Menu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Książka

Nakładem wydawnictwa Bertelsmann Media - Politeja ukazała się właśnie książka Jerzego Surdykowskiego "Dokąd zmierza Ameryka? Czyli drugie czytanie Tocqueville’a". Słusznie jest pisać o Stanach Zjednoczonych; ze wszystkich krajów Europy ten jest dla nas najbardziej interesujący. Nie, nie przejęzyczyłem się - ilekroć przychodzi co do czego, jedynymi autentycznymi przyjaciółmi Polski w Europie okazują się Amerykanie. Zachód Europy uważa nas za 51. stan USA - i słusznie; należy podtrzymywać tę pozycję Polski, ponieważ tylko z niej możemy ciągnąć jakieś korzyści. I nie przypadkiem polskie media najwięcej miejsca poświęcają wiadomościom z Ameryki; Ameryka jest tuż obok, stamtąd przyjeżdża do nas najwięcej turystów, bo to z Ameryki jest do Polski najbliżej, na pewno bliżej niż - powiedzmy - z czeskiej Pragi, która leży chyba gdzieś na wyspach Oceanii i niewiele nas łączy wzajemnego zainteresowania, jeśli nie liczyć zawiści Klausa o sławę Balcerowicza, no ale zawiści zawsze miały wymiar ponadczasowy i transkontynentalny. Że przeciętny Amerykanin nie wie nawet, gdzie leży Polska? Och, nie wymieni nawet wszystkich stanów na kontynencie amerykańskim; polityką zagraniczną każdego ze stanów USA - wielu z nich większych powierzchnią niż Polska - są stosunki z Waszyngtonem; tylko dzięki temu przeciętny Amerykanin odróżnia Waszyngton DC od stanu Waszyngton, leżącego po drugiej stronie kontynentu.
Stany Zjednoczone nie są przyszłością Europy; wystarczy się przyjrzeć Włochom, których północ chętnie oddałaby południe swego kraju Afryce. Przyszłością Europy jest biurokracja Francji i Niemiec, która chce mieć własną armię, tylko po to zresztą, żeby chroniła jej zarozumialstwo przed zarozumialstwem Waszyngtonu, bo przecież - jak udowodniło Kosowo - do niczego innego się nie nadaje. Nawet najmądrzejszy niegdyś kraj Europy, Niderlandy, znudzony swym istnieniem zmierza do zbiorowej eutanazji. Już wiemy, że na pewno nie uda się przyłączyć Europy do Skandynawii, nikt też nie prosi Szwajcarów, by to oni nauczyli Bałkany, a przy okazji może bandytów z ETA tudzież IRA, jak mogą żyć obok siebie ludzie mówiący różnymi językami i wierzący w innego chrześcijańskiego Boga.
Polacy swoją pierwszą w Europie konstytucję oparli w roku 1791 na wzorze ustroju Ameryki i być może przypomną sobie, że był to wzór lepszy niż późniejszy europejski parlamentaryzm dla biurokratów. Polacy dość szybko uczą się mówić po angielsku, a myśleć po amerykańsku; to nie przypadek, że prezydent Bush zacytował najważniejszą zwrotkę ze wszystkich polskich piosenek, z piosenki Golec uOrkiestry: "Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco, a tam, gdzie to kretowisko, będzie stał mój bank". Internet już rozwija się w Polsce najszybciej w Europie. Cwaniactwo też. Jeszcze tylko trzeba się nauczyć pracować i już będzie Ameryka. Pracować bowiem trzeba będzie niedługo i za Niemców, których młodemu pokoleniu wystarcza dobrobyt wypracowany przez rodziców i już pracować się nie chce. Nie pomożemy jedynie Japończykom, których młodzieży też praca zbrzydła, ale to trochę za daleko. Japonię zostawmy Czechom.
Książkę Surdykowskiego cechuje swoista melancholia w ocenie przyszłości Ameryki. To jednak naturalne: przy każdej recesji autorzy książek o Ameryce czarno widzą jutro Stanów Zjednoczonych. Liczy się to, co Surdykowski wie o Ameryce, którą zjeździł wszerz i wzdłuż, a wiedzy o niej naprawdę nigdy za dużo. Bo Ameryką nie są ani walentynki, ani strachy na Haloween, ani kuchnia McDonalda, za którą cudem łaskawy katolicki Bóg nas jeszcze nie pokarał. Zawsze mówiłem, że protestanci umieją pracować, a katolicy kochać i jeść; choć może to sama kuchnia protestancka jest za skaranie boskie.

Stefan Bratkowski

Wydarzenie - POLSKA

W Pałacu Opatów w Oliwie gdańskie Muzeum Narodowe zorganizowało wystawę "Morze w obrazach artystów polskich XX wieku". Tego lata, kiedy urlop nad Bałtykiem jest imprezą dość ryzykowną, lepiej chyba oglądać morskie fale i odmęty na płótnach. Zwłaszcza że na ekspozycji znajduje się ponad 200 prac autorstwa 47 artystów, co stanowi szeroki przekrój popularnej niegdyś tematyki marynistycznej. Oczywiste, że zobaczymy tu przede wszystkim wszelkie odcienie błękitów i linie horyzontalne, ale morskie wizje (przede wszystkim Bałtyku, choć nie brak i Morza Śródziemnego) czasem trudno z sobą porównać, nawet gdy pozostaniemy przy samej kategorii pejzażu - od realistycznych dzieł Stanisława Witkiewicza, Aleksandra Gierymskiego czy Władysława Ślewińskiego po "Brzeg" Jonasza Sterna, gdzie morze wykonane jest z naklejonego na płótno i pomarszczonego na kształt fal materiału. Są tu wizjonerzy początku wieku (Wojciech Weiss, Ludwik de Laveaux, Ferdynand Ruszczyc), międzywojenni awangardziści (Władysław Strzemiński i Stefan Wegner), kapiści (Piotr Potworowski i Jan Cybis), wreszcie malarze współcześni, jak Tomasz Ciecierski, Jarosław Modzelewski, Edward Dwurnik (ten ostatni zaskakuje obrazami, na których nie ma postaci ludzkich ani miasta, tylko błękitne fale). (DS)
Więcej możesz przeczytać w 31/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.