Wolny market

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na naszych oczach dokonuje się rewolucja konsumencka

Zwyczaje robiących zakupy Polaków różnią się od zwyczajów konsumentów z Europy Zachodniej. W przeciwieństwie do nich zakupy robimy codziennie, a do sklepu najczęściej chodzimy pieszo. Kupujemy w małych sklepach osiedlowych, a nie w super- i hipermarketach. Wydajemy pieniądze na rzeczy potrzebne, a nie na te, które rzeczywiście chcielibyśmy kupić. - Polacy wciąż mają nawyki konsumenckie z poprzedniego systemu, kiedy kupowali, bo musieli, a nie dlatego, że chcieli. Powoli przyzwyczajamy się jednak do nowej sytuacji - komentuje Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Trzeba co najmniej kilku lat, by Polacy zaczęli się w sklepach zachowywać tak, jak mieszkańcy państw Unii Europejskiej - wynika z badań firmy Healey & Baker, która spytała o sposób dokonywania zakupów ponad 7100 osób z dwunastu krajów Europy. Do podobnych wniosków doszli badacze z firmy Cetelem, którzy w "Le Nouvel Observateur" opublikowali wyniki sondaży przeprowadzonych w siedmiu krajach UE i Polsce: o ile Francuzom (70 proc.) czy Niemcom (76 proc.) kupowanie sprawia dużą przyjemność, o tyle Polacy spośród wszystkich nacji wykazują stosunkowo najmniej entuzjazmu (52 proc.), a w wypadku zakupów codziennych lubi to robić zaledwie co trzeci z nas.
Polacy - inaczej niż mieszkańcy Europy Zachodniej - najczęściej zaopatrują się w artykuły spożywcze w niewielkich sklepach położonych blisko domu (89 proc. badanych). Tylko 22 proc. wybiera się od czasu do czasu do supermarketów i hipermarketów. W pobliżu miejsca zamieszkania zakupy, najczęściej niewielkie, robi zaledwie 39 proc. Francuzów, 40 proc. Niemców i 35 proc. Brytyjczyków. Podobnie jak Polacy zachowują się natomiast Czesi (69 proc.) i Węgrzy (80 proc.). - Właśnie teraz, na naszych oczach, następuje wielka przemiana obyczajowa. Dokonuje się rewolucja konsumencka. Coraz więcej Polaków po większe zakupy wybiera się do hipermarketów, znajdujących się zazwyczaj na obrzeżach dużych miast. Natomiast po artykuły pierwszej potrzeby udajemy się wciąż do najbliższego sklepu ogólnospożywczego - twierdzi Małgorzata Wąs z Tesco Polska.
- Najszybciej "europeizują się" mieszkańcy wielkich aglomeracji, których zwyczaje są niemal takie same jak konsumentów europejskich - zauważa dr Dominika Maison, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego. Tezę tę potwierdzają badania przeprowadzone wśród warszawiaków przez instytut RUN. Tylko 31 proc. mieszkańców stolicy nigdy nie było w hipermarkecie, podczas gdy aż 46,5 proc. odwiedza któryś z hipermarketów co najmniej raz w miesiącu. To dwukrotnie częściej niż wynosi średnia krajowa. - Mieszkańcy wielkich miast może jeszcze nie dorównują Francuzom czy Brytyjczykom, ale są już bardzo podobni do mniej od nich zamożnych Włochów, Hiszpanów i Portugalczyków - zauważa prof. dr hab. Andrzej Szromnik z Katedry Handlu i Instytucji Rynkowych Akademii Ekonomicznej w Krakowie.
To właśnie rozwój wielkich sieci handlowych zmienia nasze przyzwyczajenia. W Niemczech 20 lat temu było zarejestrowanych 173 tys. niewielkich sklepów spożywczych. Dziś jest ich 80 tys., a za rok będzie tylko 50 tys. W latach 60. we Francji istniało 400 tys. sklepów. Dziś jest ich niewiele ponad 70 tys. Handlowcy znaleźli zatrudnienie w "wielkiej dystrybucji", małe zakłady produkujące dla sieci handlowych notują nieprawdopodobny wzrost obrotów. Dzięki francuskiemu gigantowi masowej dystrybucji, sieci Geant, na wybrzeżu powstały przetwórnie ryb (Francuzi dali know-how przetwórstwa i pakowania zgodnego ze standardami UE). - Przekształcenia w strukturze handlu są drugą po ewolucji stylu życia przyczyną zmiany przyzwyczajeń polskich konsumentów - mówi dziś Bernard Van de Geuchte, dyrektor generalny Geant Polska.
- Dla części społeczeństwa, głównie z wielkich miast, zakupy w hipermarketach stały się już "nową świecką tradycją". Polacy spędzają tam wiele godzin; dzieci bawią się w salach zabaw, a rodzice piją kawę - uśmiecha się prof. Szromnik. - W Polsce zakupy to jeszcze odświętny rytuał, inaczej niż we Francji, gdzie są koniecznością - dodaje Van de Geuchte.
Do wizyty w sklepie spożywczym każdego dnia przyznaje się aż 65 proc. Polaków (34 proc. Czechów i 50 proc. Węgrów), podczas gdy tylko 7 proc. Belgów, 19 proc. Holendrów i 12 proc. Szwedów. W krajach Unii Europejskiej z braku czasu i z niechęci do zakupów w małych sklepach kupuje się raz w tygodniu - tak robi ponad połowa Niemców, Brytyjczyków i Francuzów. Aż 22 proc. Portugalczyków zaopatruje się jeszcze rzadziej - dwa razy lub raz w miesiącu. - Kilka dziesięcioleci trwało u europejskich konsumentów wyrobienie nawyku rzadkiego dokonywania zakupów. U nas ten nawyk jest wyrabiany dopiero od dekady - komentuje dr Maison.
Dla Polaków wciąż najistotniejszym kryterium przy wyborze towaru jest cena. Wolimy kupić produkt tańszy, nawet wówczas, gdy jest gorszej jakości. - Pogoń za tańszym artykułem jest jedną z przyczyn zmiany naszych przyzwyczajeń - zauważa Iwona Jacaszek z British-American Tobacco. Polacy są przy tym najbardziej ostentacyjni wśród europejskich nacji: chcemy, by towar był tani, a równocześnie zaspokoił potrzebę pokazania się. Z danych CBOS wynika, że ponad połowa z nas wydaje na miesięczne zakupy nie więcej niż 500 zł. Większe wydatki, od 500 zł do 1000 zł, ma w miesiącu co czwarty rodak (24 proc.), a ponad tysiąc złotych wydaje miesięcznie 27 proc. z nas. - Pogoń za tańszym artykułem oznacza również sięganie po większe opakowania po atrakcyjnych cenach - zdradza strategię swej firmy Maria Oskroba z Tchibo.
Zdążyliśmy się przyzwyczaić do wysokiej jakości obsługi. Ma ona dla nas równie duże znaczenie jak dla Niemców, Belgów i Francuzów. Częściej rezygnujemy z zaopatrywania się w sklepach nie spełniających naszych oczekiwań, nawet jeśli są one blisko domu i mają klimat sklepiku osiedlowego bądź bazaru. - Szkolenia personelu polskiego i francuskiego niewiele się od siebie różnią. I tam, i tu przekonujemy pracowników, że to dzięki zadowolonemu klientowi otrzymują pensje - mówi Agnieszka Janc, szefowa szkoleń w Geant Polska.
Ponad połowa Europejczyków jeździ na zakupy samochodem, a tylko 30 proc. chodzi pieszo. W Polsce te proporcje są odwrotne. Dwie trzecie Polaków wybiera spacer z siatką, a zaledwie co piąty (18 proc.) używa auta. Jesteśmy najmniej zmotoryzowanymi konsumentami w Europie - bledniemy nawet w porównaniu z Węgrami i Czechami, których jedna trzecia jeździ po zakupy własnym autem. W Europie coraz powszechniejszym środkiem lokomocji jest także rower.
Aż 34 proc. Holendrów, po 11 proc. Szwedów i Niemców i 23 proc. Węgrów jeździ po zakupy rowerem (w Polsce 7 proc.; głównie mieszkańcy wsi). - Trzeba pamiętać, że w Polsce 60 proc. ludności mieszka na terenach wiejskich i w małych miastach, gdzie nowoczesne obiekty jeszcze nie powstały, gdzie nadal funkcjonuje dawna forma handlu, a więc tradycyjny model zachowań konsumenckich - przypomina prof. Szromnik. - Zwyczaje zakupowe są ściśle związane ze strukturą handlu. Od kilku lat struktura ta zmienia się, a za tymi zmianami idą zmiany w modelu konsumpcji.
Polacy deklarują, że wolą artykuły spożywcze wyprodukowane w kraju: 81 proc. ankietowanych przyznało, że jeśli ma wybór, sięga po polskie (wolimy natomiast zagraniczną odzież i artykuły techniczne). Podobne deklaracje konsumenckiego patriotyzmu złożyli Szwedzi i Hiszpanie. Natomiast tylko dla dwóch na trzech Francuzów, Niemców i Węgrów ma znaczenie to, czy produkt powstał w ich ojczyźnie (jeszcze mniej interesuje to Belgów i Holendrów; mniej niż połowa z nich zwraca uwagę, skąd pochodzi towar). - Za taką deklaracją nie zawsze idą czyny. Poza tym Polacy na ogół nie odróżniają produktów powstałych w Polsce od polskich, czyli takich, z których sprzedaży zyski czerpią firmy typowo polskie - zauważa dr Maison. Jak bowiem określić "polskość" produkowanego na zagranicznych maszynach i z zagranicznych surowców proszku do prania, któremu międzynarodowy koncern (z siedzibą w Czechach i siecią dystrybucji sięgającą Polski) - opierając się na tego typu badaniach - nadaje dźwięczną polską nazwę?
Jeśli już w pełni świadomie zdecydujemy się na produkt importowany, zwracamy uwagę na to, skąd pochodzi - wynika z badań Healey & Baker. Aż 47 proc. z nas patrzy na etykietę informującą o kraju pochodzenia producenta. Robimy to znacznie częściej niż Brytyjczycy, Włosi, Węgrzy i Holendrzy. Polacy, jeśli pozwalają im na to finanse, z pełną świadomością kupują towary spożywcze z Niemiec i Francji, rzadziej zaś z Włoch, Hiszpanii i Grecji.
Podobnie jak konsumenci z krajów UE, preferujemy produkty naturalne, świeże i nie przetworzone. - Lubimy naturalną żywność, bo taka jest nasza natura. I taką mamy tradycję. Nie dajemy się zamknąć w technologicznych ramach, mimo że zalewają nas produkty konserwowane środkami chemicznymi - mówi Marek Moc, prezes Stowarzyszenia Producentów Żywności Metodami Ekologicznymi Ekoland. Najmniej z wszystkich europejskich nacji lubimy artykuły mrożone, gotowe do przyrządzenia po podgrzaniu, wszelkiego rodzaju pizze w pudełkach i produkowane w fabrykach kluski. Częściej niż inni Europejczycy kupujemy naturalnie wyhodowane warzywa i owoce. Stwierdziło tak aż 89 proc. polskich respondentów i tylko 43 proc. francuskich. Coraz bardziej jednak polski klient upodabnia się do tego z Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii. Konsumencka rewolucja dokonuje się na naszych oczach.
Więcej możesz przeczytać w 14/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.