Granice tolerancji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Holandia może się poszczycić długą tradycją gościnności. Ma opinię kraju otwartego i tolerancyjnego, dającego równe prawa wszystkim obywatelom, niezależnie od ich pochodzenia, religii i poglądów politycznych. Przeciętny Holender jednak demonstruje swoją tolerancję w ten sposób, że raczej ignoruje, niż akceptuje obcych.

Otwarta brama Niderlandów
Masowy napływ ludzi do tego kraju rozpoczął się w połowie XX wieku. Gdy holenderska kolonia Indonezja uzyskała niepodległość, do Holandii przybyło 250-300 tys. repatriantów oraz moluckich żołnierzy. W dwóch następnych dekadach napłynęli gastarbeiterzy, a w ślad za nimi rodziny z południowej Europy, Turcji i Maroka. Z badań przeprowadzonych w ubiegłym roku wynika, że na 16 mln mieszkańców Holandii 2,7 mln albo urodziło się za granicą, albo ma rodziców imigrantów.
Stosunek Holendrów do przybyszów z zagranicy zmienił się w latach 80. Stało się jasne, że tzw. sezonowi pracownicy i ich rodziny zostaną w kraju na dłużej. Rząd po raz pierwszy zaczął prowadzić bardziej skoordynowaną politykę wobec mniejszości, ale w dwóch głównych dziedzinach - edukacji i zatrudnieniu - udało mu się osiągnąć niewielki postęp. Gwałtowny napływ uchodźców przyczynił się do powstania opinii, że kraj jest już "pełen" i grozi mu zalanie przez obcych. Pojawiły się żądania, by władze wprowadziły większe restrykcje wobec nich. Wpływ na zmniejszenie tolerancji miała też recesja gospodarcza. Rdzenni mieszkańcy obawiali się, że przybysze odbiorą im miejsca pracy i będą zagrożeniem dla państwa dobrobytu. Niepokój pogłębiał wzrost liczby przestępstw popełnianych przez imigrantów.
Władze zaczęły prowadzić politykę "aktywnego obywatelstwa", by zademonstrować, że przyjezdni nie są obcymi, ale pełnoprawnymi obywatelami. Nałożono na nich obowiązek nauki języka i zdobycia podstawowej wiedzy o społeczeństwie holenderskim. Jednocześnie przekonywano, że przybysze powinni zachowywać swą tożsamość kulturową czy etniczną - oczywiście jeśli jej kultywowanie nie wchodzi w konflikt z prawami konstytucyjnymi państwa.

Kres politycznej poprawności
Osiedlić się w Holandii jest coraz trudniej. Dla Turków, Marokańczyków i obywateli Surinamu jedynym sposobem na to jest łączenie rodzin lub uzyskanie azylu dla uchodźców. Władze zniechęcają też do przyjazdu mieszkańców Antyli Holenderskich (choć są one częścią holenderskiego królestwa), tłumacząc to tym, że niskie wykształcenie i kwalifikacje ograniczają do minimum ich szanse na pomyślną integrację. Do przeprowadzki namawiani są natomiast technicy o wysokich umiejętnościach, na przykład specjaliści komputerowi.
Od kwietnia tego roku w Holandii obowiązuje nowe prawo azylowe - procedury zostały uproszczone i przyspieszono wydawanie decyzji o przyznaniu prawa stałego pobytu. Pojawiły się jednak trudności z odsyłaniem osób, których wnioski zostały odrzucone. Niektóre kraje odmawiają zgody na readmisję, a wielu potencjalnych azylantów nie ma żadnych dokumentów, co praktycznie uniemożliwia ich identyfikację. Część przybyszów decyduje się pozostać w Holandii nielegalnie.
Publiczna debata na temat polityki azylowej, integracji i społeczeństwa wielokulturowego zastąpiła polityczną poprawność. Zamiast głosów w rodzaju "migranci są ofiarami i trzeba im pomóc" częściej można usłyszeć, że przyjezdni powinni sami wziąć odpowiedzialność za swój los. W dyskusji tej nie biorą udziału skinheadzi czy neofaszyści. Polityczna rola skrajnej prawicy w Holandii jest marginalna.

Imigranci głosują na lewicę
Krytyka obcych jest widoczna szczególnie w dużych miastach. Co czwarta osoba żyjąca w czterech największych metropoliach nie urodziła się w Holandii. W rejonach zamieszkiwanych przez robotników przyjezdni stanowią ponad połowę ludności. Większość grup mniejszościowych ma otwarty stosunek do holenderskiego społeczeństwa. Wysyłają dzieci do szkół publicznych, biorą udział w wyborach, co jest najlepszym dowodem chęci uczestnictwa w życiu kraju. Ich przedstawiciele zasiadają w parlamencie i działają w lokalnych samorządach. Najaktywniej w wyborach uczestniczą osoby pochodzenia tureckiego. Największym zaufaniem imigrantów cieszy się lewica. Partie umieszczają na swoich listach kandydatów wywodzących się z mniejszości etnicznych, by przyciągnąć głosy tych środowisk.
Pod względem atrakcyjności pracy, poziomu wykształcenia i warunków życia imigranci nadal odstają od społeczeństwa. Najgorzej wygląda sytuacja Marokańczyków i Turków, lepiej - przybyszów z dawnych holenderskich kolonii (Surinam, Antyle). Największą barierą jest brak wykształcenia - prawie trzy czwarte Marokańczyków i Turków ukończyło tylko szkołę podstawową. Inaczej jest już w drugim pokoleniu; chętniej uczą się jednak dziewczęta. Wzrost gospodarczy przyczynił się do poprawy sytuacji mniejszości na rynku pracy, ale nadal kilkanaście procent imigrantów to bezrobotni (wśród autochtonów - kilka procent).

Tacy sami
Prognozy rozwoju demograficznego wskazują, że udział mniejszości w ogólnej liczbie mieszkańców wzrośnie w 2015 r. z obecnych 9 proc. do 12-15 proc. Podobnie jak teraz, dwie trzecie będzie imigrantami w pierwszym pokoleniu. Ich sytuacja społeczna i ekonomiczna raczej się nie zmieni.
Badania pokazują, że dzieci przybyszów, którzy osiedlili się w Holandii, identyfikują się z zachodnioeuropejskim wzorcem kulturowym. Tylko mała część drugiej generacji trafia na ścieżkę przestępczą. Podobnie jak Holendrzy, przyjezdni zdają się przyjmować pogląd, że niemal wszystko jest dozwolone w życiu prywatnym, ale w życiu publicznym trzeba się dostosować do obowiązujących prawideł.

Ahmed Aboutaleb
Więcej możesz przeczytać w 29/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.