Gospodarz klasy (politycznej)

Gospodarz klasy (politycznej)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dawno, dawno temu w szkole podstawowej, do której uczęszczałem, wybierano gospodarza klasy. Zważywszy na czasy, nikogo nie dziwiło, że wybór był demokratyczny i jednomyślny. Wybierała bowiem wychowawczyni. I nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby tę funkcję powierzono któremuś z prymusów albo tłustej dziewczynce znanej z talentów organizacyjnych. Bynajmniej, stanowisko to dostał największy rozrabiaka, hultaj jakich mało. Nie przeczę, że bardzo sympatyczny, a w kręgach oślich ławek nawet popularny.
Wychowawczyni przypuszczała zapewne, że nominacja ucywilizuje urwisa, skieruje jego aktywność w dobrą stronę, a kolegów zachęci do działania w kolektywie. Dawno to było, ale pamiętam, że skutki nie przypominały zamierzonych. Do integracji klasy nie doszło, porządku jak nie było, tak nie było. A jeśli idzie o mnie, z kręgu prymusów przeszedłem do urwisów, bo tam było ciekawiej. Mniej ciekawie potoczyły się losy "gospodarza". Po kolejnej rozróbie został wydalony ze szkoły. Już w ogólniaku poszedł siedzieć za gwałt, później za inne sprawki. Aż w końcu zmarł przedwcześnie jako notoryczny alkoholik.
Może wskutek tego doświadczenia nieufnie patrzę na wszelkie pomysły sprowadzające się w istocie do tego, by wilkowi proponować posadę wicepasterza trzody, z nadzieją, że samorzutnie zmieni się w owczarka. Być może fachowiec w łamaniu prawa jest doskonałym kandydatem na jego strażnika. Ale nie w naszym świecie. (Ostatnim takim był twórca francuskiej policji - eksgalernik Vidoque, dwieście lat temu). Nie wierzę w zasady oparte na braku zasad. Ani w "demokrację wyspową", w której jedne reguły obowiązują, a drugie nie, w zależności od doraźnej taktyki. (To coś jak dekalog ograniczony do sześciu przykazań). Na szczęście w całym świecie toruje sobie drogę inna zasada - zasada zera tolerancji. I chwalić Boga!
W innym wypadku szybko doczekalibyśmy się realizacji tu i ówdzie zgłaszanego pomysłu, aby zadanie ścigania terrorystów przekazać ONZ - poczciwej, od dawna kompletnie niepotrzebnej organizacji, która przydaje się już wyłącznie jako poduszka do wpięcia w nią niekontrowersyjnej Nagrody Nobla. A personalnie to kto z ramienia Narodów Zjednoczonych miałby walczyć z terroryzmem? Postawienie na bin Ladena może byłoby zbyt radykalne, ale może Kaddafi, może Saddam? W końcu czego jak czego, lecz fachowości im odmówić nie można...
I jeszcze w sprawie Pokojowej Nagrody Nobla. W ostatnich czasach otrzymywali ją różni - wedle bolszewickiej definicji - użyteczni idioci, polityczni cwaniacy do spółki z ogrywającymi ich funkcjonariuszami nieludzkiego reżimu (Kissinger i Le Duc Tho), wyznawcy zasady oko za oko oraz nieszkodliwi filantropi. Bywały nawet nagrody za to, czego laureat nie zrobił, choć mógł zrobić (Gorbi!). Nie ma szans na ten laur człowiek, który sam pokojowo zmienił oblicze świata, uśmierzył liczne konflikty, niestrudzenie buduje pomosty między religiami i cywilizacjami w większym stopniu niż setki jego poprzedników razem. Samotny stary człowiek w Watykanie.
Chociaż biorąc po uwagę towarzystwo laureatów, może i lepiej.
Więcej możesz przeczytać w 44/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.