Reality szok

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Puszczy Białowieskiej grasują uzbrojeni, umundurowani Białorusini!
Stop! Nielegalnie przekroczyliście granicę białoruską. Wysiadać. Nu, dawaj, dawaj! - krzyczy olbrzym w mundurze pogranicznika. Pociąg z gwizdem zatrzymuje się w środku Puszczy Białowieskiej i kilku uzbrojonych Białorusinów błyskawicznie wskakuje do wagonu. Ponad stu turystów zamiera w bezruchu. Mieli jechać z Hajnówki do położonego w pobliżu granicy z Białorusią Topiła. - Może motorniczy zapomniał przełożyć zwrotnicę i przejechaliśmy do sąsiadów? - zastanawia się z nie ukrywanym strachem przewodnik. - Cholera, to się władowaliśmy!
Na trawie przysiadł dowódca jednostki. Z kieszeni wystaje mu butelka wódki, ale pewną ręką wybiera numer w zdezelowanym woj-skowym radiotelefonie.
- Melduję, że pół kilometra od naszej granicy złapaliśmy szpiegów i przemytników. Po rewizji odtransportujemy ich do Mińska - mówi do słuchawki. - O Polsce możecie zapomnieć. Wiecie, co to łagry i Syberia? - z przekąsem rzuca w naszą stronę. W tym czasie jego podkomendni z grobowymi minami sprawdzają dokumenty i torby. - Znalazłam narkotyki - krzyczy potężna Białorusinka i wyciąga z wagonu przewodnika wycieczki. Żołnierze popychają go w kierunku pobliskich chaszczy. Po chwili słyszymy huk wystrzału.
- Zamówili kopanie grobów? - upewnia się Wojciech Rynarzewski, przyjmując zamówienie. Od kilku lat jego specjalnością jest organizowanie "napadów białoruskich pograniczników". Coraz częściej organizatorzy wycieczek chcą w ten sposób "uatrakcyjnić" pobyt polskich i zagranicznych turystów w białowieskiej puszczy. - Spotkania z żubrem im nie załatwiliśmy, ale za to oko w oko stanęli z białoruską władzą - wspomina Dorota Popowska z Instytutu Studiów Europejskich w Warszawie. W czerwcu organizowała międzynarodową konferencję promującą Polskę w Unii Europejskiej. Na koniec zaprosiła jej uczestników na przejazd kolejką po puszczy... - Zagrana scena "na granicy" była dla nich tak wiarygodna, że wszystkim podskoczyła adrenalina, ale potem było śmiechu co niemiara. Śmiali się też z samych siebie; uwierzyli bowiem, że tak właśnie wygląda polska granica wschodnia.
Scenariusz prawie zawsze jest podobny. Turyści "przez pomyłkę" przekraczają granicę polsko-białoruską, motorniczy w porę nie zmienia zwrotnicy lub cała grupa myli ścieżki i gubi się w lesie. Różne są natomiast "kontrole graniczne" - od łagodnych dla dzieci ("Nie bójcie się, radziecki żołnierz krzywdy wam nie zrobi"), po ostrzejsze, z kopaniem grobów i wystrzałami w krzakach. Różne są też reakcje. Pierwszy inscenizowany napad został zorganizowany, gdy kolejką wąskotorową do Topiła wybrał się biskup Drohiczyna i prawosławni popi. Gdy pojawili się białoruscy pogranicznicy, duchowni chcieli pieszo wracać do Polski. Na wycieczce zorga-nizowanej w ubiegłym roku dla przedstawicieli mediów dziennikarka jednego z ogólnopolskich dzienników płynnym rosyjskim zaczęła pro-sić, by ją puścili, bo urodziła się w Moskwie...

Rosja w NATO
Rynarzewski za każdym razem angażuje Białorusinów - głównie tych, którzy od czasu do czasu przyjeżdżają pohandlować na pobliskich bazarach. Autentyczne są też wszystkie rekwizyty - od mundurów i odznaczeń po stary radziecki sprzęt wojskowy. Nic dziwnego. Pomysłodawca "napadów" prowadzi w Hajnówce bar U Wołodzi, czyli swoiste muzeum światowego ruchu komunistycznego. Czego tu nie ma! - śmieje się jedna z Białorusinek. - Wojtek zabrał nam już wszystkich Leninów. Gdziekolwiek tu spojrzeć, jak nie Wołodia, to Marks lub Stalin. Niedługo nic komunistycznego na Białorusi nie zostanie. Może poza mentalnością...
- Jednych straszą u mnie duchy przeszłości, inni czują się jak za dawnych czasów - mówi właściciel. Gości ma różnych. Odwiedził go już ambasador Białorusi w Polsce, był też doradca prezydenta Łukaszenki. Czy byli obrażeni? - pytam. - Nie. Czy to ja namalowałem te portrety? Oni to wszystko wymyślili, a ja to tylko przedstawiam - tłumaczy, wskazując na wiszące nad naszymi głowami proporce. "Dla najlepszej dojarki", "Łukaszenka - nie popuszczaj!". W maju do Hajnówki zza wschodniej granicy przyjechali odświętnie ubrani weterani wojenni. Obchodzili rocznicę zakończenia wojny i przyszli tutaj na piwo. Wokół pełno było ludzi w radzieckich mundurach. Zorientowali się, że to nie wojskowi, dopiero wtedy, gdy po barze zaczął się przechadzać właściciel. W mundurze carskim.
W swoim barze Rynarzewski (potomek m.in. Tatarów krymskich i szlachty wielkopolskiej) świętuje kolejne rocznice bolszewickiej rewolucji, urodziny Lenina, a także 22 lipca. W ubiegłym roku zaprosił na urodziny Aleksandra Łukaszenkę. Wysłał mu oficjalne zaproszenie po białorusku, a na kopercie nakleił trzy znaczki: "Tragizm bohaterów Polski Walczącej", Matkę Boską Częstochowską i papieża. W 1999 r. przyjął "wysłannika" Putina, który na oczach zebranych podpisał "Traktat hajnowski", czyli akt przystąpienia Rosji do NATO. - Dzięki niemu w ogóle wiadomo, gdzie jest Hajnówka - mówią o pomysłowym krajanie okoliczni mieszkańcy.

Barman na prezydenta
Z zardzewiałego gramofonu dobiega rewolucyjna muzyka: "Eto Lenin dorogoj, eto Lenin nasz rodnoj". Na stole zrobionym ze starego carskiego łóżka stoi popiersie wodza rewolucji otulone w radziecki płaszcz. Wokół siedzą młodzi Białorusini i powoli sączą piwo. Nagle Oksana, była komsomołka, wykrzykuje: - Towarzysze, oddajmy mu cześć minutą ciszy! W barze pojawił się też starszy mężczyzna, czerwonoarmiejec, który pod sowieckim sztandarem i z pieśnią o Leninie przeszedł wiele frontów. Dumnie pokazuje zdjęcie w mundurze z rzędem przypiętych medali. - Może byś mi jeszcze jakiś dorzucił? - żartuje, wskazując na stojącą w pobliżu puszkę z odznaczeniami. W gazetce miejscowych Białorusinów pojawił się kiedyś krótki opis baru U Wołodzi: "W głównym miejscu stoi popiersie Lenina, mające tutaj praktyczne przeznaczenie - na nim wisi menu".
- Dla Wojtka nie ma rzeczy, której by z Białorusi nie przytaszczył. Gdy rozmawiałam z kierowniczką domu kultury w Swisłaczu, on już za jej plecami odpinał plakat wyborczy - opowiada Tatiana. Dziś wisi w barze, przy urnie. Wojciech Rynarzewski startuje bowiem w wyborach na prezydenta Białorusi. Większość miejscowych i przyjezdnych Białorusinów złożyła już swoje podpisy. Swoim wyborcom obiecuje federację z Haiti i zamianę ziemniaków na banany. - To będzie moje przyszłe miejsce pracy - Rynarzewski pokazuje gościom zrobione przez siebie zdjęcie białoruskiego parlamentu w Mińsku. Po chwili przerywa konwersację, bo dzwoni telefon. Umawia się na kolejne przedstawienie: "Chwileczkę, muszę zajrzeć do kalendarza, kiedy mam następny napad". Za tydzień uroki puszczy mają podziwiać naukowcy ze Stanów Zjednoczonych. Motorniczy z pewnością znów zapomni o zwrotnicy...

Maria Graczyk
Więcej możesz przeczytać w 32/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.