Hej, cokoły...

Hej, cokoły...

Dodano:   /  Zmieniono: 
Warszawie przybywa pomników: Taras Szewczenko stanął w pół drogi między placem Unii Lubelskiej a rosyjską ambasadą, a Juliusz Słowacki zajął miejsce po Feliksie Dzierżyńskim. Nie jestem zwolennikiem burzenia pomników, ale trudno było nie zgodzić się z napisem, który ktoś zostawił na opustoszałym cokole: "Felek! Tak musiało być!".
Tak musiało też być z posągami Stalina, kiedy runął kult jednostki. Pamiętam, jak wielkie wrażenie robiły olbrzymie kamienne buty, pozostałość po zwalonym monumencie generalissimusa w Budapeszcie. Niewiele dłużej przeżyły u nas pomniki Lenina. Ten w Nowej Hucie nigdy nie miał szczęścia do chłopaków z konspiry, a kiedy w Stoczni Lenina w Gdańsku zwodowano "Solidarność", zniknął też podhalański posąg Iljicza. Mówiono wówczas, że Lenin, będąc w Polsce, wymyślił komunizm. I na pamiątkę tego pomysłu wieś nazywa się Poronin.
W styczniu 1989 r. zwiedziłem Leningrad. Przewodniczka wychwalała cuda pierestrojki. Zapytałem ją, kiedy miasto odzyska dawną nazwę Sankt Petersburg. "Nigdy!" - odparła z mocą pieriewodnica. Powątpiewałem w to, usiłując bezskutecznie kupić w leningradzkich sklepach puszkę kawioru (komu eto mieszało?), a moje wątpliwości umocniły się, kiedy Gorbaczow wprowadził drastyczne ograniczenia w zakupie alkoholu. Ktoś powiedział, że Rosję może uratować albo całkowita prohibicja, albo wódka za darmo. Ciekawe, kto się zdecyduje na ten drugi eksperyment?
W ZSRR przed Gorbim obowiązywały dwa kanony posągu Iljicza: pierwszy - z czapką na głowie i kciukami zatkniętymi za wyłogi kamizelki, drugi - z gołą głową i czapką w ręce. Kiedyś w trakcie montażu kolejnego pomnika w jednej z azjatyckich republik radzieckich uszkodzono głowę Lenina. Szybki telefon do centrali i dostarczono nową głowę, którą niezwłocznie zamontowano, aby dotrzymać terminu okrągłej rocznicy rewolucji październikowej. Dopiero po uroczystym odsłonięciu monumentu zorientowano się, że Włodzimierz Iljicz ma jedną czapkę na głowie, a drugą w ręku. Posąg ten szybko zyskał w narodzie nazwę "Lenin złodziejaszek".
Z kolei polski autor pomnika Bieruta z lat 70. machnął się w projekcie i w rezultacie tow. Tomasz ukazał się oczom mieszkańców Lublina odziany w damską jesionkę, zapinaną na lewą stronę. Władze komunistyczne zawsze bały się śmieszności, więc Bolka przekuwano nocą. Zresztą długo tam nie postał - obecnie straszy w Muzeum Socrealizmu w Kozłówce.
Cudzoziemiec, którego oprowadzałem po Warszawie, zwrócił uwagę, że większość stołecznych pomników jest uzbrojona: książę Poniatowski i król Zygmunt z mieczami w ręku, obie Syrenki i Kiliński - przy szabli. Takoż Jan III Sobieski. O warszawskiej Nike (też z mieczem) mówiono, że długo nie postoi, bo zwrócona jest dupą na wschód, a ręce na zachód wyciąga. Kiedy konny posąg księcia Pepi po powrocie z wygnania w Łazienkach stanął w latach 70. przed Pałacem Namiestnikowskim, gdzie miała siedzibę ówczesna marionetkowa rada państwa, powstał żart, że książę się cieszy i rada zachwycona, tylko koń nie w humorze. Bo stoi tyłem do żłobów!
Z posągowych żartów najbardziej jednak podobał mi się ten z lat 80. "Jaki będzie pomnik matki Polki? Otóż na cokole stanie objuczona siatkami polska baba - taka, jaką znamy z kolejek przed sklepami. I podpis: Pani tu nie stała!!!".

Więcej możesz przeczytać w 48/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.