Zwalniające szczury

Zwalniające szczury

Dodano:   /  Zmieniono: 
Francuzi mają wyższą wydajność pracy niż goniący za sukcesem Amerykanie. A przecież oni gonią tylko za... relaksem!
Podobno najlepiej sprzedającą się składanką muzyczną tego lata jest dwupłytowy album "La vie est une chanson" ("Życie jest piosenką") ułożony przez Barbarę Podmiotko. To pierwszy od lat z takim rozmachem zrobiony przekrój piosenki francuskiej na naszym rynku. Znalazło się tu miejsce dla każdego: od Edith Piaf po gwiazdeczkę festiwalu Eurowizji Marie Myriam. Piosenki są melodyjne i dość stare, aż chciałoby się powiedzieć - wyciągnięte z lamusa lat 60. i 70., ale niespodziewanie dobrze brzmią właśnie teraz, u progu XXI wieku: dają wytchnienie, zachęcają, żeby zwolnić tempo; są jak świeża bagietka z czerwonym winem - proste, ale o niezapomnianym smaku.
Na francuskiej składance brakuje wielu wykonawców. Słuchając głosów Charles’a Aznavoura, Gilberta Becaud, Dalidy, Marie Laforet, Michela Delpecha i Fran˜oise Hardy, odczuwam tęsknotę za piosenkami Joe Dassina, Mireille Mathieu, Barbary, Guesh Patti, Serge’a Gainsbourga, Juliette Greco, Yves’a Montanda i Juliena Clerca. Cóż to za wspaniała lista życzeń na następne płyty! Akurat dobra, by o niej pomarzyć i wyobrazić siebie prowadzącego French way of life, czyli tryb życia skoncentrowany na radości życia, a nie na gonieniu za sukcesem.
To, że francuskie piosenki odpłynęły w ostatnich latach z programów polskich rozgłośni radiowych i polskich telewizji, było czymś więcej niż efektem zmonopolizowania rynku muzycznego przez wielkie, globalne wytwórnie o korzeniach anglosaskich. Świadczyło również o tym, że z ochotą poddaliśmy się amerykańskiemu tempu i gustowi. Whitney Houston zastąpiła Edith Piaf, Michael Jackson Joe Dassina, hamburger tatara, coca-cola oranżadę, a frytki - świeże chrupiące pieczywo. Zaczęliśmy jeść fast food (czyli szybkie jedzenie) i zaczęliśmy wieść fast life (czyli szybkie życie). Stanęliśmy do wyścigu szczurów dumni, że nas wreszcie do niego dopuszczono. Okazaliśmy się ambitnymi szczurami: pojedynki z przysyłanymi z Zachodu fachowcami coraz częściej kończyły się naszymi zwycięstwami. Naszą wschodnią europejskość zrzucaliśmy z siebie jak wąż starą, niepotrzebną skórę. Najgrubsze szczury zaczęły już sobie nawet budować pałace na Sardynii, ścigając się z zagranicznymi na wielkość i reprezentacyjność posesji. Chude szczury pędziły dalej przed siebie i tylko marzyły, że też kiedyś, gdzieś się odkują i dopiero wszystkim pokażą.
Tymczasem nie zainteresowana naszym nuworyszowskim wyścigiem Europa zaczęła zwalniać. Fast food wyszedł z mody, w dobrym guście zaczął być relaks. Nie fitness ani siłownia, ani poranny jogging (wszystko to amerykańskie obsesje), lecz starannie dobrane grono przyjaciół, dobre domowe jedzenie, wyszukane idealne miejsce odpoczynku w bezpośrednim kontakcie z naturą. Wyjazdy - tak, ale nie służbowe, raczej rodzinne. Wycieczki - tak, ale raczej pobytowe niż objazdowe. Tak, żeby był czas na książkę, rozmowę, drzemkę.
Brzmi jak wakacyjne, nierealne marzenie? Wcale nie! Są tacy, co już tak żyją. Zaczęli oczywiście Francuzi, których życie jest "jak piosenka". Postanowili, że obowiązujący w ich kraju tydzień pracy będzie liczył 35 godzin, a więc 7 godzin dziennie (czyli na przykład od 8.00 do do 15.00) od poniedziałku do piątku. Pokażcie mi, kto tak dziś pracuje w Polsce?! Zapytajcie szefów, którzy żądają, byśmy zostawali po godzinach i wcale nam za to nie płacą nadgodzin, dlaczego u nas to niemożliwe. Powiedzą zapewne, że jest dużo do zrobienia i trzeba na to więcej czasu. Tymczasem tajemnica tkwi we właściwej organizacji pracy i dostatecznej wydajności. Okazuje się, że Francuzi - według statystyk - mają wyższą wydajność niż goniący za sukcesem Amerykanie. A przecież oni gonią tylko za... relaksem!
W Europie spada zainteresowanie jedzeniem z McDonalda, awansami, a nawet wyższymi zarobkami. Ludzie chcą mieć to, co mają, i cieszyć się tym jak najdłużej. Podobno powstało już nawet pojęcie slow food na określenie restauracji, gdzie je się zdrowo, smacznie i niespiesznie. We Włoszech istnieje stowarzyszenie 31 miast nazwanych slow cities - żyje się tam powoli, bez nerwowego zerkania na zegarek, uśmiechając się do siebie i patrząc w niebo, jaka będzie jutro pogoda. W prawie 28-tysięcznym miasteczku Bra zakazano ruchu samochodów, sklepy mają wolne w czwartki i w niedziele, a sprzedaje się w nich tylko naturalne produkty według własnej receptury. Ci, którzy otwierają warsztaty działające według tradycyjnych zasad i zatrudniające członków rodziny, mogą liczyć na ulgi podatkowe.
To europejska odpowiedź na amerykański pęd do pracy przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. To także odpowiedź na globalizację i sposób na dobre życie. Coraz więcej młodych ludzi przeprowadza się do miasteczek takich jak Bra, gdzie jest tylko pięcioprocentowe bezrobocie, a turystów przybywa z miesiąca na miesiąc. Nic dziwnego, skoro Europejczycy mają tyle dni urlopu: Niemcy - 24, Francuzi - 25, Polacy - 26, Austriacy - 30, a Duńczycy nawet 31. Amerykanom nie zagwarantowano prawem ani dnia urlopu, większość z nich bierze tylko 14 dni. Cieszę się, że szczury zwalniają; cieszę się, że polskie szczury słuchają francuskich piosenek. Może dzięki nim na powrót zamienią się w ludzi? 


Więcej możesz przeczytać w 34/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.