Kontrreformacja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z edukacji nie można zrobić frontu wyniszczających i degradujących rozgrywek politycznych
Gdy w 1989 r. w wyniku historycznego zrywu Wielkiej Solidarności Polska odzyskała samodzielność polityczną i gospodarczą, ogrom prac nad naprawą dramatycznej sytuacji gospodarczej i sprostaniem wyzwaniom niesionym przez wydarzenia towarzyszące rozpadowi imperium radzieckiego spowodował, że na drugim planie zainteresowania władz, a także społeczeństwa znalazły się problemy związane z edukacją powszechną, szkolnictwem wyższym i badaniami naukowymi. Tymczasem gwałtowne zmiany gospodarcze niemal od razu obnażyły jedno z wielkich kłamstw okresu realnego socjalizmu - kłamstwo edukacyjne.
Powstająca gospodarka rynkowa potrzebowała ludzi z wyższym wykształceniem, i to specjalistów w dziedzinach w PRL niezbyt potrzebnych bądź słabo rozwijanych, na przykład w zarządzaniu, bankowości, nowoczesnej ekonomii. Dramatycznie niska była znajomość języków obcych. Dla wielu obywateli szokiem musiała być informacja, że Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Europie pod względem liczby osób z wyższym wykształceniem. Że pomimo propagandowych działań rządów komunistycznych (punkty za pochodzenie) szkoły wyższe i średnie kończyło znacznie mniej osób pochodzenia wiejskiego i robotniczego niż na Zachodzie.
Sytuacja ta wymagała szybkich działań doraźnych, które podejmowano często bez planu i w oderwaniu na przykład od reformy badań naukowych. Dzięki temu powstała jednak w Polsce - dziś już potężna i okrzepła - struktura niepublicznych szkół wyższych. Powstawaniu tych placówek edukacyjnych nie towarzyszyły jednak odpowiednie zmiany organizacyjne w wyższym szkolnictwie publicznym, choć ogólnie liczba studentów wzrosła ponadtrzykrotnie. Do dziś nie mamy nowej i pasującej do naszej sytuacji gospodarczej i społecznej całościowej ustawy o szkolnictwie wyższym.

Uczyć, jak się uczyć
Rozwój szkolnictwa wyższego w ostatnich latach opierał się na rabunkowej gospodarce zasobami ludzkimi. Odbywał się kosztem środowisk, które przetrwały realny socjalizm dzięki ścisłym kontaktom z nauką wolnego świata. To te kadry wychowały armie polskich przedsiębiorców i techników, którzy stanęli na wysokości zadania i sprostali wyzwaniom światowej rewolucji telekomunikacyjnej i informatycznej. Aż strach pomyśleć, jak wyglądałaby Polska, gdyby rewolucja w telefonii komórkowej nastąpiła nie w latach 90., ale 80. Te właśnie środowiska, związane z przebiegającą w Polsce rewolucją cywilizacyjną, widziały konieczność pilnego podjęcia działań w celu przekształcenia Polski z kraju zacofanego technicznie i gospodarczo w nowoczesne państwo, gotowe sprostać wyzwaniom nowego tysiąclecia. Umożliwić to miała reforma szkolnictwa powszechnego - od przedszkola po uniwersytet. Konieczność reform widzieli też liczni przedstawiciele środowisk skupionych wokół SLD. Dlatego uważamy, że przekształcenia w dziedzinie edukacji, szkolnictwa wyższego i badań naukowych powinny być ponadpartyjne. Możemy rozwiązywać je wspólnie, niezależnie od tego, na którą partię oddajemy głos.
Reforma szkół powszechnych wymagała działań wielotorowych. Przede wszystkim zmiany struktury organizacyjnej szkół, uwzględniającej to, że nie ma już gospodarki planowej. Niepotrzebne są zatem sieci szkół zawodowych, rozbudowane na potrzeby nie istniejącej archaicznej gospodarki socjalistycznej. Szkoły te kształciły coraz więcej bezrobotnych w "formalnie" dobrych, acz już nikomu niepotrzebnych zawodach. Należało też zmienić treści nauczania, a więc odejść od szczegółowego instruktażu w często zupełnie oderwanych od życia przedmiotach na rzecz nauki ogólnej, nauki uczenia się, oraz przygotowania do koniecznej we współczesnym świecie ciągłej edukacji. Podstawowym problemem było tu poprawienie nauczania języków obcych oraz przywrócenie przedmiotom podstawowym, w tym matematyce, właściwej roli w kształceniu. Matematyka odgrywa nie tylko zasadniczą rolę cywilizacyjną (czytać i liczyć każdy umie), ale brak podstawowej wiedzy matematycznej jest przyczyną funkcjonalnego analfabetyzmu sporej części społeczeństwa, potwierdzonego w wielu polskich i zagranicznych badaniach socjologicznych.
Radykalnie musiały się też zmienić sposoby oceniania zarówno pracy ucznia, jak i nauczyciela oraz szkoły. Oznacza to konieczność wprowadzenia zewnętrznego w stosunku do szkoły oceniania postępów nauczania po zakończeniu każdego etapu nauki, a więc sprawdzianu po szkole podstawowej, egzaminu po gimnazjum i państwowej matury po zakończeniu liceum. Wynik matury stanowiłby podstawowy element w staraniu się ucznia o przyjęcie na studia, a także podstawę oceniania sprawności systemu edukacji. Tylko taki zewnętrzny egzamin umożliwia obiektywną ocenę poziomu nauczania w całym kraju. Mógłby też wymusić realizację jednego z podstawowych postulatów Wielkiej Solidarności - zapewnienia powszechnego dostępu do nauczania na każdym poziomie dla osób spełniających kryteria intelektualne, i to niezależnie od ich sytuacji materialnej.

Polityczny przetarg
W ostatnich latach w Polsce podjęto trud przygotowania takiej reformy szkolnej. Realizacja jej podstawowych elementów przypadła na rządy koalicji AWS-UW i czas sprawowania urzędu ministerialnego przez prof. Mirosława Handkego. Znaczący wkład w jej przygotowanie miał też poprzedni rząd koalicji SLD-PSL, a szczególnie zespół kierowany przez ministra Jerzego Wiatra. Oczywiście w opracowaniu tej reformy, a już szczególnie w jej wdrażaniu, popełniono wiele poważnych błędów. Reforma edukacji powszechnej to jednak działanie podobne do zawracania na morzu wielkiego tankowca. Nie robi błędów tylko ten, kto nie tknie steru; natomiast na pewno wtedy osadzi statek na rafach.
Reforma edukacji powszechnej stała się podczas ostatniej kampanii wyborczej przedmiotem politycznie motywowanego ataku. Konserwatywna część środowisk nauczycielskich, obawiająca się pracy wymaganej przez reformę (na przykład przy niezbędnym i rzeczywistym podnoszeniu swoich kwalifikacji) oraz konsekwencji zewnętrznego egzaminu (obiektywnej oceny wyników pracy), przekonała wielu polityków dzisiejszego obozu rządzącego, że reformę szkół powszechnych trzeba wyhamować. A najlepiej zatrzymać i zachować stary system szkolny, w szczególności egzaminacyjny, na bardzo długi czas, czyli na tyle, na ile pozwoli trwałość obecnej konfiguracji politycznej. Niestety, decyzje Ministerstwa Edukacji Narodowej podjęte w kilku pierwszych dniach sprawowania władzy przez rząd SLD-UP-PSL, zmieniane wielokrotnie i w sposób chaotyczny, wskazują, że w MEN reforma została potraktowana jako element politycznego przetargu, i to już po kampanii wyborczej. Zmiany decyzji w sprawie zewnętrznej matury, likwidacja egzaminu maturalnego z matematyki wraz z kuriozalnym jej uzasadnieniem świadczą o tym, że MEN podejmuje decyzje w sprawie reformy bez merytorycznego przygotowania i zastanowienia odpowiedniego do wagi problemu. Decyzje te niechybnie doprowadzą do oderwania działań szkół wyższych od szkolnictwa powszechnego (zerwanie umowy krakowskiej w sprawie matury). Próby podjęcia merytorycznej debaty z władzami MEN na temat przyszłości reformy szkolnej na razie spełzły na niczym.

Szkoła dla uczniów
Jeszcze raz podkreślamy, że problem reformy szkolnej jest problemem najwyższej wagi dla dalszego rozwoju cywilizacyjnego Polski. Uważamy, że jest on równie ważny (jeśli nie ważniejszy) jak zaprzątający uwagę polityków i komentatorów problem zapaści finansów publicznych. Odejście od powszechnego egzaminu maturalnego z matematyki i języków obcych zmniejsza szansę dobrego startu życiowego przyszłych pokoleń zarówno w zjednoczonej Europie, jak i Polsce. Przez pierwszą fazę rewolucji teleinformatycznej przeprowadziły nasz kraj roczniki, które w latach 70. zdawały jeszcze obowiązkową maturę z matematyki. Uważamy, że przerwanie lub zanegowanie reformy zagraża przyszłości naszych dzieci i wnuków, która powinna być przedmiotem zainteresowania całego społeczeństwa: rodziców - bo przecież nic nie jest dla nich ważniejsze niż zapewnienie dzieciom dobrej przyszłości, i dziadków - którzy przecież też chcieliby widzieć swoje wnuki żyjące dostatnio i rozumnie. Dlatego wzywamy do powszechnej narodowej debaty nad reformą edukacji. Wzywamy do wywierania wpływu na władze poprzez wysyłanie listów elektronicznych, faksów i zwykłej poczty do MEN z poparciem idei takiej debaty i poparciem dla reformy.
Wiosną tego roku powstała deklaracja obywatelska "Edukacja dla rozwoju". Uważamy, że może być ona traktowana jako pierwszy obywatelski głos w debacie o przyszłości naszej edukacji, a tym samym cywilizacji. Zapraszamy wszystkie środowiska otwarte na przyszłość Polski do udziału w tej debacie i działania na rzecz poprawy sytuacji edukacji narodowej. Nie można dopuścić do tego, aby edukacja stała się jeszcze jednym frontem wyniszczających i degradujących rozgrywek politycznych.
Polsce potrzebne są przyjazne szkoły, dobre dla dzieci, i to zarówno w metropoliach, jak i wioskach oraz miasteczkach. W szkołach tych dzieci powinny spotykać nauczycieli realizujących swoją życiową pasję, a nie zaganianych urzędników państwowych od nauczania. Stwórzmy takie szkoły. Nasze dzieci na nie zasługują.
Artykuł został opublikowany w 45/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.