System idiotele

Dodano:   /  Zmieniono: 
Utopia?

Prosił raz Icek kolegę, żeby mu wyjaśnił, co to jest alternatywa. - Załóżmy - odparł kolega - że masz pięć złotych. Za to kupujesz kurze jaja. Ty możesz je zjeść. Ale ich nie zjadasz... - I to jest alternatywa? - niecierpliwił się Icek. - Poczekaj. Ty sadzasz kurę i z tych jaj masz kurczęta, z kurcząt kury, które znoszą jaja i ty niedługo masz tysiące kur, całą kurzą fermę. - I to jest alternatywa? - Poczekaj. Przychodzi powódź i ci te wszystkie kury topi... - I to jest...? - Nie. Teraz uważaj. Alternatywa to jest - KACZKI.
O alternatywie pomyślałem, widząc, jak SLD na własnej piersi wyhodował sobie wicemarszałka, który wkrótce zachował się, jak zwykle czynią gady wyhodowane na własnej piersi. Niby co mnie to obchodzi, nie moje małpy, nie mój cyrk. Ale właśnie... Wbrew mojej woli jednak trochę mój. Bo ten cyrk to parlament państwa, którego jestem obywatelem. Nie czuję, że to państwo jest moje, ale kraju zmieniać nie zamierzam. A więc co? Czy istnieją jakieś kaczki, czyli alternatywa?
Jeśli coś źle działa, bo ma monopol, to lekarstwem jest konkurencja. Czyli stan, gdy w danej dziedzinie, branży, na jednym terenie działa wiele podmiotów oferujących to samo, a odbiorcy wybierają ofertę najbardziej im odpowiadającą. Wtedy jest wolność wyboru, czyli wolność w ogóle. Skoro więc nie uznaję za swój parlamentu, w którym wicemarszałkiem może być wiadomo kto, czyli nie wiadomo kto, ani rządu, który działa na moją niekorzyść, ani wymiaru sprawiedliwości, który bardziej chroni przestępców niż ich ofiary, to dlaczego nie potraktować choroby wolnym rynkiem? Przecież dziś nawet najbardziej demagogiczne ugrupowania parlamentarne i nieparlamentarne deklarują przywiązanie do zasad wolnego rynku. Może zatem mógłbym, zresztą z wieloma innymi, wybrać jakieś alternatywne państwo z parlamentem, za który nie trzeba się wstydzić, z rządem, który dbałby o nasze interesy i bezpieczeństwo, ze sprawnymi sądami, z życzliwą, nieskorumpowaną administracją każdego szczebla, z telewizją publiczną wypełniającą swoją misję kulturalną, bez durnych reklam.
Takie państwo chętnie utrzymywałbym swoimi podatkami, wiedząc, że nie zostaną one roztrwonione ani rozkradzione. A gdyby były, to spokojnie poszedłbym do konkurencji. I nie jest to kłopot, że moje państwo działałoby na tym samym terytorium, co inne, nie wyłączając już istniejącego. Przecież... "ten kraj jest nasz i wasz". A państwo rzecz nabyta.
Co najwyżej, indagowany w celach rabunkowych przez innopaństwowca, powiedziałbym: - Przepraszam bardzo, ja mam swoich bandytów i swój aparat fiskalny i tylko oni mogą rabować moje pieniądze.
Więcej możesz przeczytać w 49/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.