Talibowie z kampusu

Talibowie z kampusu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lewicowi profesorowie w USA bronią terrorystów
Potępiają nas za "arogancki imperializm" naszej polityki zagranicznej. Twierdzą, że Ameryka jest motywowana drapieżną żądzą plądrowania światowych zasobów naturalnych. Mówią, że to my jesteśmy prawdziwymi terrorystami i zasłużyliśmy na ataki, do których doszło 11 września. Dlaczego ci ludzie nas nienawidzą? Nie, nie mam na myśli wojowniczych oddziałów islamskich terrorystów. Ludzie pałający nienawiścią do Ameryki, którzy mnie niepokoją, są profesorami na amerykańskich uczelniach.
Przez kolejne tygodnie po ludobójstwie w Nowym Jorku i Waszyngtonie nasi akademicy próbowali uciszyć tych, którzy nawoływali do samoobrony. Władze uniwersytetu Lehigh próbowały zakazać nawet tak prostej formy wyrażania patriotyzmu, jaką jest wywieszanie amerykańskiej flagi. Zarządcy uczelni wyjaśniali, że Stars and Stripes mogą "obrażać" i "zastraszać" zagranicznych studentów, aczkolwiek niektórzy podejrzewają, że to sami zarządcy byli obrażeni.

Postępowa nienawiść do Ameryki
Najbardziej szokującymi przykładami antyamerykanizmu są próby uciszenia kilku naukowców - na tyle odważnych, by publicznie popierać wojnę. Profesorowi Gary’emu Hullowi, zajmującemu się etyką biznesu na Duke University, uczelnia zamknęła stronę internetową, ponieważ zawierała ona odnośniki do artykułów zachęcających Amerykę do wojny w obronie własnej. Stephen Simpson, profesor matematyki w Penn State, otrzymał od dziekana swego wydziału e-mail z reprymendą za podobne wykroczenie. Wiele uczelni jasno wyraziło swe stanowisko. Manifestowanie patriotyzmu jest sprzeczne z polityką uniwersytetu.
Aby się usprawiedliwić, lewicowi akademicy powtórzyli wszystkie inwektywy, jakie do nas dochodzą z Teheranu i Kabulu. Zdaniem Edwarda Saida, profesora Columbia University, rząd Stanów Zjednoczonych jest "synonimem aroganckiej władzy", gdyż wspierał Izrael i "liczne arabskie reżimy represyjne". Jak na ironię, profesor uniwersytetu w Teksasie Robert Jensen oskarża USA o okrucieństwo, jakim było prowadzenie wojny przeciwko rządom Saddama Husajna. Profesor MIT Noam Chomsky warczy, że jedyną wolnością, na której straży stoi Ameryka, jest "wolność rabunku, eksploatacji i dominacji".
Skoro ci akademiccy notable są tak zaniepokojeni reżimami represyjnymi, dlaczego szukają sposobów ochrony najgorszych dyktatur Bliskiego Wschodu: Afganistanu, Iranu, Iraku? Jeżeli czczą równość, dlaczego nie żądają, by skończyć z reżimem talibów, traktujących kobiety gorzej niż niewolników? I czy rzeczywiście lewicowi profesorowie wzdrygają się przed aktami przemocy? Rankiem w czarny wtorek "The New York Times" przedstawił sylwetki Billa Ayersa i Bernardine Dohrn, członków kampusowej organizacji z lat 70., która podkładała bomby w komisariatach policji i w Pentagonie. Teraz ci terroryści są profesorami edukacji i prawa na uniwersytetach Illinois i Northwestern. "Nie żałuję podkładania bomb. Czuję, że nie zrobiliśmy ich wystarczająco dużo" - mówi Ayers. Żadnego udawania, że "postępowe" motywacje mogą usprawiedliwić ich nienawiść do Ameryki.

Antyoświeceniowa rewolta
Motywacja fundamentalistów islamskich opisana została jako bunt średniowiecznej teokracji przeciw wyuzdanej wolności i sekularyzacji współczesnego świata. A motywacja profesorów? Modny obecnie dogmat akademicki - przejęty z marksizmu - nazywa się postmodernizmem. W żargonie filozofów "postmodernistyczny" oznacza właściwie "antyoświeceniowy". XVII-wieczne oświecenie na Zachodzie było triumfem wyzwolonego racjonalnego dociekania, metody naukowej i poszanowania suwerenności jednostki. Narzuciło poszanowanie dla ludzkiego rozumu, a w Deklaracji Niepodległości zakodowało prawo jednostki do "życia, wolności i dążenia do szczęścia".
Dzisiejsi lewicowi intelektualiści podążają innym tropem - tradycji antyoświeceniowej krucjaty, zapoczątkowanej prawie 300 lat temu przez Jana Jakuba Rousseau, który wychwalał "szlachetnego dzikusa". Kontynuatorem tych idei był Immanuel Kant, który deklarował intencję "odrzucenia rozumu na rzecz wiary". W XX wieku lewicowi akademicy już nie dbali o ocalenie religii. Chcieli wyłącznie destrukcji rozumu. Te tendencje osiągnęły dno wraz z rozpanoszeniem się postmodernistów, którzy porzucili naukę i rozum jako opresyjne czynniki "dominującej struktury władzy" i stwierdzili, że uznanie wolnego społeczeństwa - takiego jak amerykańskie - za lepsze niż dyktatury Trzeciego Świata jest "rasizmem".
Ten antyoświeceniowy zabobon jest przyczyną oglądanego dziś spektaklu - oto lewicowi akademiccy intelektualiści stają w jednym szeregu z talibami, najbardziej nieoświeceniowym reżimem. Tymczasem zadaniem intelektualistów jest zrozumienie, przekazanie i obrona dorobku dwuipółtysiącletniej cywilizacji Zachodu. Profesorowie zdradzili tę tradycję. Musimy więc poszukać lepszych strażników rozsądku i postępu.


Więcej możesz przeczytać w 41/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.