PoGROMcy zbrodniarzy

PoGROMcy zbrodniarzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polscy komandosi polują na Radovana Karadzicia
Specjalny zespół komandosów z jednostki Grom od ponad dziesięciu tygodni przebywa z supertajną misją na Bałkanach - ustalił tygodnik "Wprost". Polscy żołnierze mają odszukać i zatrzymać kilkunastu zbrodniarzy poszukiwanych przez międzynarodowy trybunał w Hadze. Dowiedzieliśmy się, że Polakom powierzono zadanie schwytania Radovana Karadzicia, numeru jeden na liście zbrodniarzy poszukiwanych przez haski trybunał, przywódcy Serbów bośniackich, skazanego zaocznie 16 listopada 1995 r. za zbrodnie ludobójstwa. To już druga operacja chwytania zbrodniarzy wojennych w byłej Jugosławii, w której uczestniczy Grom - pierwszą przeprowadzono w 1997 r.
Carla del Ponte, naczelny prokurator haskiego trybunału, powiedziała kilka dni temu w szwedzkim Karlstad, że poszukiwany za zbrodnie wojenne w Bośni Karadzić znajdzie się w więzieniu jeszcze w tym roku. Optymizm pani del Ponte wynika z tego, że komandosi Gromu ustalili już miejsce pobytu Karadzicia, dlatego jego ujęcie jest kwestią najbliższych tygodni, a może nawet dni. W tej operacji komandosi Gromu ściśle współpracują z Amerykanami z 10. Grupy Specjalnej i 1. Wydzielonego Oddziału Operacji Specjalnych oraz z brytyjskim 22. pułkiem SAS.
Z Brytyjczykami współpracowali już wcześniej, m.in. w ubiegłym roku w Irlandii Północnej.
- Żołnierze Gromu rzeczywiście przebywają w byłej Jugosławii, ale nie mogę zdradzić, gdzie operują, ilu ich jest i jakie mają zadania. Mogę tylko stwierdzić, że realizują działania, które są bardzo ważne dla naszej racji stanu -mówi enigmatycznie Bronisław Komorowski, minister obrony narodowej. Od pracowników biura prasowego KFOR w Pristinie usłyszeliśmy, że część zespołu specjalnego Gromu stacjonowała ostatnio w miejscowości Kacanik w Kosowie, gdzie polscy żołnierze z sił pokojowych uczestniczyli w akcji odbierania broni albańskim partyzantom.

Najwyższa klauzula tajności
Operacja poszukiwania zbrodniarzy wojennych w byłej Jugosławii została w kwaterze głównej NATO w Brukseli oznaczona najwyższą klauzulą tajności, a jej uczestnicy korzystają z najwyższych priorytetów, co oznacza bezwarunkową pomoc wszystkich jednostek sił pokojowych oraz możliwość występowania w ich mundurach (w razie takiej konieczności). Specjalny zespół Gromu korzysta z szyfrowanej łączności satelitarnej i ma pełną swobodę decydowania o użyciu broni.
Dowiedzieliśmy się, że część komandosów Gromu prowadzi rozpoznanie, korzystając z baz polskich sił w byłej Jugosławii: kontyngentu policyjnego w Kosovskiej Mitrovicy i Prizren, Batalionu Polsko-Ukraińskiego w Rakaa (między Kacanikiem a Urosevacem), Nordycko-Polskiej Grupy Bojowej w miejscowości Doboj (w Bośni i Hercegowinie). Korzystają też z pomocy kwatery głównej KFOR w Pristinie.
Tylko przez pierwszych pięć tygodni komandosi Gromu tworzyli wydzielony zespół przy polsko-ukraińskim batalionie w Kacaniku. Zbierali wówczas głównie informacje o osobach podejrzanych o popełnienie zbrodni wojennych w konflikcie macedońskim. Wedle naszych informacji, polscy żołnierze ustalili miejsce pobytu i zatrzymali sześć takich osób. Jest bardzo prawdopodobne, że staną one przed haskim trybunałem. Komandosi Gromu byli jednak przede wszystkim przygotowywani do ścigania zbrodniarzy wojennych poszukiwanych za przestępstwa popełnione w latach 1991-1995. Poza ujęciem Karadzicia postawiono im zadanie ustalenia miejsca pobytu i ewentualnego zatrzymania Dragana Gagovicia, Gojko Jankovicia, Janko Janjicia, Radomira Kovaca, Zorana Vukovicia, Dragoljuba Kunaraca, Radovana Stankovicia, Dragana Zelenovicia - Serbów oskarżonych o zbrodnie popełnione w regionie Foca w Bośni. Wspólnie z Brytyjczykami z SAS nasi komandosi rozpracowywali też Slobodana Milijkovicia, Blagoje Simicia, Milana Simicia, Miroslava Tadicia, Stevana Todorovicia i Simo Zaricia, oskarżonych o zbrodnie przeciwko bośniackim Muzułmanom i Chorwatom, dokonane podczas czystek etnicznych w Bosanskim Samacu.

Obława na rzeźnika z Vukovaru
Przed wyjazdem do Jugosławii grupa specjalna ćwiczyła w Bieszczadach, najbardziej przypominających tereny, na których mieli działać. O metodach stosowanych w tego typu akcjach rozmawialiśmy z dwoma komandosami Gromu, uczestnikami obławy - w czerwcu 1997 r. - na Slavko Dokmanovicia, serbskiego generała zwanego "rzeźnikiem z Vukovaru", ściganego przez trybunał w Hadze listem gończym za zamordowanie 260 Chorwatów. - "Rzeźnik" był wyjątkowo trudnym celem, bowiem przez całą dobę był pilnowany przez kilkunastu specjalnie wyszkolonych serbskich komandosów - opowiada jeden z naszych rozmówców. Obserwacja trwała dwie doby: w tym czasie ustalono, w jaki sposób i kiedy ochroniarze się zmieniają, kto dostarcza im pożywienie, jakiej używają broni.
- Początkowo chcieliśmy zaatakować samochód Dok-manovicia. Obawialiśmy się jednak rozpętania strzelaniny. Przypuściliśmy więc szturm na kwaterę o czwartej rano, gdy ochrona jest najbardziej zmęczona - mówi podoficer Gromu. Unieszkodliwienie czterech osób czuwających na zewnątrz budynku zajęło "operatorom" Gromu dwanaście sekund. Następnie obezwładniono czterech strażników wewnątrz kwatery oraz piątkę śpiących. Nie padł ani jeden strzał. Obudzony Dokmanović długo nie mógł się zorientować, co się właściwie stało. Nasi rozmówcy nie chcą mówić, czy któryś z ochroniarzy "rzeźnika" zginął. - Istotne jest, by przeciwnik został wyeliminowany z walki, żeby nie mógł sięgnąć po broń czy zaatakować wręcz - opowiada żołnierz Gromu.
W kilka godzin Dokmanovicia dostarczono do sztabu sił ONZ w Zagrzebiu. Nie oznaczało to wcale końca kłopotów. Kilka dni później serbscy żołnierze w odwecie wzięli zakładników - mieszkańców slawońskiej wioski Ilok - i zagrozili, że ich rozstrzelają, jeśli Dokmanović nie zostanie uwolniony. Ta sama ekipa, która ujęła "rzeźnika z Vukovaru", przygotowała plan ataku na Ilok. Doszło do gwałtownej kilkuminutowej strze-laniny na wzgórzu w pobliżu wioski. Nasi rozmówcy twierdzą, że nikt z ich kolegów wtedy nie zginął, chociaż byli ranni. Wedle Samuela Katza, amerykańskiego reportera wojennego, "operatorzy Gromu dosłownie zmietli przeciwników siłą ognia". Ustaliliśmy, że żaden serbski żołnierz nie przeżył ataku Polaków. Biuro prasowe KFOR nigdy nie ujawniło szczegółów operacji, a zachodnia prasa przypisywała ten wyczyn żołnierzom brytyjskiej Special Air Service bądź amerykańskiej jednostki Delta. - O takich wydarzeniach nie należy za dużo mówić ani tym bardziej się chwalić, bo bardzo utrudniłoby to prowadzenie następnych operacji. Mogę tylko powiedzieć, że pokazaliśmy zabójczą skuteczność - opowiada uczestnik tej akcji.

Polski łącznik
Ujęcie Dokmanovicia oraz brawurowa akcja w Iloku sprawiły, że Grom otrzymał wysokie oceny od dowódców Delty i SAS. Kiedy więc w maju tego roku w kwaterze głównej NATO (w porozumieniu z siłami KFOR) postanowiono wysłać specjalne oddziały mające ścigać zbrodniarzy wojennych, dołączono do nich żołnierzy Gromu. Nie bez znaczenia było także to, że Polacy są przez Serbów i Chorwatów postrzegani lepiej niż żołnierze z armii państw zachodniej Europy i rozumieją ich język. To dlatego żołnierze Gromu stanowią większość w utworzonej na potrzeby ostatniej operacji sekcji wywiadu.
Część komandosów naszej eksportowej jednostki specjalnej brała też udział w tropieniu przemytników broni dostarczanej do Macedonii i Kosowa. Przy okazji udało im się także wykryć przemyt narkotyków. Przez rejony, w których obecnie stacjonuje Batalion Polsko-Ukraiński (okolice Kacanika), wiedzie przecież bałkański szlak narkotykowy. Żołnierze batalionu nie mogą uczestniczyć w akcjach ofensywnych (chyba że zostaną zaatakowani), dlatego przemyt narkotyków może zwalczać tylko jednostka specjalna.

W obcych mundurach
Dowiedzieliśmy się, że nasi żołnierze podczas akcji używają uniformów pozbawionych jakichkolwiek oznaczeń, natomiast podczas przygotowań do akcji występują w mundurach innych armii. Ta ostrożność wynika z wcześniejszych złych doświadczeń. W październiku 1996 r. zginął Jacek Bartosiak, ówczesny rezydent polskiego wywiadu w Libanie, wcześniej snajper w jednostce Grom. Na drodze z Damaszku do Bejrutu na samochód, którym podróżował razem z szyfrantem, najechała ciężarówka. Obaj Polacy zginęli w płomieniach. - To była ewidentna zemsta służb specjalnych Saddama Husajna - za to, że zorganizowaliśmy ucieczkę amerykańskich oficerów wywiadu z Iraku - uważa Janusz Onyszkiewicz, były minister obrony.


Więcej możesz przeczytać w 37/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.