Leczenie na śmierć

Leczenie na śmierć

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szpitale i koncerny farmaceutyczne dybią na nasze zdrowie?
Co roku w amerykańskich szpitalach więcej ludzi umiera po niewłaściwej kuracji i wskutek zaniedbań personelu, niż ginie w wypadkach samochodowych, lotniczych, z powodu samobójstw, zatruć i utonięć. Liczba śmiertelnych ofiar błędnych terapii i stosowania złych leków sięga w Stanach Zjednoczonych od 44 tys. do 98 tys. rocznie. Tylko z powodu niewłaściwego stosowania leków umiera więcej ludzi niż na skutek wypadków przy pracy. Ponadto co roku około miliona pacjentów doznaje w szpitalach ciężkich uszkodzeń fizycznych i psychicznych, choć nie kończą się one zgonem.

Leki nieskuteczne lub szkodliwe
Opublikowanie danych amerykańskiego Instytutu Medycyny wywołało wstrząs nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Przeprowadzenie podobnych badań zlecono także w Australii, Wielkiej Brytanii i Kanadzie. Okazało się, że w Australii odsetek ofiar kuracji i pobytu w szpitalu jest jeszcze wyższy niż w USA. W kraju liczącym 18 mln obywateli niewłaściwa kuracja i źle ordynowane leki powodują co roku około 18 tys. zgonów. Brytyjska Narodowa Służba Zdrowia przyznała, że pomyłki lekarzy i personelu szpitalnego są trzecią z kolei przyczyną zgonów.
Podane liczby dotyczą tylko przypadków szpitalnych. Szacuje się, że jeszcze więcej zgonów powodują niewłaściwe medykamenty przepisywane w lecznictwie pozaszpitalnym. Dwa lata temu we Francji przeanalizowano 23 tys. recept wypisanych przez lekarzy domowych. Od 30 proc. do 90 proc. zalecanych leków okazało się nieskutecznych. W wielu chorobach były wręcz szkodliwe. Rok temu na polecenie francuskiego ministra zdrowia komisja ekspertów, złożona z profesorów medycyny i lekarzy największych francuskich szpitali, sprawdziła działanie 1100 najczęściej przepisywanych preparatów. 270 z nich oceniono negatywnie, gdyż były nieefektywne lub szkodliwe.

Obłudni, kłamliwi, drapieżni
David John Moore Cornwell (znany jako John Le Carre), autor powieści szpiegowskich, w ostatniej z nich każe jednemu z bohaterów zadać pytanie: "Gdzie mieści się kryjówka najobłudniejszych, najbardziej kłamliwych, przebiegłych i pełnych hipokryzji, drapieżnych typów, z jakimi miałem wątpliwą przyjemność się zetknąć?". I odpowiada: "W przemyśle farmaceutycznym".
John Le Carre twierdzi, że firmy farmaceutyczne podają nieprawdziwe wskazania terapeutyczne, by zwiększyć sprzedaż swoich specyfików. Ponadto przekupują badaczy, którzy w prestiżowych pismach wychwalają zalety preparatów podsuniętych im przez koncerny farmaceutyczne, sprzedają środki przeterminowane lub potencjalnie niebezpieczne, nie zważając na nieszczęścia, jakie mogą one spowodować. Czy jest to tylko fikcja literacka? Okazuje się, że wiele zarzutów powieściowego bohatera jest prawdziwych. Francuska Agencja Krwi sprzedała przecież tysiącom osób cierpiących na hemofilię krew, której nie przetestowano na obecność wirusów HIV, choć istniały już odpowiednie metody ich wykrywania. Zmarły tysiące osób. W tej samej Francji, która przoduje w Europie w ilości produkowanych leków i jest liderem w ich konsumpcji, setkom wolno rosnących dzieci zaaplikowano hormon wzrostu uzyskany w karygodnych warunkach higienicznych z przysadek mózgowych osób często cierpiących na choroby zwyrodnieniowe mózgu. W efekcie osiemdziesięcioro dzieci zmarło.

Zdrowie na ołtarzu interesów
"Nasze zdrowie poświęcono na ołtarzu interesów koncernów farmaceutycznych" - twierdzą autorzy publikacji "Des lobbies contre la santé" ("Grupy interesów przeciwko zdrowiu"). Przemysł farmaceutyczny chce, rzecz jasna, sprzedać jak najwięcej swoich produktów za możliwie najwyższą cenę. Leki trafiają do nas jednak za pośrednictwem lekarzy, za ich radą czy zgodnie z ich zaleceniami. A lekarzy traktujemy jak osoby godne zaufania. Autorzy książki "Des lobbies contre la santé" przytaczają dziesiątki przykładów, gdy ta ufność jest niczym nie usprawiedliwiona.
Matki noworodków opuszczających kliniki wynoszą stamtąd recepty, leki, próbki i materiały promocyjne firm farmaceutycznych. Część tych środków jest pożyteczna, inne są niepotrzebne lub wręcz szkodliwe. Niemowlętom aplikuje się na przykład leki ograniczające odbijanie się pokarmów, choć wystarczyłaby odrobina rozsądku, aby nie podawać im jednorazowo więcej płynów, niż może pomieścić niewykształcony jeszcze przewód pokarmowy. Lekarze ordynują drogie preparaty przeciwko biegunkom, nieskuteczne i toksyczne, od lat odradzane przez Światową Organizację Zdrowia. Nie zalecają tanich i prostych soli, ułatwiających nawadnianie organizmu. Sześcioletnie dzieci otrzymują środki nasenne i psychotropowe, które mają im ułatwić przystosowanie się do życia w szkole. W Kanadzie rodzicom zaleca się podawanie sześciolatkom leku psychostymulacyjnego, ograniczającego ich ruchliwość. Ten sam lek w innych krajach jest na liście środków narkotycznych. Koncerny farmaceutyczne usiłują też zarabiać na ludzkich emocjach. Zwykły smutek kwalifikowany jako depresja jest leczony specyfikami, od których często trudno się później wyzwolić. Niepokój przed egzaminem, żałoba, separacja, niesprawność seksualna - stają się powodem do faszerowania nas niepotrzebnymi lekami.

Miliardy dolarów na promocje
Pośrednikiem w tym interesie są lekarze. Co roku firmy farmaceutyczne przeznaczają 11 mld USD na promocję swoich produktów. Na każdego lekarza - według czasopisma Amerykańskiego Stowarzyszenia Lekarskiego - wydają 8-13 tys. USD. Na sumy te składają się prezenty, honoraria, stypendia, sponsorowane wyjazdy na konferencje i seminaria do atrakcyjnie położonych miejscowości, wystawne kolacje i lunche. W zamian fundatorzy oczekują, że obdarowani nie zapomną o wprowadzeniu produkowanych przez nich środków do szpitalnych spisów leków, a także nie pominą ich w wystawianych przez siebie receptach. Według badań opublikowanych przez czasopismo medyczne "The Journal of the American Medical Association", "dobroczyńcy" rzadko są rozczarowani.

Wszyscy ludzie koncernów
Powiązania między lekarzami a producentami leków coraz częściej prowadzą do konfliktu interesów. Terminem tym określa się sytuacje, w której czyjaś profesjonalna opinia jest zależna od zysku, jaki może dzięki niej osiągnąć. Lekarze często są współwłaścicielami firm farmaceutycznych, właścicielami ich akcji, doradcami. Amerykańska Agencja ds. Leków i Żywności (FDA) ujawniła, że połowa ekspertów biorących udział w ostatnich 150 spotkaniach, na których ważyły się losy nowych leków, czerpała korzyści finansowe od firm farmaceutycznych zamierzających te leki produkować.
Trzy najbardziej cenione czasopisma medyczne na świecie ogłosiły we wrześniu, że coraz trudniej im znaleźć niezależnych ekspertów do oceny nowych medykamentów i terapii. Większość lekarzy i naukowców ma bowiem finansowe powiązania z koncernami farmaceutycznymi. Żeby uniknąć zarzutów o korupcję, wydawcy czasopism medycznych wymagają od autorów artykułów oceniających leki, by poinformowali o swych związkach z producentami farmaceutyków. Tygodnik Amerykańskiego Stowarzyszenia Lekarskiego "JAMA" ujawnił, że niemal wszyscy autorzy artykułów na temat leków przeciw AIDS i otyłości mają finansowe powiązania z produkującymi je koncernami. Z kolei "New England Journal of Medicine" przyznał, że autorzy 19 artykułów przeglądowych o lekach prowadzą wspólne interesy z przemysłem farmaceutycznym.
Nieograniczone zaufanie do leków i bezstronności zalecających je lekarzy zaczyna w tej sytuacji wyglądać na niebezpieczną naiwność.

Więcej możesz przeczytać w 44/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.