowi państwa, więc od państwa będą się domagali odszkodowania.

Reprywatyzacyjny pat, czyli podwójne straty
Reprywatyzacyjny pat przynosi straty zarówno państwu, jak i byłym właścicielom. Państwo ma kłopoty ze zbyciem spornych nieruchomości, a właściciele nie mogą w nie inwestować.
- W wypadku spornych nieruchomości zachowujemy się powściągliwie i nie wystawiamy ich na sprzedaż. Chcemy w ten sposób uniknąć późniejszych perturbacji prawnych - zapewnia Andrzej Jedziniak, dyrektor Wydziału Geodezji i Gospodarki Nieruchomościami Urzędu Miasta w Lublinie. Władze niektórych miast decydują się jednak na obrót nieruchomościami, o które mogą się upomnieć prawowici właściciele. - Nieprzyjęcie ustawy reprywatyzacyjnej powoduje, że każdy grunt znajdujący się w posiadaniu skarbu państwa traktujemy tak samo. Nie wstrzymujemy więc sprzedaży nieruchomości, które mogą być przedmiotem jakichś roszczeń - mówi Anna Maliszewska, kierownik Wydziału Geodezji Urzędu Miasta w Pułtusku.
- Mitem jest to, o czym mówił prezydent Aleksander Kwaśniewski, że reprywatyzacja byłaby dla państwa zbyt droga. Wręcz przeciwnie - zbycie deficytowych w większości wypadków nieruchomości byłoby dla budżetu prawdziwą ulgą - uważa Maciej Rudziński, prezes Towarzystwa Ziemiańskiego w Krakowie. - Pałac, który należał do mojej rodziny, jest dziś zaniedbany, nikt się nim nie interesuje. Państwo nie czerpie z niego żadnych dochodów - dodaje Antoni Potocki, ubiegający się o zwrot pałacu w Krzeszowicach. Zwrot nieruchomości prawowitemu właścicielowi opłaca się nie tylko jemu. - Zadowoleni są też lokatorzy i firmy, które wynajmują u mnie lokale. Nikogo nie wyrzucałem, przeprowadziłem kompleksowe prace remontowe. Odnowione zostały elewacje, klatki, dachy. Wcześniej lokatorzy mogli o tym tylko marzyć - mówi Jerzy Mościcki, który odzyskał kamienicę przy ul. Flory 9 w Warszawie.

Warszawski węzeł gordyjski
Najwięcej kłopotów nieprzyjęcie ustawy reprywatyzacyjnej przysporzy władzom Warszawy. W wielu zagrabionych prawowitym właścicielom budynkach mieszczą się dziś siedziby agend rządowych. Sporą część spornych nieruchomości państwo zdążyło już sprzedać nieświadomym paserstwa nabywcom. Paradoksalnie, jednym z najtrudniejszych problemów jest sprawa gruntów pod zbudowanym niedawno Pałacem Sprawiedliwości, gdzie mieszczą się m.in. siedziby Sądu Najwyższego i Instytutu Pamięci Narodowej. - Moja rodzina weszła w posiadanie tych gruntów w 1936 r. Po wojnie nieruchomość znacjonalizowano, a moi rodzice, związani z ruchem niepodległościowym, zmuszeni zostali do wyjazdu z Warszawy - mówi Aleksandra Czapczyńska, spadkobierczyni części gruntów, na których stoi Pałac Sprawiedliwości.

Nie kradnij!
Wetując ustawę reprywatyzacyjną, Aleksander Kwaśniewski mówił o mizerii państwowej kasy. De facto uznał jednak Polskę za kraj bardzo zamożny, który stać na wypłatę kilkuset miliardów złotych gotówką. Już samo targowanie się o formę, termin, zakres i wielkość rekompensat za zagrabione mienie czyni uzasadnionym pytanie, czy Polska jest państwem prawa i do jakiej cywilizacji chcemy należeć. Lekcji poszanowania świętego prawa własności udzielił niedawno posłom Episkopat Polski, stwierdzając: "Nam wszystkim i następnym pokoleniom potrzebna jest lekcja, że należy uszanować cudzą własność (...). Przecież zasada Nie kradnij!, jak i inne przykazania dekalogu, stanowi powszechne prawo moralne" - napisali bis-kupi w specjalnym oświadczeniu.


Więcej możesz przeczytać w 27/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.