Ostatni Mohikanie

Dodano:   /  Zmieniono: 
W XXI wieku wyginie połowa z 2500 grup etnicznych
W Surinamie zaczepił mnie kiedyś człowiek, informując, że należy do rzadkiego plemienia Indian. Zapytałem: "Ilu was zostało?". Odpowiedział z uśmiechem: "Jestem ostatni". To nie musiał być żart. Pod koniec XX wieku ludzie używali dwóch i pół tysiąca języków. Nawet połowa żyjących dziś grup etnicznych może nie przetrwać następnego stulecia. Co prawda nie wydano do tej pory czerwonej księgi zagrożonych zagładą plemion i narodów, ale w czasie wędrówek po mniej lub bardziej egzotycznych zakątkach świata coraz częściej można się natknąć na "ostatnich Mohikanów" - przedstawicieli ginących grup, ludzi mówiących zanikającymi językami.

Obcy, czyli dzikus
W roku 1889 na wystawę światową do Paryża Francuzi przywieźli grupę Pigmejów, co uznano wówczas za wydarzenie sensacyjne. Przecież do tego czasu zarówno Francuzi, jak i Belgowie nie traktowali ich jak ludzi, w swoich posiadłościach w Afryce Środkowej nie ściągali od nich podatków i nawet ich nie wysiedlali - jak innych mieszkańców Afryki - z obszarów przygotowywanych pod parki narodowe. Z kolei na wystawie kolonialnej w Berlinie w 1896 r. czarnych mieszkańców Kamerunu pre-zentowano niczym dzikie zwierzęta. W roku 1898 sławny badacz polarny Robert Peary przywiózł do Nowego Jorku sześcioro Eskimosów (Inuitów) z Grenlandii. Z tej szóstki przeżył tylko kilkuletni wówczas chłopiec imieniem Minik.
To wtedy bodaj lepiej zrozumiano różnorodność etniczną ludzi. Teraz, w XXI wieku, ci "inni" żyją nadal w różnych częściach świata. Przetrwały w zakamarkach globu małe narody, może ściślej - grupy etniczne, które sposobem życia, obyczajami, cechami fizycznymi różnią się od standardów tzw. cywilizowanego świata.
Na bazarze nad jeziorem Inle w środkowej Birmie (Myanmar) zauważyłem kobiety i mężczyzn w niezwykłych strojach z przewagą czerwieni, o ciemniejszej karnacji skóry i odmiennych rysach twarzy. Powiedziano mi, że to członkowie plemion górskich, nie należących do większości tybeto-birmańskiej. Dowiedziałem się, że w Birmie żyje 111 odrębnych grup etniczno-językowych. Podobnie jest w Wietnamie, Tajlandii czy Laosie - przedstawiciele małych plemion pojawiają się niekiedy, schodzą z gór, wkraczają na pewien czas w skupiska ludzi dominujących w danym rejonie kraju.
Zdarzało się, że mówiono mi: "Tam, widzi pan, ten stary mężczyzna z brodą to jeden z nielicznych żyjących jeszcze przedstawicieli wymierającego plemienia". Czasem było już za późno na spotkanie - na Teneryfie i Hiero, lecz przede wszystkim na Gomerze w archipelagu Wysp Kanaryjskich pozostały tylko nieliczne dokumenty i barwne legendy o niegdysiejszych mieszkańcach tych stron, dzielnych Guanczach, którzy nigdy nie poddali się hiszpańskim najeźdźcom i zostali krwawo wytrzebieni. Tylko w lokalnym muzeum można zobaczyć mumie dawnych właścicieli wysp, a potem przyglądać się ludziom spotkanym na drodze i polu, czy z wyglądu i postury przypominają przodków.
Dystans do sąsiadów innej narodowości, innej religii, obyczajów i mentalności pomaga przetrwać także mniejszym i słabszym grupom etnicznym. Zwłaszcza gdy zachowują tradycyjną strukturę, język, świadomość narodową (plemienną).

Syberyjska przechowalnia ludów
Pamiętam pierwsze spotkanie z Czukczami. Było to w miasteczku Bilibino, za kołem podbiegunowym. Kilku mężczyzn ubranych w kurtki, spodnie i czapy, częściowo w tekstylną tandetę, częściowo w skóry, w długich futrzanych walonkach, przesuwało się bezgłośnie chodnikiem, małymi krokami, na szeroko rozstawionych nogach. Później w okolicach Anadyru zobaczyłem ich tak samo spacerujących wśród reniferów i skórzanych namiotów, rozbitych na łące pełnej ze względu na porę roku kałuż. Tam byli już integralną częścią krajobrazu. Władza sowiecka, której - poza kolizją z doktryną polityczną - w niczym ci ludzie nie przeszkadzali, czyniła latami daremne wysiłki, aby wyperswadować im koczowniczy tryb życia.
W Rosji żyje około 25 tys. Czukczów. Inne, mniej liczne i słabsze grupy wyginęły lub zasymilowały się z nowym otoczeniem. Encyklopedie i źródła naukowe wymieniają 26 małych narodów zamieszkujących Federację Rosyjską - od Lapończyków i Eskimosów po Aleutów i Ewenów. Jest kilkanaście grup etnicznych liczących mniej niż 20-30 tys. ludzi, na przykład Tatarzy krymscy, Wepsowie, Szorowie, Agulowie, Rutulowie, Tatowie. Ewenków, czyli dawnych Tunguzów, jest około 30 tys., mają własny okręg autonomiczny, ale przeważnie żyją w jurtach, hodują renifery, pozostali szamanistami i animistami. Mniej liczni Eweni, zamieszkujący obwód magadański i częściowo Kamczatkę, prowadzą podobny tryb życia, oficjalnie są prawosławni, lecz w rzeczywistości wyznają szamanizm i animizm. Jukagirów, żyjących nad Kołymą w dwóch odrębnych grupach, jest zaledwie około tysiąca. Kamczadali, czyli Itelmenów, mieszkających na Kamczatce, którzy jeszcze w końcu XVIII wieku nie znali żelaza, jest może dwa tysiące. Wielu pozostało przy dawnych wierzeniach.
Czechow pisał o niespodziewanych spotkaniach na Sachalinie z Niwchami, dawnymi Gilakami. Tych sachalińskich aborygenów pozostało jeszcze ze cztery tysiące. Mówią językiem nie przypominającym żadnego innego. Zachowują kult przodków, składając im ofiary z psów i niedźwiedzi, uprawiają rybołówstwo i polują na foki.
Wszystkie te małe narody przeżyły dzięki ogromnym przestrzeniom i surowemu klimatowi Syberii, a więc naturalnej izolacji, dzięki zachowaniu tożsamości plemiennej, więzi terytorialnej i językowej, często także dzięki związkom rodowym.

Wyspy nie zawsze szczęśliwe
Zdawałoby się, że idealne warunki do przetrwania mają mieszkańcy wysp na ocea-nach. Są na Pacyfiku wyspy, a nawet całe archipelagi (na przykład Tonga, Wyspy Salomona), których ludność zdołała zachować swoją odrębność, świadomość aborygenów. Gdzie indziej z trudem można się doszukać dawnych, tradycyjnych form życia, coraz większe są fale imigracji. Na Rapa Nui, czyli Wyspie Wielkanocnej, dwie trzecie mieszkańców przyznaje się do polinezyjskiego pochodzenia, a niektórzy nawiązują do przodków sprzed przybycia kapitana Cooka, lecz gołym okiem widać, że ogromna większość wyspiarzy wyglądem przypomina raczej Chilijczyków czy Peruwiańczyków niż mieszkańców Samoa, Mikronezji i Polinezji Francuskiej. Tam z kolei szybko rośnie liczba Chińczyków.
Przykładem przegranej walki małych narodów o samostanowienie są Hawaje. Na tym sławnym archipelagu jeszcze w 1810 r. wódz Kamehameha Wielki zdołał stworzyć z kilku wysp jeden organizm państwowy. Jeden z jego następców, Kamehameha V, sprowadził robotników z Chin i Japonii, by pracowali na plantacjach, co otworzyło bramy kraju dla imigrantów. Ostatnim z hawajskich władców była królowa Lili’uokalani, którą w końcu XIX stulecia zdetronizowano. Przestała istnieć monarchia hawajska, z każdym dziesięcioleciem w wielkim tyglu narodów roztapiali się też rdzenni Hawajczycy. Przybyli Amerykanie, ustanawiając Hawaje w 1959 r. swoim pięćdziesiątym stanem. Skutek? 1,3 mln mieszkańców archipelagu to dziś mozaika ponad 50 narodów. Połowę stanowią Azjaci. 100 tys. ludzi ma większą lub mniejszą domieszkę krwi hawajskiej, Hawajczyków czystej krwi jest zaledwie około tysiąca, z czego czwarta część żyje na prywatnej, należącej do rodziny Robinsonów, zamkniętej wyspie Niihau.

Ostatniz ostatnich
Rzadko bunt przeciw najeźdźcom albo ucieczka się udają. Indianie w Ameryce Północnej i aborygeni australijscy dopiero teraz otrząsnęli się po epoce eksterminacji sprzed dwustu lat. Indianie Yanomani w Brazylii i Wenezueli mieli szczęście, że dopiero w 1973 r. zostali zauważeni przez cywilizację. Jest ich 18 tys.; do chwili pierwszego kontaktu ze światem zewnętrznym trwali w epoce kamiennej, zachowali zagadkowe obyczaje. W Brazylii jest w sumie jeszcze około 200 tys. Indian mówiących 174 językami. W dżungli Irian Jaya na Nowej Gwinei przebywa nadal wiele grup Papuasów, które nie chcą mieć kontaktu z naszą cywilizacją.
Udaną "ucieczką" od cywilizacji może być religia. Na granicy Bengalu i Bangladeszu żyje od XVI wieku kilkutysięczna wspólnota religijna wyznająca baulizm, czyli mieszankę hinduizmu i muzułmańskiego sufizmu. Na wyspach Melanezji rozprzestrzeniony jest ponadplemienny "kult cargo", wiara w przypłynięcie statków załadowanych różnymi towarami, z przodkami wiernych na pokładzie. W Indiach nie sposób się doliczyć grup etnicznych, ale i religijnych, społecznych, kast zawodowych. Na pustyni Kutch żyją półkoczownicze plemiona, składające się z kilkuset osób, a każde z nich ma swoich bogów i uprawia inny rodzaj rzemiosła. Świat pełen jest "małych narodów". Ich istnienie stanowi o bogactwie kultury powszechnej. Jak długo?

Więcej możesz przeczytać w 31/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.