Wśród kandydujących nie brakuje durniów, cwaniaków i łobuzów
Za kilka dni miliony wyborców przesądzą o politycznym krajobrazie Polski w najbliższych latach. Przesądzą o nim wszyscy - i głosujący, i ci, którzy zostaną w domach. Pierwsi przez swój wybór, drudzy przez zaniechanie wyboru, które także będzie miało wpływ na to, kto będzie rządził krajem.
Jest bardzo prawdopodobne, że polityczny skład parlamentu i rządu zmieni się radykalnie, że po wyborach obudzimy się w Polsce rządzonej przez zupełnie inne władze, że wprawiony w ruch przez miliony decyzji wyborców polityczny kalejdoskop obróci się i da całkiem nowy obraz. Ten obrót kalejdoskopu, którego wynik zobaczymy na pierwszym posiedzeniu nowego Sejmu, będzie świadectwem potęgi głosu wyborczego, o którym tak często mawiamy z lekceważeniem, że jest bez znaczenia. A on ma siłę wręcz magiczną - najpierw ludzie idą do punktów wyborczych i wkrótce po tym ci, których wybrano, uchwalają prawa, decydują o naszych stosunkach ze światem, o działaniach policji czy o płacach w sferze budżetowej. W dniu wyborów my decydujemy o władzy, następnego dnia władza o nas - aż do kolejnych wyborów. Lepiej więc tego dnia nie przegapić i poważnie pomyśleć, komu dajemy szansę na fotel w parlamencie. Wśród kandydujących jest bardzo wielu rzetelnych, ale nie brakuje także durniów, cwaniaków, a i łobuzów trochę się znajdzie. Patrzy więc głębiej, nie tylko na buzię, figurę i miłe słówka.
Patrzmy głębiej, tym bardziej że wybieramy władzę na trudny czas. Możemy stać się jako kraj silniejsi lub słabsi, bardziej poważani lub bardziej lekceważeni.W minionym dziesięcioleciu przeżyliśmy najpierw szok zmiany ustroju i gospodarki, a potem - okropnie narzekając - pięć lat wielkiej konsumpcji. Za wielkiej, zbyt szybko rozpoczętej, nie przystającej do trwałych możliwości gospodarki. Kraj dziurawych dróg, biedny, sytuujący się między Rumunią a Słowacją, fundujący sobie co roku ponad pół miliona nowych samochodów - to patologia, najpierw przyjemna, potem kosztowna. Przykład drugi naszej konsumpcji to eksplozja hipermarketów w całej Polsce, tłumnie odwiedzanych przez siedem dni w tygodniu, przy prawie nienaruszonej, wyjątkowo dużej tradycyjnej sieci handlowej. To też świadectwo wielkiego konsumowania. Oczywiście, nie wszyscy z tej konsumpcji skorzystali, ale ogromna większość, także większość emerytów i rencistów. Celem władzy w takim czasie musi być zachowanie obrazu Polski jako kraju stabilnego, który jest zdolny - w ramach porządku demokratycznego - zlikwidować narosłe problemy i wyjść z trudnego okresu wzmocnionym.
Kiedy będzie lepiej? Na razie trzeba odpowiedzieć - już było. Nowy Sejm i rząd będą się musiały zmagać z wyżem demograficznym na rynku pracy, narastającymi spłatami kredytów gierkowskich, nasilającą się konkurencją na rynku krajowym, budżetem u progu groźnego załamania, wreszcie koniunkturą mizerną, niemożliwą do trwałego poprawienia w krótkim okresie. Celem władzy w takim czasie musi być zachowanie obrazu Polski jako kraju stabilnego, zdolnego - w ramach porządku demokratycznego - do zlikwidowania narosłych problemów i wyjścia z trudnego okresu wzmocnionym.
Jaka władza jest potrzebna? Potrzebny jest Sejm potrafiący wyłonić znaczną i zwartą większość parlamentarną, która będzie solidnym oparciem dla rządu. Potrzebny jest rząd, który nie będzie zbiorem złożonym z premiera i ministrów, lecz ekipą działającą w dobrze wytyczonym kierunku, a nie z dnia na dzień. I - co najważniejsze, bez czego dwa poprzednie warunki tracą sens - to musi być rząd mający pełną świadomość, że choćby bardzo chciał od razu robić dobrze narodowi, to - niestety - przychodzi po to, by wykonać trudną misję. Misję wyprowadzenia Polski z powrotem na szerszy szlak rozwoju, z którego zaczęliśmy zbaczać po kilku latach od przełomu 1990 r. Ten rząd musi mieć taką świadomość i musi mieć wolę wykonania tej misji, bez gwarancji, że owoce jemu będą przypisane. To nic nowego zresztą w naszej najnowszej historii. Takiej władzy życzmy sobie i Polsce - i taką starajmy się wybrać.
Jest bardzo prawdopodobne, że polityczny skład parlamentu i rządu zmieni się radykalnie, że po wyborach obudzimy się w Polsce rządzonej przez zupełnie inne władze, że wprawiony w ruch przez miliony decyzji wyborców polityczny kalejdoskop obróci się i da całkiem nowy obraz. Ten obrót kalejdoskopu, którego wynik zobaczymy na pierwszym posiedzeniu nowego Sejmu, będzie świadectwem potęgi głosu wyborczego, o którym tak często mawiamy z lekceważeniem, że jest bez znaczenia. A on ma siłę wręcz magiczną - najpierw ludzie idą do punktów wyborczych i wkrótce po tym ci, których wybrano, uchwalają prawa, decydują o naszych stosunkach ze światem, o działaniach policji czy o płacach w sferze budżetowej. W dniu wyborów my decydujemy o władzy, następnego dnia władza o nas - aż do kolejnych wyborów. Lepiej więc tego dnia nie przegapić i poważnie pomyśleć, komu dajemy szansę na fotel w parlamencie. Wśród kandydujących jest bardzo wielu rzetelnych, ale nie brakuje także durniów, cwaniaków, a i łobuzów trochę się znajdzie. Patrzy więc głębiej, nie tylko na buzię, figurę i miłe słówka.
Patrzmy głębiej, tym bardziej że wybieramy władzę na trudny czas. Możemy stać się jako kraj silniejsi lub słabsi, bardziej poważani lub bardziej lekceważeni.W minionym dziesięcioleciu przeżyliśmy najpierw szok zmiany ustroju i gospodarki, a potem - okropnie narzekając - pięć lat wielkiej konsumpcji. Za wielkiej, zbyt szybko rozpoczętej, nie przystającej do trwałych możliwości gospodarki. Kraj dziurawych dróg, biedny, sytuujący się między Rumunią a Słowacją, fundujący sobie co roku ponad pół miliona nowych samochodów - to patologia, najpierw przyjemna, potem kosztowna. Przykład drugi naszej konsumpcji to eksplozja hipermarketów w całej Polsce, tłumnie odwiedzanych przez siedem dni w tygodniu, przy prawie nienaruszonej, wyjątkowo dużej tradycyjnej sieci handlowej. To też świadectwo wielkiego konsumowania. Oczywiście, nie wszyscy z tej konsumpcji skorzystali, ale ogromna większość, także większość emerytów i rencistów. Celem władzy w takim czasie musi być zachowanie obrazu Polski jako kraju stabilnego, który jest zdolny - w ramach porządku demokratycznego - zlikwidować narosłe problemy i wyjść z trudnego okresu wzmocnionym.
Kiedy będzie lepiej? Na razie trzeba odpowiedzieć - już było. Nowy Sejm i rząd będą się musiały zmagać z wyżem demograficznym na rynku pracy, narastającymi spłatami kredytów gierkowskich, nasilającą się konkurencją na rynku krajowym, budżetem u progu groźnego załamania, wreszcie koniunkturą mizerną, niemożliwą do trwałego poprawienia w krótkim okresie. Celem władzy w takim czasie musi być zachowanie obrazu Polski jako kraju stabilnego, zdolnego - w ramach porządku demokratycznego - do zlikwidowania narosłych problemów i wyjścia z trudnego okresu wzmocnionym.
Jaka władza jest potrzebna? Potrzebny jest Sejm potrafiący wyłonić znaczną i zwartą większość parlamentarną, która będzie solidnym oparciem dla rządu. Potrzebny jest rząd, który nie będzie zbiorem złożonym z premiera i ministrów, lecz ekipą działającą w dobrze wytyczonym kierunku, a nie z dnia na dzień. I - co najważniejsze, bez czego dwa poprzednie warunki tracą sens - to musi być rząd mający pełną świadomość, że choćby bardzo chciał od razu robić dobrze narodowi, to - niestety - przychodzi po to, by wykonać trudną misję. Misję wyprowadzenia Polski z powrotem na szerszy szlak rozwoju, z którego zaczęliśmy zbaczać po kilku latach od przełomu 1990 r. Ten rząd musi mieć taką świadomość i musi mieć wolę wykonania tej misji, bez gwarancji, że owoce jemu będą przypisane. To nic nowego zresztą w naszej najnowszej historii. Takiej władzy życzmy sobie i Polsce - i taką starajmy się wybrać.
Więcej możesz przeczytać w 38/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.