Kryzys ubogiego państwa opiekuńczego

Kryzys ubogiego państwa opiekuńczego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy gospodarka zwolniła, zaczęły się problemy z budżetem
Co takiego narosło w gospodarce, że w budżecie na rok 2002 zarysował się deficyt o wiele większy niż tegoroczny - już i tak podwyższony i wysoki? Opinia publiczna zapoznała się z tym problemem nagle, po artykule w "Trybunie", ale narastał on od dawna, w miarę jak pojawiały się kolejne sprzyjające mu czynniki.
Jest oczywiste, że rząd nie może zdjąć z siebie odpowiedzialności za ten stan rzeczy, ale byłoby wielką ulgą, gdyby okazało się prawdą, jak krzyczy opozycja, że to skutek czteroletniej polityki obecnego gabinetu. Wystarczyłoby wtedy, że rząd się zmieni, a to nastąpi za kilka tygodni. Niestety, najpoważniejszym źródłem problemu jest postawa, jaka dominuje w naszym społeczeństwie. W warunkach wolności i demokracji ta właśnie dominanta jest zaś "kierowniczą siłą społeczeństwa", której świat polityki chętnie ulega, za to bardzo niechętnie i tylko w sytuacjach skrajnych decyduje się jej przeciwstawić.
Nie odbiegnę zbyt od prawdy, pisząc, że jesteśmy społeczeństwem mało samodzielnym. Lubimy być wolni, ale jeszcze bardziej chcemy być "zaopiekowani", najlepiej przez państwo. To, rzecz jasna, nie dotyczy każdego. Z tej jednak postawy, bynajmniej nie odziedziczonej po PRL, lecz o korzeniach dużo starszych, wynika na przykład sentyment do czasów gierkowskich, co budzi zdziwienie, choć nie powinno. Były to bowiem czasy wielkiej szczodrobliwości państwa (za długi przekazane dzieciom i wnukom) połączonej z "socjalistycznymi", czyli niewielkimi wymaganiami związanymi z pracą. Z tej postawy wynika także lęk przed rynkiem, niechęć do liberalizmu gospodarczego i bardzo silna, stabilna baza, we wszystkich warstwach społecznych, także najbogatszych, dla socjalnej i etatystycznej (interwencjonizm państwowy) orientacji w polityce, na czym najbardziej korzysta SLD. Miniona dekada pokazuje, jak ten masyw dominującej postawy w społeczeństwie prowadził kraj w kierunku uważanym za najlepszy - niestety, błędnie.
Rok 1989, rok przełomu, wielkiego zamieszania w umysłach, zawrotu od tego, że stanęliśmy na nogach po 45 latach stania na głowie, dał krótkotrwałą szansę na zastosowanie terapii o sporej dawce liberalizmu, ale dalekiej od skrajności, choć za skrajność szybko okrzykniętej. To był czas, kiedy Polska ruszyła ku krainie gospodarczych "tygrysów", choć wtedy, gdy zaczęliśmy w to wierzyć, a nawet się tym pysznić, kurs był już inny. Gdy minęło oszołomienie wielką przemianą i do ludzi zaczęło docierać, że wraz z wolnością nastaje czas mniejszej opieki i większych wymagań, odezwał się głos dominującej większości (poprzez sondaże, setki protestów i tysiące wymyślań na spotkaniach z politykami) - "nie zgadzamy się, nie tędy droga". I tak ruszyła od prawa do lewa ofensywa antyliberalizmu. Poprzez setki decyzji i regulacji prawnych, bez świadomości, jaki będzie tego skutek, przekierowała ona Polskę z kursu ku gospodarczemu "tygrysowi" na kurs ku biednemu państwu socjalnemu, opiekuńczemu.
Zaczęło się to za pierwszych rządów solidarnościowych, ale zwrot nastąpił w latach 1994-1997, w ślad za nadzwyczajną, ale krótkotrwałą i chorobliwą koniunkturą. Dopuszczono wtedy do ukształtowania konsumpcji (oczywiście nie każdego z osobna, lecz łącznej) i wydatków publicznych na poziomie przekraczającym normalne, a nie chwilowe wyniki gospodarki przystosowanej do rynku słabiej, niż się wydawało. Gdy gospodarka zwolniła, wracając do swej normalnej dynamiki, zaczęły się problemy z budżetem. Najpierw regulowano je, zamiatając śmieci w kąty - w tym roku poważnym zwiększeniem deficytu i cięciami wydatków. W roku przyszłym czeka nas ciężki program dostosowawczy. Na dłuższą metę, jeśli chcemy przywrócić trwale szybki rozwój, konieczna będzie polityka znacznie mocniej niż do tej pory przeciwstawiająca się owej dominującej postawie, która w zrozumiałym pragnieniu, by jak najszybciej żyć lepiej, podcina możliwość osiągnięcia tego celu. Jeżeli tak się stanie, obecną bardzo trudną sytuację będzie można uznać za pożyteczny dopust boży, oczywiście, jak to zawsze bywa, z pomocą ludzką sprawiony.
Więcej możesz przeczytać w 34/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.