Czarna nadzieja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Krwawe wojny, ludobójstwo, głód, epidemia AIDS, chaos polityczny i totalny brak nadziei - taki obraz Afryki od dawna dominuje w korespondencjach z tego kontynentu. Tymczasem rzeczywistość pod równikiem nie jest tak jednoznacznie czarna, jak sugerują upowszechniane od lat stereotypy. W wielu afrykańskich krajach znacznie poprawiły się warunki bytowe i wskaźniki ekonomiczne. Przez dziesięć lat umieralność wśród dzieci zmniejszyła się niemal o połowę. Liczba osób umiejących czytać i pisać wzrosła trzykrotnie. Dwukrotnie więcej dzieci uczęszcza do szkół. Zmniejsza się liczba reżimów inspirowanych lewacką ideologią. Uganda i Botswana dzięki zdecydowanym i konsekwentnym reformom znalazły się niespodziewanie w grupie państw o najwyższych na świecie wskaźnikach wzrostu gospodarczego.
Na początku lat 90. tylko w trzech państwach afrykańskich funkcjonował system wielopartyjny. Dziś w dwóch trzecich z 48 krajów leżących na południe od Sahary istnieje polityczny pluralizm. W tym roku w wyniku wolnych wyborów fotel prezydenta Ghany zwolnił Jerry Rawlings (przed dwudziestu laty objął władzę po krwawym puczu). Po raz pierwszy w historii Afryki reżim, który zdobył władzę przemocą, oddał ją w demokratyczny sposób.
Zręby państwa prawa stopniowo budują Mali i Benin na zachodzie Afryki i Botswana na południu. Gdy w kwietniu 1992 r. Alpha Omar Konare obejmował stanowisko prezydenta Mali, nikt się nie łudził, że dotrwa na nim do końca kadencji. Gospodarka kraju właściwie wówczas nie istniała, a administrację zżerał rak korupcji. Niespełna dziesięć lat później Konare zakończył drugą i ostatnią kadencję rządów, demokratyczne reformy okazały się zaś sukcesem. Owszem, można zarzucać, że opozycja, która zbojkotowała wybory w 1999 r., ma małą reprezentację w parlamencie, że służby bezpieczeństwa często działają jak policja polityczna, a wypadki korupcji nadal nie są odosobnione. Z pewnością Mali ma przed sobą jeszcze długą drogę, ale przynajmniej obrany kierunek jest właściwy. Znacznie mniejszy postęp widać w dziedzinie reformowania gospodarki, choć średnie tempo wzrostu PKB wynosi około 4 proc. rocznie.
Więcej szczęścia miała Botswana, której przykład przeczy kolejnemu afrykańskiemu stereotypowi, zakładającemu, że posiadanie bogactw naturalnych musi się stać przekleństwem - jak w Kongo, Sierra Leone czy Angoli. Botswana jest jednym z największych na świecie producentów diamentów. Szczyci się najwyższym w czarnej Afryce produktem krajowym brutto na mieszkańca. - Pytacie, w czym tkwi tajemnica naszego cudu gospodarczego? To proste: swoboda polityczna, wolność ekonomiczna i praworządność - wyjaśnia prezydent Botswany Festus Mogae. Kraj ten utrwalił podstawy systemu parlamentarnego i gospodarki rynkowej w okresie, kiedy był jeszcze zależny od RPA. Głęboko zakorzenionej demokracji i praworządności nie zaszkodziło nawet niespodziewane odkrycie diamentonośnych skał (kimberlitów).
Najbardziej spektakularnym przykładem afrykańskiego cudu gospodarczego jest leżąca na Oceanie Indyjskim wyspa Mauritius. Kraj ten zniósł cła na towary importowane, co jest zjawiskiem nie spotykanym w tej części świata. Azjatyccy producenci tekstyliów zaczęli masowo eksportować na Mauritius półprodukty, zlecając miejscowym firmom produkcję finalną. W ciągu kilku lat przemysł na wyspie wyspecjalizował się w działalności ograniczającej się - jak twierdzili złośliwi - do przyszywania guzików czy metki "made in Mauritius". Eksport artykułów odzieżowych z Mauritiusa, korzystającego ze specjalnych, niskich taryf przywozowych w krajach Unii Europejskiej i Ameryki Północnej, stał się motorem prężnego rozwoju całej miejscowej gospodarki. Wkrótce mieszkańcy wyspy sami stali się poważnymi inwestorami na kontynencie afrykańskim. - Życie polityczne jest u nas burzliwe i koalicje rządowe zmieniają się dość często, ale wszystkie partie sprawujące władzę zgadzają się co do jednego, że rząd nie powinien się mieszać w sprawy gospodarki - twierdzi Paul Berenger, premier Mauritiusa.
Wielce pouczająca jest historia Mozambiku. Kraj ten zafundował sobie wyjątkowo bezmyślną kopię systemu sowieckiego. Efektem była szesnastoletnia wojna domowa. Uczyniła ona z Mozambiku najbiedniejszy kraj świata. Rząd zaakceptował kurację Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zakładającą masową prywatyzację i zwolnienia wielu pracowników państwowych. W ciągu paru lat powstały tam tysiące małych firm rodzinnych, a puste przez całe dekady półki sklepowe w stołecznym Maputo zapełniły się towarami. Podobną transformację przechodzi sąsiednia Tanzania.
Przykłady udanych reform i gospodarczych sukcesów dowodzą, że Afryka nie musi tkwić w pułapce bez wyjścia. Zadłużony kontynent nie wydobędzie się jednak z ekonomicznej zapaści samodzielnie. Tymczasem zagraniczna pomoc gospodarcza nie przynosi zamierzonych efektów. Zaradzić temu miała idea zastąpienia kredytów pomocowych preferencjami handlowymi, streszczająca się w haśle "handel zamiast jałmużny". Ta strategia nie dała jednak spodziewanych rezultatów. - Nie wystarczy, że zyskaliśmy dostęp do rynków europejskich, jeśli nie mamy możliwości produkowania tego, co na tych rynkach można by sprzedać - tłumaczy minister gospodarki Tanzanii, Iddi Simba. Eksperci z organizacji międzynarodowych są jednak dobrej myśli. Economist Intelligence Unit przewiduje, że w 2001 r. średni wzrost gospodarczy w Afryce wyniesie 3,3 proc. Będzie zatem wyższy niż w Europie i Stanach Zjednoczonych.


Więcej możesz przeczytać w 37/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.