Nowy stary Allen

Dodano:   /  Zmieniono: 
Twórca "Annie Hall" i "Purpurowej róży z Kairu" znów chce wyłącznie bawić
Ten mały śmieszny facet w okularkach ma niebywały dar - jednocześnie śmieszy i boli go życie" - powiedział o Woodym Allenie jego słynny kolega z branży Robert Redford. Jeśli przyjrzeć się ostatnim filmom Allena, wygląda na to, że ból minął. Pozostał śmiech, wciąż jednak zachowujący wszelkie cechy katharsis.
Ma na koncie trzy Oscary, francuskiego Cezara i Srebrnego Niedźwiedzia przyznanego w Berlinie za całokształt twórczości. Publiczność go uwielbia, a producenci akceptują wszelkie jego pomysły. A przecież gra dziwaków i sam jest dziwakiem! Boi się latać samolotem (ale lata!). Jest tak podejrzliwy wobec obcych, że idąc ulicą, nie patrzy na twarze przechodniów. Leczy się jednocześ-nie u trzech psychoterapeutów i nienawidzi wszystkiego, co kojarzy się z wsią i sielskim klimatem. Kiedy scena w "Zeligu" wymagała zmoczenia się w jeziorze, polecił... przywieźć na plan wodę mineralną Evian. Polał się nią od stóp do głów z komentarzem: "H2O z butelki pachnie cywilizacją". Na spotkaniu z królową brytyjską niespeszony zapytał wprost: "Jak się pani miewa? Czy bawi panią władza?". Dwór zamarł z wrażenia, ale królowa była zachwycona.
Krytycy patrzą na filmy Woody’ego Allena jak na intymny dziennik z jego życia. I słusznie, gdyż zbieżność tych historii z burzliwą egzystencją nowojorskiego reżysera jest oczywista. Stanowi przy tym parabolę wzlotów i upadków artysty. We wczesnej młodości serwował widzom historyjki lekkie, łatwe i przyjemne. W miarę upływu czasu beztroski komik zmieniał się w filozofa, którego - na szczęście - ani na moment nie opuszczało poczucie humoru. Bywał ten śmiech jednak bardzo gorzki. Zmieniały się partnerki Allena, a pod ich wpływem sam Allen i jego filmy. O ile związek z Diane Keaton obfitował w kpiarskie opowieści o nowojorskich neurotykach, ich życiu seksualnym i snobizmach, o tyle związek z Mią Farrow zaowocował bardziej skomp-likowanymi dziełami: "Ze-lig", "Hannah i jej siostry" czy uważana za najlepszy film Allena "Purpurowa róża z Kairu". Ta ostatnia pastiszowa opowieść, w której bohaterowie kinowej fikcji i realnego świata spotykają się, dyskutując na równych prawach, prowokuje do refleksji na temat związków kina z rzeczywistością. Pokazuje, że głównym zadaniem kina jest projekcja najskrytszych ludzkich marzeń, ale mówi też o ich ułudzie w konfrontacji z rzeczywistością.
Jest absolutnym mis-trzem groteski. Satyrykiem z gatunku życzliwych światu, kpiarzem, który najbardziej lubi wyśmiewać siebie. W "Drobnych cwaniaczkach", którzy właśnie pojawili się w naszych kinach, w końcu zerwał z autoportretem zakompleksionego intelektualisty nieudacznika, trochę erotomana, trochę wariata. Po raz pierwszy nie jest rozhisteryzowanym inteligentem, ale... tępawym prostaczkiem, któremu bozia wyraźnie poskąpiła rozumu. Niezgrabny - by nie rzec pokraczny - paraduje tym razem nie w garniturze, lecz cudacznych szortach i tenisówkach. Jest zawodowym włamywaczem, który odsiedziawszy wyrok, pracuje jako pomywacz. Planuje kolejny skok na bank w towarzystwie nie mniejszych niż on niezgułów. Tu jednak do akcji wkracza małżonka (rewelacyjna Tracey Ullman), która w ramach przygotowań do podkopu na bank otwiera w wynajętym lokalu cukiernię. Przykrywkowy interes robi furorę, a nieborak w tenisówkach niespodziewanie zostaje miliarderem. Sceny stylizowane na reportaż z fabryki ciasteczek, której klienci, chcąc nabyć rarytas, wpisują się na listę, to majstersztyk. Chciałoby się powiedzieć: nowy Allen jak stary, gdyż film już na pierwszy rzut oka kojarzy się z wczesną twórczością reżysera. Bez filozoficznych podtekstów i wielkich pytań o sens życia i śmierci, które tak lubił ostatnio zadawać.
Bezpretensjonalna opowiastka będąca kpiną z parweniuszy (warto się przekonać, jak aktualna jest i w naszej rzeczywistości!) to najzabawniejszy film Allena od czasu skandalu z udziałem byłej towarzyszki życia Mii Farrow i ich pasierbicy. Mia odeszła, ciskając gromy, oskarżając Woody’ego o pedofilię, informując cały świat o jego uczynkach. Mimo prywatnych kłopotów reżysera nie opuściła wena. Zaraz po rozstaniu zafundował widzom prawdziwą perełkę - "Przejrzeć Harry’ego", autokreacyjną historię pisarza eksploatującego w swoich książkach własne życie. Zdemaskował siebie w sposób bezlitosny: "Jestem erotomanem, lekomanem i tchórzem. Zdradzam i oszukuję, ale nie udaję, że jestem bez grzechu. Oglądasz moje filmy, więc musisz mnie lubić" - tłumaczył zaskoczonym widzom. Trzeba odwagi, by publicznie wyznawać swoje winy. Najwyraźniej kino okazało się dla Allena azylem.
Rozstanie z Farrow zmieniło jego twórczość, sprawiło, że po serii refleksyjnych filmów Woody znów chce wyłącznie bawić. "Drobne cwaniaczki" dowodzą, że odzyskał formę. Błyskotliwe dialogi prowokują do niepohamowanego śmiechu, żywiołowy dowcip przywodzi na myśl chyba najzabawniejszy film Allena "Strzały na Broadwayu". Woody wie, że publiczność, choć kocha go za głębokie refleksje, domaga się tego, w czym jest największym mistrzem: śmiechu. Kolejny, nie znany jeszcze u nas film "Przekleństwo Jade Scorpion" - zabawna crime story osadzona w ukochanych przez artystę latach 40. - pokazuje, że Allen liczy się z jej upodobaniami. Amerykańskiemu kinu przydałby się jeszcze jeden taki Allen - niezależny, konsekwentny artystycznie, no i nie mniej utalentowany" - napisał po premierze któregoś z filmów Allena Eric Lax, nowojorski krytyk. Europejskiemu kinu, coraz bardziej smętnemu i nijakiemu, i tuzin Woodych by nie zaszkodził.

Więcej możesz przeczytać w 40/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.