Politycy z małymi stopami

Politycy z małymi stopami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bank centralny, czyli chłopiec do bicia

Rok 2001 obfituje w coraz gorsze prognozy gospodarcze. Ostatnio Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył prognozy wzrostu gospodarczego na 2002 r. dla świata z 3,5 proc. do 2,4 proc., dla USA - z 2,2 proc. do 0,7 proc., a dla UE - z 2,2 proc. do 1,4 proc. Światowe organizacje i instytucje zweryfikowały także prognozy dla Polski - zmniejszyły je do 1,8-1,9 proc. Największym pesymistą okazał się nasz rząd, który w projekcie ustawy budżetowej przewiduje tylko jednoprocentowy wzrost produktu krajowego.

Lekcja bezradności
Nie ma państwa, w którym władze nie chciałyby przeciwdziałać spadkowej tendencji wzrostu gospodarczego. Zwłaszcza że może ona doprowadzić do recesji i innych nieszczęść społecznych. Rządy wprowadzają więc programy pobudzające gospodarki, a banki centralne modyfikują politykę pieniężną. Programy rządowe dotyczą zwykle zmian instytucjonalnych i polityki fiskalnej. Chodzi o usuwanie przeszkód biurokratycznych i monopolistycznych, ograniczających przedsiębiorczość ludzi. Zmiany w polityce fiskalnej sprowadzają się do obniżania podatków (jak w USA) lub zwiększania wydatków i zadłużania się państwa, a w polityce pieniężnej - do obniżania oficjalnych (to znaczy ustalanych przez banki centralne) stóp procentowych.
Aktywność rządów i banków centralnych, starających się od pewnego czasu odwrócić niekorzystne tendencje w gospodarce, jest imponująca. I co?
I niemal nic, skoro prognozy gospodarcze stale się pogarszają. Wynika stąd, że wpływ władz państwowych na kształtowanie koniunktury gospodarczej jest w najlepszym razie skromny. Co kilka lat, czyli przy każdej recesji, wniosek ten jest potwierdzany przez praktykę. Mimo to wiara, że państwo mogłoby nie dopuścić do obniżenia tempa wzrostu gospodarczego, a zwłaszcza do recesji, jest niewzruszona. Powtarza się tu charakterystyczny schemat: gdy gospodarka się rozwija, rządy i banki centralne chętnie przypisują sobie zasługę; gdy gospodarka słabnie, stają się głównymi winowajcami tej sytuacji. W obu wypadkach nie docenia się wpływu czynników niezależnych od państwa.

Na tropie winnego
Piszący o przyczynach pogorszenia się koniunktury gospodarczej w Polsce Waldemar Kuczyński ("Wprost" nr 48) zastosował wariant drugi w zmodyfikowanej postaci: za pogorszenie się sytuacji gospodarczej odpowiedzialny jest bank centralny. Jego zdaniem, nasz gospodarka - mimo małej konkurencyjności, nieracjonalnych wydatków socjalnych, nie sprzyjającego aktywizacji firm kodeksu pracy, znanych trudności w doprowadzeniu do jednoczesnego zaostrzenia polityki fiskalnej i złagodzenia polityki pieniężnej i wreszcie mimo obserwowanych na świecie spadkowych tendencji ekonomicznych - nie musiała się zbliżyć do granicy recesji. Ale się zbliżyła. Powodem była zła polityka pieniężna i walutowa. Zawinić miała pięciokrotna obniżka stóp procentowych w latach 1998-1999, rzekomo dyktowana chęcią przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Miała pogłębić deficyt w obrotach bieżących. Aby to powstrzymać, w latach 1999-2000 Rada Polityki Pieniężnej trzykrotnie podniosła stopy procentowe, co zrujnowało koniunkturę.

Model Kuczyńskiego
Jest to całkowicie wymyślony przez Waldemara Kuczyńskiego schemat postępowania RPP. W 1998 r. zaistniały okoliczności pozwalające zmniejszyć restrykcyjność polityki pieniężnej. Było to przede wszystkim słabnięcie presji inflacyjnej w wyniku zmniejszania się różnicy między tempem wzrostu popytu krajowego a tempem wzrostu PKB. Ponadto był to pierwszy rok obowiązywania konstytucyjnego zakazu finansowania deficytu budżetowego emisją pieniądza.
Bezpodstawna jest też sugestia, że deficyt w obrotach bieżących wzrósł gwałtownie w wyniku obniżek stóp procentowych. Deficyt pojawił się w 1996 r., osiągając prawie półtora miliarda dolarów. W 1997 r. był już ponadtrzykrotnie większy, a w roku następnym znowu wzrósł o połowę. Widać więc, że deficyt obrotów bieżących rósł gwałtownie, zanim jeszcze powstała RPP. Potem nadal się zwiększał, a spodziewane zacieśnianie polityki fiskalnej nie następowało. Konieczne okazało się wtedy zaostrzenie polityki pieniężnej. Tego wszystkiego krytyk nie zauważył. Ubolewa on, że RPP zrezygnowała z "całkiem sprawnego wcześniej" wpływania na kurs walutowy. W tej sprawie też nie zauważył, że ten "całkiem sprawny" mechanizm był głównym sprawcą nadpłynności finansowej w sektorze bankowym i w konsekwencji - wysokich stóp procentowych. Objaśniając przeszłość, można, jak widać, mylić się nie mniej niż przy prognozowaniu przyszłości.

Więcej możesz przeczytać w 49/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.