Trupi uścisk

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polacy potrafią już potępić zbrodnię w Jedwabnem, lecz nie potrafią jeszcze nazwać jej sprawców
Myślę, że zrobiliśmy wszystko, co było możliwe ze strony chrześcijańskiej" - tak prymas Józef Glemp podsumował reakcję Kościoła na debatę dotyczącą zbrodni w Jedwabnem. Było więc przejmujące nabożeństwo pokutne w kościele Wszystkich Świętych w Warszawie (z udziałem połowy biskupów). Ale okazało się niemożliwe, by w nabożeństwie uczestniczył cały Episkopat, by odbyło się ono w rocznicę mordu, bowiem "biskupi mogą mieć wówczas inne plany". Ksiądz prymas powiedział o zbrodni w Jedwabnem: "jako Polacy ulegliśmy deprawacji człowieczeństwa" - wyrażając najbardziej kategoryczne i jednoznaczne potępienie tego mordu. Ale sprzed kościoła, w którym odbyło się nabożeństwo ekspiacyjne, nie usunięto antysemickiej literatury. Wprawdzie jedwabieński mord jednoznacznie potępili katoliccy intelektualiści, ale nie zrobił tego miejscowy proboszcz, ksiądz Orłowski, który oznajmił, że "to wszystko kłamstwa".
I wreszcie, okazało się niemożliwe, by miasteczko oddało cześć Antoninie Wyrzykowskiej, która pokazała, że nie wszyscy wówczas ulegli deprawacji człowieczeństwa. Wyrzykowska, którą po wojnie za ratowanie Żydów zaszczuto i zmuszono do wyniesienia się z miasteczka, nie pojechała do Jedwabnego na uroczystości rocznicowe. Nadal się boi. Burmistrz Krzysztof Godlewski, który tak wiele zrobił, by pojednać mieszkańców miasteczka z prawdą o popełnionym tam mordzie, zapowiedział zaś, że nazajutrz po uroczystościach poda się do dymisji. Jedwabne, jak się wydaje, wybrało. Nie chce być kojarzone z Antoniną Wyrzykowską czy Krzysztofem Godlewskim. Wybrało twarz księdza Orłowskiego, który w odpowiedzi na pytanie dziennikarki telewizyjnej, czy ktoś spowiadał mu się kiedyś z udziału w tej zbrodni, odparł spokojnie: "Ani jedno sumienie nie zostało poruszone". To oczywiście nie całkiem prawda.
Poruszone zostały sumienia w całej Polsce. Chyba jedynie debata o prawie do aborcji miała w ostatnim dwunastoleciu taki społeczny zasięg i znaczenie. Wstrząs, jaki w polskiej samoświadomości wywołała sprawa Jedwabnego, sprawił także, iż uczestnicy debaty z nie spotykaną od dawna jednoznacznością jęli potępiać antysemityzm i tych, którzy się dziś nadal do tej ideo-logii przyznają. Musiało to być szokiem na przykład dla braci Laudańskich i dla tych wszystkich, którzy - nawet nie aprobując mordu - wyrażają zrozumienie dla jego narodowych jakoby i patriotycznych pobudek. Oto znaczna część narodu mówi antysemitom: nie macie prawa chować się za naszymi plecami.
Potępienie antysemitów stało się tak kategoryczne, że zaprotestował przeciwko niemu w osobliwym artykule w "Gazecie Wyborczej" wybitny pisarz Stefan Chwin. Podkreślając, że nie usprawiedliwia antysemityzmu, zwraca jednak uwagę, iż potępienie i napiętnowanie uniemożliwią antysemitom wyleczenie się z tej choroby duszy. Antysemici, pisze Chwin, nie mniej są ofiarami antysemityzmu niż ci, których w Jedwabnem mordowali. Chwin ma rację i nie ma jej zarazem. Owszem, jak mawiał Karl Kraus, "antysemityzm jest chorobą gojów, która jest śmiertelna dla Żydów". By grać, jak w Jedwabnem 60 lat temu, w piłkę nożną obciętą ludzką głową, trzeba istotnie mieć chorą duszę - i napiętnowanie tej choroby nie uleczy. Ale brak tego napiętnowania sprawi, że choroba będzie się szerzyć bezkarnie.
W Polsce 48 proc. ludzi nadal uważa, że Polacy nie mają powodu, by za Jedwabne Żydów przepraszać, antysemickie napisy na murach umierają ze starości, bo nikomu nie chce się ich ścierać, a księża Orłowski czy Jankowski przynajmniej mają takie samo prawo mówić w imieniu katolickiego narodu, jak księża Czajkowski czy Musiał. W takim kraju piętnowanie antysemityzmu jest nieporównanie ważniejsze od współczucia duszom nim owładniętym. Zresztą Chwin nie postuluje, by nie piętnować zwykłych morderców, rabusiów czy gwałcicieli. Dlaczego wobec zbrodni motywowanej antysemicko być bardziej wyrozumiałym?
W sześćdziesiątą rocznicę jedwabieńskiej zbrodni Polacy potrafią ją już potępić, lecz nie potrafią jeszcze - tablicą na pomniku - nazwać jej sprawców. Potrafią opłakać ofiary, lecz jeszcze nie umieją zerwać bez reszty z pobudkami, które im przyświecały. Do Jedwabnego potrafi przyjechać prezydent, lecz nie premier i prymas. Moralny szantaż, który każe kryć, usprawiedliwiać czy choćby rozumieć sprawców zbrodni - bo oni wszak z naszych - nie stracił jeszcze całej siły swego trupiego uścisku.

Więcej możesz przeczytać w 28/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.