Poczta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Apteki dla aptekarzy
Z artykułu "Apteki dla aptekarzy" (nr 37) wynika, że każdy aptekarz jest majętnym człowiekiem, a tak - niestety - nie jest. Szkoda, że autorzy nie pokusili się o zdobycie informacji o sytuacji aptek w małych miejscowościach i na wsiach. Ich obrót (a nie zysk!) wynosi 400-600 tys. zł rocznie. Dlaczego autorzy nie napisali o ciągle obniżanych marżach na leki refundowane i wysokich kosztach prowadzenia aptek. Ponadto nie dostrzegli, że trudno mówić o wolnym rynku w sytuacji, gdy państwo i kasy chorych narzucają ceny leków oraz wysokość marż, a także decydują, które leki znajdą się na listach leków refundowanych. Taka sytuacja powoduje, że w małych aptekach pracuje tylko właściciel, gdyż nie stać go na zatrudnienie pracownika.

KRZYSZTOF OSTOJAK

Apteka na osiedlu
Od sześciu lat jestem właścicielem osiedlowej apteki zatrudniającej cztery osoby. Po przeczytaniu artykułu "Apteki dla aptekarzy" (nr 37) chciałem wyjaśnić, że pacjent nie może zapłacić więcej za leki, które mają narzuconą cenę ustawową, bo nam aptekarzom tej ceny nie wolno zmieniać. Gdy chcemy podnieść marżę, musimy uzyskać zgodę urzędów skarbowych.

TOMASZ PACZKOWSKI
Poznań

Rodzinny interes
Autorzy artykułu "Rodzinny interes" (nr 35) wychwalają pod niebiosa tradycyjny model rodziny, w którym ojciec jest wiecznie nieobecną w życiu dzieci maszynką do zarabiania pieniędzy. Czy tradycyjny znaczy dobry? Z artykułu wynika, że nie bardzo, choć jego autorzy z całych sił starają się nas przekonać, że jest inaczej. Przytaczają wypowiedzi osób mogących być autorytetami co najwyżej w kwestii, "jak stworzyć rodzinę, w której jestem gościem". Obok tekstu autorzy zamieścili wyniki badań Pentora, z których wynika, że dobry ojciec poświęca dziecku wiele czasu. Jak ma tego dokonać, żyjąc w tradycyjnej rodzinie? Uważam, że w liberalnej gospodarce najlepiej sprawdza się rodzina oparta na partnerskim związku dwojga ludzi. Moi rodzice stworzyli "wiarygodne przedsiębiorstwo społeczne" - oboje pracują na wysokich stanowiskach, oboje zarabiają tyle samo, a przy tym aktywnie uczestniczą w wychowywaniu dzieci, dzielą się obowiązkami domowymi i darzą niezmiennym uczuciem od 25 lat. Czy nie taki model godzien jest upowszechniania?

MAGDALENA ZALESKA
Warszawa

Homo niewiadomo
Manuela Gretkowska ("Homo niewiadomo", nr 36) rozprawia się generalnie z krajową mutacją gatunku homo sapiens. Dostaje się wszystkim: od dostojnych reprezentantów narodu przez szarych jego obywateli po humanoidy z "Big Brother". "Polska jako kalectwo... coś między porażeniem mózgowym a wrodzoną wadą genetyczną". To gorzka pigułka prawdy. Pejzaż naszej Niepodległej, tonącej we wszechogarniającej głupocie, w bezduszności, umysłowej niemocy i fizycznej przemocy, budzi uczucie powszechnego rozczarowania, goryczy, desperacji... Figury retoryczne, którymi pisarka-ironistka uwielbia epatować, wyrażają, wbrew formie, autentyczny niepokój wrażliwej humanistki.

ELŻBIETA JACKOWSKA
Grudziądz

Lara w trójkącie bermudzkim
Współczesne gry komputerowe to nie zręcznościowe strzelanki ("Lara w trójkącie bermudzkim", nr 35). Dobra gra jest jak dobry film. Potrafi poruszyć, skłonić do myślenia. Nie przypominam sobie książki czy filmu, które wymagałyby przewidywania, planowania na poziomie mikro i makro, szybkiego podejmowania trudnych decyzji. Czy opinie typu "mamy tylko dwie możliwe akcje: uderzył - wygrał, uderzył - przegrał" nie pachną ignorancją? Są gry, które przebijają cały przemysł filmowy pod względem oprawy audiowizualnej, technologii i rozwiązań technicznych. Każdy inteligentny człowiek mający dostęp do komputera powinien zagrać w "Civilization II", "Planescape: Torment" czy "Final Fantasy VII".

MACIEJ ŁABUDA

Dyktatura rentierów
Po przeczytaniu artykułu "Dyktatura rentierów" (nr 36) doszedłem do wniosku, iż w żadnym wypadku nie powinienem się domagać waloryzacji mojej "budżetowej" pensji. Żądanie takie w obecnej sytuacji jest wręcz niemoralne. Jako adiunkt pracujący na najbardziej renomowanej polskiej uczelni zarabiam brutto 1300 zł, co rzecz jasna wystarcza, by utrzymać rodzinę. Pracując, nie przysparzam niestety państwu dochodu, lecz - będąc promotorem prac magisterskich - absolwentów szkoły wyższej. Ponieważ, z bliżej nie znanych powodów, młodzież chce się uczyć, śmiem twierdzić, że moja niedochodowa działalność ma jakiś sens. Jako że po artykule pana Cielemęckiego uznałem, iż bycie na garnuszku państwa (i ciągłe dopominanie się o dokładkę) jest niesłuszne i niemoralne, proponuję, by wszyscy podobnie rozumujący doprowadzili do konstytucyjnego wprowadzenia odpłatności za studia. Niestety, za naukę dzieci musieliby płacić głównie rodzice.

PIOTR BUKOWSKI
Więcej możesz przeczytać w 38/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.