Łoś na Marszałkowskiej

Łoś na Marszałkowskiej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dzikie zwierzęta wśród oswojonych ludzi
W Rzepinie pociąg EuroCity Berlin - Poznań wjechał w stado dzików przechadzających się po torach. Dziki buszują też po Trójmieście, Szczecinie i Świnoujściu, łosie z Kampinoskiego Parku Narodowego odwiedzają warszawskie blokowiska, a sarny i jelenie - centra Katowic, Chorzowa i Rudy Śląskiej. Dzikie zwierzęta są wśród nas.

Zwierzęta opuszczają knieje, bo szukają nowych żerowisk. Z lasów wypłaszają je też turyści i grzybiarze - mówi Piotr Pukos, przyrodnik z Kampinoskiego Parku Narodowego. W Ustrzykach Dolnych regularnie pojawiają się niedźwiedzie z liczącego setkę osobników bieszczadzkiego stada. W centrum Rzeszowa zabłąkał się koziołek. Łosie z Kampinosu to stali goście na osiedlach północno-zachodniej Warszawy: Bielanach, Bemowie, Wawrzyszewie i Chomiczówce. Warszawską gminę Białołęka i osiedle Gocław regularnie odwiedzają sarny, a Białołękę również jelenie i dziki. W listopadzie 1998 r. ulicami Wawra przechadzał się wilk. Dwa dziki widziano na ruchliwym rondzie Starzyńskiego na Pradze Północ.
W Gdańsku pojawiają się przede wszystkim dziki z Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego; żyje ich tam około dwustu. Przechadzają się po osiedlach, ryją w trawnikach, miejskich parkach i przydomowych ogródkach, pojawiają się na plażach. Winę za to, że dziki rozpanoszyły się w mieście, ponoszą sami mieszkańcy. - Dokarmiają je, wyrzucają śmieci na trawniki - mówi Tadeusz Bukont z Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Ochrony Ludności Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Dziki coraz chętniej odwiedzają także centrum Świnoujścia i Szczecina. Osiedla ludzkie przegrodziły dzikim zwierzętom ich naturalne trasy - to kolejny powód ich coraz częstszej obecności na ulicach miast.

Dzika kolizja
W 1996 r. łoś rekordzista przeszedł z Kampinosu przez całą stolicę aż na Okęcie. Złapano go dopiero w okolicach lotniska. Szedł głównymi ulicami, m.in. Alejami Jerozolimskimi i ul. Żwirki i Wigury. Łosia nie potrącił żaden samochód. Mniej szczęścia mają zwierzaki na Śląsku. W centrum Chorzowa w przechadzające się ul. Oświęcimską stado dzików - samca, lochę i pięć małych - wjechał peugeot 206. Auto wpadło w poślizg i wylądowało w rowie. Trzy lata wcześniej jadące z dużą prędkością BMW uderzyło w łosia na trasie krajowej nr 1 w Katowicach. Kierowca w stanie ciężkim trafił do szpitala. Kilka minut po tym wypadku dwa inne łosie wyszły na drogę kilkaset metrów dalej. Podobne wypadki zdarzają się regularnie na trasie z Tychów do Katowic, na obwodnicy Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego z Tychów do Siewierza, na ul. 73. Pułku Piechoty w Katowicach i na drodze z Katowic do Mikołowa. Każdego roku w wypadkach na Śląsku ginie kilkadziesiąt zwierząt i rozbitych zostaje kilkadziesiąt samochodów.
W Lublinie pod koła samochodu wpadł ryś. Przyrodnicy mówili, że doszedł doliną Wisły aż z Kampinoskiego Parku Narodowego. Dzik zginął na ul. Sanguszki w Warszawie. W Wawrze auta zabiły kilkanaście lisów. Co roku na ulicach stolicy ginie pod kołami 8-10 łosi, kilkanaście dzików, po kilka saren i jeleni. - Tylko w tym roku zwierzęta były przyczyną kilkunastu kolizji - informują policjanci.

Szok kierowcy
W Częstochowie kierowca opla, któremu przed maskę wyskoczył dzik, odbił w lewo, wjechał na przeciwległy pas ruchu i zderzył się z nadjeżdżającym z przeciwka renault. Oba auta nadawały się na złom. Kierowca renault wniósł sprawę do sądu, domagając się ukarania kierującego oplem, gdyż - jak twierdził - "to nie był manewr obronny, ale samobójczy". Sąd nie przyznał mu jednak racji.
Zderzenie ze zwierzęciem, zwłaszcza jeśli kończy się tragicznie, powoduje u kierowcy większy szok niż zderzenie z drugim samochodem. - To efekt zaskoczenia. Nawet na odcinku opatrzonym odpowiednim znakiem drogowym nikt nie spodziewa się zwierzęcia na drodze - wyjaśnia dr Marek Skała, psycholog badający kierowców. Ponadto uczestniczący w takiej kraksie mają kłopoty z uzyskaniem odszkodowania, gdyż towarzystwa ubezpieczeniowe podejrzliwie traktują wszelkie kolizje z udziałem zwierząt.

Zwierzę też człowiek
Dzikie zwierzęta od dawna goszczą w wielkich miastach. Prof. Maciej Luniak z Instytutu Zoologii PAN wspomina o sokołach wędrownych, które w XIX w. znajdowały sobie miejsce na lęgowiska we wnękach katedry w Salisbury w Ang-lii i zamku Christianborg w Kopenhadze. W 1860 r. tak pisał ornitolog Władysław Taczanowski: "W Warszawie od kilkunastu lat znana jest samica [sokoła wędrownego], która jesienią regularnie przybywa do miasta i przesiaduje po całych dniach na gzymsach kościołów: świętokrzyskiego i karmelitów na Krakowskim Przedmieściu. Nie uważając wcale na wrzawę, hałas miejski i nieustanne sąsiedztwo z przechodzącymi ludźmi, w tym najruchliwszym punkcie miasta siedzi ona najspokojniej". Ale dopiero w XX wieku zaczęto dostrzegać, że zwierzęta nie są wyłącznie pożywieniem, rozrywką lub narzędziem pracy człowieka. Kilkadziesiąt lat przed powstaniem partii ekologicznych austriacki noblista Konrad Lorenz namawiał do życia w symbiozie ze zwierzętami i do szacunku dla nich. W Polsce twórca i wieloletni dyrektor warszawskiego ogrodu zoologicznego Jan Żabiński pisał w swoich edukacyjnych broszurach o potrzebie "porozumienia ze zwierzęciem jak z drugim człowiekiem". Jednak to właśnie zwierzęta zdają się lepiej przystosowane do symbiozy z człowiekiem, który widzi w nich nadal głównie zagrożenie.
Jak radzić sobie z dzikimi zwierzętami podchodzącymi pod ludzkie siedziby? Zdania są podzielone. Kiedy w 2000 r., na osiedlu domków jednorodzinnych przy ul. Kalinowa Łąka w Warszawie zastrzelono łosia, rozgorzała dyskusja, czy było to konieczne, gdyż zdaniem przyrodników, łosie nie są agresywne, chyba że się je atakuje. W Rzeszowie obława na koziołka, którego nie chciano zastrzelić, trwała kilka godzin, bo policja i straż miejska nie dysponowały odpowiednim sprzętem do schwytania lub uśpienia zwierzęcia. Spór o to, co robić z dzikami, podzielił polityków Trójmiasta podczas wyborów samorządowych. Postanowiono zbudować kilka tzw. odłowni, gdzie dziki wabi się kukurydzą, chwyta i wywozi do lasów, skąd zaraz wracają. Przegonić ich z Trójmiasta jednak się nie udaje, choć podobna akcja zakończyła się sukcesem kilka lat temu w Berlinie, gdzie żerowało wówczas około 1500 dzików.
W podobny sposób Norwegowie i Szwedzi radzą sobie z łosiami. Większość dróg w Skandynawii jest ogrodzona wysokimi płotami, pobudowano też estakady i tunele. W Polsce nie ma na to pieniędzy. Nasze problemy wydają się jednak błahe w porównaniu z tymi, z jakimi borykają się Amerykanie - w USA na autostradach i szosach giną tysiące skunksów. Mieszkańcy Delhi muszą sobie radzić z inwazją małp, które zagnieździły się w wielu miejscach, nawet koło gmachów parlamentu. Ponieważ są traktowane podobnie jak krowy, walka z nimi jest trudna. Władze zaczęły wywozić małpy poza miasto, jednak one wracają jak stare koty domowe.

Więcej możesz przeczytać w 46/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.