Pochopna wojna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mam dziś takie samo wrażenie nieprzystawalności formy do treści jak podczas ogłoszenia stanu wojennego w Polsce
Najsmutniejsze na świecie psie oczy" - to tytuł artykułu w niemieckiej gazecie bulwarowej "Bild". Jego bohaterem jest przedstawiony na zdjęciu (rzeczywiście smutne spojrzenie) pięcioletni pies Jake, który pojawił się na pogorzelisku wieżowców World Trade Center na Manhattanie i od wielu dni wraz z ratownikami je przeszukuje. Czyżby w gruzach chciał odnaleźć zaginionego pana?
Tragedia wywołana zamachem terrorystycznym z 11 września wypełniła media falą ognia i łez. Najpierw w nieskończoność oglądaliśmy zdjęcia samolotów pikujących prosto w nowojorskie wieżowce i widowiskowo zamieniających się w ogniste kule. To były straszne obrazy, wszędzie było ich pełno, pojawiały się prawie na każdym kanale telewizyjnym. Z biegiem dni dochodziły kolejne ujęcia, zarejestrowane przypadkiem przez amatorskie kamery. Naoglądaliśmy się do syta i za darmo. Bez konieczności kupowania biletu do kina.
Obserwowałem ludzi cisnących się przed ekranami telewizorów. Może dlatego, że byłem wtedy gościem Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, ciągle słyszałem komentarze porównujące zdjęcia zamachu na World Trade Center z filmami katastroficznymi. - To lepsze niż w "Armaggedonie" - wyrwało się nawet komuś. Ktoś inny wyraził żal, że przy obecnych funduszach na realizację filmów takie efekty byłyby niemożliwe. Ja sam oglądałem zdjęcia katastrofy dziesiątki razy dziennie, jakbym się nie mógł nasycić tym widokiem albo może raczej weń uwierzyć. No i słuchałem jak inni komentarzy specjalistów, którzy tłumaczyli, co z zamachu wynika dla światowej polityki, ekonomii, transportu lotniczego, bezpieczeństwa. I właśnie w tych komentarzach od razu zauważyłem zdumiewającą pochopność: już w kilka minut po ataku na WTC po raz pierwszy użyto słowa WOJNA. Na ekranach CNN umieszczono je na stałe, jakby chcąc nam uświadomić, że oto nastał czas światowej wojny. Szybko też ujawniono wroga: jednoosobowym wrogiem świata stał się islamski ekstremista i propagator terroru - od lat przebywający w Afganistanie Osama bin Laden. Za nim stoi organizacja terrorystyczna, którą oskarża się o dokonanie zamachów na WTC i Pentagon. Dowodów jednak na to nie ma. Są domysły i przesłanki.
Mamy więc w mediach wojnę z wrogiem, któremu nie udowodniono jeszcze, że nim jest. Mamy mobilizację świata, narastający kryzys ekonomiczny i psychiczny wstrząs po katastrofie. Wszystkie elementy tej gry zostały powiązane, choć na moje oko na razie zbyt pospieszną i nieprzekonującą fastrygą. Jakby komuś było na rękę połączyć wiele spraw w jedną. Jakby słowo WOJNA niczym zaklęcie otwierało możliwość zastosowania nowych manewrów politycznych i ekonomicznych oraz dostęp do specjalnych funduszy.
Mam dziś to samo wrażenie nieprzystawalności formy do treści jak w roku 1981, gdy ogłoszono w Polsce stan wojenny. Jaki on tam był wojenny? Że niby z kim ta wojna? Z narodem? Był to po prostu stan wyjątkowy, a słowo WOJNA zostało użyte po to, by mieć dostęp do szczególnych narzędzi prawnych i organizacyjnych, za których pomocą władze komunistyczne chciały skuteczniej kontrolować sytuację w kraju. Stan wojenny w Polsce był anachronizmem obliczonym na sparaliżowanie psychiki ludzi już przez samo użycie słowa budzącego strach. Teraz czuję coś podobnego. Media każą mi wierzyć, że mamy wojnę. Ale z kim? Z terrorystami? Z talibami? Z Afganistanem? Im prościej będziemy pytali o wyjaśnienie obecnej sytuacji, tym bardziej pokrętne dostaniemy odpowiedzi. Bo wojna została ogłoszona pochopnie. W każdym razie z naszego punktu widzenia. Zapewne ci, którzy to zrobili, wiedzieli, do czego im to zaklęcie potrzebne. I zapewne już z tego korzystają.
To, co z tego całego zamieszania pozostaje niezmienne, to tragedia tysięcy ludzi, którzy zginęli w zamachach. Gdy już naoglądaliśmy się w telewizji płonących wieżowców, zobaczyliśmy w kolorowych tygodnikach zbliżenia skaczących z nich, czasem palących się ludzi: urzędników w garniturach i pod krawatami, urzędniczki w nobliwych garsonkach. To ich los porusza najbardziej. To dla nich śpiewają artyści na specjalnych koncertach, zbierając fundusze na pomoc dla opłakujących ich rodzin. A ludzie (czyli my) jak to ludzie - oglądają w telewizji wieści z nowej wojny i wieszają sobie na ścianach obrazki na pamiątkę. W zakładzie ramiarskim, w którym odbierałem swoje zamówienie, zobaczyłem oprawione zdjęcie wieżowców World Trade Center. Przypadek? Zagadnąłem pracownika. Wcale nie przypadek - zaprotestował - teraz to się sprzedaje najlepiej. Po kilka sztuk dziennie.

Więcej możesz przeczytać w 40/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.