Sztuka ołtarzy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak Düsseldorf inwestuje w kulturę
Ogolone głowy, dostojne ruchy, gardłowe mamrotanie, liturgiczne szaty w nasyconych barwach - od ciemnej czerwieni do fioletu podkreślonego szafranową żółcią. Widok kojarzący się nieodmiennie z Tybetem i Dalekim Wschodem staje się nagle elementem żywego obrazu, skomponowanego na użytek wystawy w samym środku Europy. Tuż obok wotywny "ołtarz samochodowy", którego centralnym elementem jest upieczona świńska głowa "peklowana" banknotami - obiekt szamańskiego kultu z Korei Południowej. Dwadzieścia nabożeństw dwudziestu różnych kultów i religii odbyło się w ciągu sześciu dni związanych z otwarciem wystawy "Ołtarze", inaugurującej działalność nowego Pałacu Sztuki w Düsseldorfie, którego nowym dyrektorem jest Jean Hubert Martin.
Pierwsze publiczne muzeum zbudowano tu w 1902 r., by pomieścić dość nieciekawe zbiory miejscowej produkcji. W latach dwudziestych rozbudowano i zmodernizowano obiekt. Po wojnie instytucja stopniowo traciła na znaczeniu. Otwarto Muzeum Miejskie i Kunsthalle, w zamku Jägerhoff pojawiła się żmudnie i za wielkie pieniądze gromadzona kolekcja europejskiego modernizmu - przywracająca "sztuce zdegenerowanej" (entartete Kunst) należną jej rangę. Otwarcie w 1978 r. nowego gmachu Kunstsammlung Nordrhein-Westfalen ostatecznie przekreśliło rangę starego Kunstmuseum, lecz uczyniło z Düsseldorfu stolicę niemieckiego życia artystycznego.
Miasto, które ze stolicy przemysłowego zagłębia przekształciło się w stolicę sztuki, nie dążyło do zjednoczenia Niemiec. Ale stało się. Oczy Niemiec i świata zwróciły się w kierunku Berlina.Tam też popłynęła rzeka pieniędzy. Nadrenia Północna-Westfalia przestała być celem pielgrzymek artystycznych. Gorączkowo obliczano, o ile należy zwiększyć liczbę szkół, miejsc pracy i rekreacji, by przyjąć przybyszów ze wschodnich landów. W budżecie miejskim skurczyły się środki na sztukę. Okazało się wówczas, że można sięgnąć po nielubiane modele z Ameryki i stworzyć instytucję o mieszanym kapitale prywatno-publicznym. W roku 1998 władze miasta podpisały porozumienie z głównym dostawcą energii - firmą E.ON - na rozbudowę i modernizację Kunstmuseum. Wkrótce do spółki przystąpiły dwie inne firmy: Metro AG oraz Degussa AG. Maszyna ruszyła. Najpierw zmieniono nazwę na Museum Kunst Palast. Kosztem 78 mln marek wyremontowano całe zachodnie skrzydło z ekspozycją stałą i przebudowano skrzydło wschodnie, dublując jego powierzchnię ciągiem sal ekspozycyjnych przyklejonych do budynku od strony zaplecza, gdzie miasto wygospodarowało spory plac na nową siedzibę E.ON w kształcie rotundy. Powstał dziedziniec symbolizujący związek sztuki z przemysłem. To nie wszystko. Porozumienie gwarantuje dotacje dla muzeum od wszystkich trzech udziałowców: E.ON wniesie po 5 mln marek przez pięć lat, a przez następne pięć po 2 mln marek; Metro AG dostarczy milion w pierwszym roku, a w następnych po 250 tys. marek; Degussa AG wyasygnuje po milionie przez najbliższe trzy lata. Roczna dotacja z kasy miasta wynosi 8 mln marek. Oczywiście, każdy projekt będzie miał dodatkowych sponsorów - nikt tam nie mówi o wyłączności, chodzi przecież o odzyskanie utraconej rangi.
Na wystawie pysznią się ołtarze i przybytki wszystkich możliwych religii i kultów dzisiejszego świata, włącznie z katolicyzmem, protestantyzmem, masonerią i prawosławiem. Są gabloty ilustrujące kult Che Guevary, Presleya oraz grup rockowych, murzyńskie totemy i brazylijskie odmiany parachrześcijańskich obrządków wudu. Brak judaizmu, bo w synagodze nie ma ołtarzy. Brak znamion kultu jednostki w społeczeństwach totalitarnych. Może kurator nie wie, że nadal istnieją.
Kolosalny wysiłek organizacyjny, wart 7 mln marek (trzy roczne budżety Zachęty), przyniósł w istocie tylko turystyczny naskórek tego, co miało stanowić o duchu ekspozycji. Oto mamy namacalne dowody istnienia wielości kultów i religii, stawiających nasze wyznania w szeregu innych - może bardziej malowniczych czy bardziej bezpośrednio obcujących z istotą wyższą. Pociąga nas niezwykłość pomysłów i bogactwo inwencji w sposobach składania czci, której metafizyczna istota pozostaje dla nas zakryta - bo przecież nie mogło być inaczej, kiedy intymność zachowań i obrzędów religijnych wystawia się na widok publiczny wyłącznie w celach poznawczo-rozrywkowych. Wypreparowany świat wierzeń sprowadzony do rangi muzealnego eksponatu - oto jak duchowe bogactwo planety może być postrzegane po zakończeniu procesów globalizacyjnych.
Na razie publiczność jest ciekawa wystawy i odnowionego muzeum. Ale władze Nadrenii Północnej-Westfalii już adaptują dawny budynek parlamentu na filię nadrzędnego, "landowego" muzeum. Już raz udało się zebrać śmietankę, może i teraz się powiedzie? Tyle że teraz do konkursu stanął cały świat. Z wyjątkiem Polski. Możemy spać spokojnie.

Więcej możesz przeczytać w 37/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.