Niemiecka choroba

Niemiecki kryzys zagraża gospodarce całej Europy

Niemcy stały się hamulcowym Europy - taką diagnozę stawia Peter Müller, premier Saary. A przecież RFN tworzy 24 proc. PKB całej Unii Europejskiej. Na to państwo przypada też jedna trzecia zagranicznych obrotów Polski. Stamtąd pochodzi co trzeci zainwestowany w polską gospodarkę dolar. Angina w Niemczech oznacza dla Europy bardzo ostre przeziębienie, dla Polski zaś - co najmniej zapalenie oskrzeli.

Niemiecka gospodarka powoli, ale nieuchronnie przegrywa z innymi. Poziom zamożności Niemców obniża się: na początku lat 90. przeciętna płaca w Niemczech stanowiła 80 proc. średniej amerykańskiej, w 2000 r. sięgała już tylko 70 proc. Bezrobocie w Niemczech sięga 9,5 proc., podczas gdy w USA wynosi 5,4 proc. Na liście najbardziej konkurencyjnych gospodarek świata Niemcy co roku przesuwają się w dół - obecnie są na 17. miejscu. Global Enterpreneurship Monitor przeprowadziło badania dotyczące liczby nowych przedsiębiorstw i miejsc pracy w 21 państwach. Niemcy zajęły miejsce w środku stawki, ustępując nie tylko Korei Południowej, ale nawet Argentynie.

Nieudane reformy Schrödera
W 1998 r. kanclerz Gerhard Schröder po dojściu do władzy przyjął pakiet rozwiązań ratunkowych. Podatki dla przedsiębiorstw obniżono do poziomu obowiązującego w USA, zmniejszono też podatek dochodowy. Przywódca socjaldemokratów zaczął również reformować system emerytalny oraz wprowadził przepisy ułatwiające restrukturyzację przedsiębiorstw. Podobne działania podjęte w USA za rządów Ronalda Reagana przyczyniły się do wprowadzenia gospodarki na 20 lat na ścieżkę trwałego i szybkiego rozwoju. Gospodarka Niemiec ledwo drgnęła: w ubiegłym roku stopa wzrostu sięgnęła 3 proc., by w tym roku spaść do 0,7 proc.
Symbolem reform Schrödera stała się walcownia ThyssenKrupp w Beeckerwerth pod Duisburgiem. W tym przedsiębiorstwie - w pełni zautomatyzowanym i skomputeryzowanym - na jednej zmianie pracuje ośmiu robotników, produkując 172 tys. ton stali miesięcznie. Wokół walcowni niewiele się jednak zmieniło: od dziesięcioleci te same dźwigi wyładowują na przystani rudę z barek rzecznych, potem surowiec trafia do pieców w stary, praco- i czasochłonny sposób. Czasem niemal dokładnie według procedur sprzed stu lat.

Bezrobotni z wyboru
Dla niemieckich polityków słowa "pokój społeczny" mają wręcz magiczne znaczenie. W kraju, w którym bunt bezrobotnych i bieda robotników doprowadziły do upadku demokracji, potem wojny i katastrofy narodowej, nie tylko politycy, ale i menedżerowie pamiętają, że "pokój społeczny" to miejsca pracy, wysokie wypłaty. Tyle że nowoczesny przemysł - jak w wypadku walcowni w Beeckerwerth - nie tworzy miejsc pracy, a raczej je redukuje. W gospodarce amerykańskiej zwolnieni robotnicy odnajdują się w rolach kelnerów, właścicieli drobnych firm, usługodawców.
W Niemczech demoralizują ich wysokie zasiłki dla bezrobotnych i pomoc społeczna.
Jack Ewing, reporter tygodnika "Business Week", nie może zrozumieć, dlaczego pracy nie może znaleźć Hans Jürgen Ott, 48-letni ojciec dwójki dzieci z Offenbach niedaleko Frankfurtu nad Menem. Dziesięć lat temu do rezygnacji z pracy zmusiła tego kierowcę ciężarówki choroba stawów kolanowych. Przypadłość ta rzeczywiście uniemożliwia wykonywanie zawodu kierowcy, nie przeszkadza jednak w wykonywaniu setek, jeśli nie tysięcy lżejszych prac. - Nigdy nie odbyłem jednak stosownego przeszkolenia - narzeka Ott, opowiadając, że właśnie stara się o orzeczenie pełnej niezdolności do pracy, dzięki czemu z dorywczych zasiłków mógłby przejść na stały i do końca życia pozostać na utrzymaniu państwa.
Zasiłki są tak wysokie, że często ich beneficjantom zwyczajnie nie opłaca się podejmować pracy. Zwolniony z pracy kierowca ciężarówki w ramach pomocy socjalnej otrzymuje co miesiąc kwotę o 25 proc. wyższą niż na przykład kelner w restauracji. - Mieliśmy kłopoty ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników, szczególnie inżynierów - potwierdza przedsiębiorca Hans Ulrich-Lindenberg. - Niektórzy odmawiali, bo musieliby się przeprowadzić do miejsca odległego od dotychczasowego domu o 80 km. W efekcie nowe miejsca pracy w sektorze usług obsadzane są przez obcokrajowców - z Turcji, byłej Jugosławii, Polski czy Rosji. W kraju, w którym 9,5 proc. zdolnych do pracy pobiera zasiłki dla bezrobotnych, 5-6 proc. miejsc pracy zajmują przybysze z zagranicy!

Ucieczka na Wschód
Czy się tego chce, czy nie, bez zmian w Niemczech nie można nawet myśleć o zreformowaniu europejskiej gospodarki, bo Europa cały czas ogląda się na Niemcy i do przyjętych tam rozwiązań dostosowuje swoje. Gdy liberalne reformy przeprowadziła Irlandia, rządy zachodnioeuropejskie z zazdrością przyjmowały do wiadomości dziesięcioprocentowy wzrost w tym kraju, ale nie kiwnęły palcem, by zatroszczyć się o podobny wzrost u siebie. Gdy jednak Niemcy obniżyły stawki podatku dochodowego i od przedsiębiorstw, to samo uczyniły nawet Francja i Włochy, mimo wielkich oporów własnych społeczeństw. Konkurencję kilkuset drapieżnych przedsiębiorstw z Irlandii można wytrzymać, kilkudziesięciu tysięcy drapieżnych firm z Niemiec - nie.
Wreszcie to właśnie Niemcy są największym zwolennikiem kolejnego fundamentalnego dla ratowania Europy projektu: ucieczki na Wschód, czyli rozszerzenia i pozyskania dla eurogospodarki krajów Europy Środkowej. Swój plan ucieczki na Wschód Niemcy realizują od dziesięciu lat, na razie z marnym skutkiem: robotnicy z byłej NRD okazali się mniej produktywni od tych z zachodnich landów, za to ostrzej stawiają żądania społeczne. Efekt? Bezrobocie dochodzi tam do 40 proc. Jednak właśnie na wschodzie rodzą się nowe Niemcy. Tam coraz chętniej lokują swe inwestycje firmy z branży informatycznej. Dlaczego? Klaus Wiemer, wcześniej dyrektor w amerykańskim Texas Instruments Inc., we współpracy z Intel Corp. buduje fabrykę półprzewodników tuż przy polskiej granicy, we Frankfurcie nad Odrą. Chce zatrudnić 1500 osób. - Tu panuje lepszy niż w bogatszych landach klimat dla biznesu, urzędnicy naciskają, bym szybciej składał wnioski i załatwiał formalności, chętni do pracy ustawiają się w kolejce - mówi Wiemer. - W końcu tu nie ma pracy, a wielu kandydatów jest już po pięćdziesiątce. To dla nich ostatnia okazja, by coś zrobić ze swoim życiem.

Czas wyrzeczeń
Teza, że wschód Niemiec stanie się dla ich gospodarki trampoliną, dziś wydaje się wprawdzie mocno dyskusyjna, ale sama świadomość, że wraz ze zburzeniem muru berlińskiego odchodzą stare Niemcy z wysokimi podatkami i zabezpieczeniami socjalnymi dla każdego obywatela, może wystarczyć do tego, by robotnicy zrezygnowali z przywilejów. Już dziś 56 proc. Niemców przyznaje, że zasiłki są za wysokie. Wielu godzi się na wyrzeczenia. Komentator "Business Week" zauważa, że niemiecki styl wypracowywania decyzji polega na ciągnących się latami debatach, które po zakończeniu skutkują zmianami przeprowadzanymi w błyskawicznym tempie. Takiego zwrotu dokonała na przykład niemiecka polityka wschodnia w latach 60. RFN z najbardziej zagorzałego przeciwnika jakichkolwiek ustępstw wobec bloku wschodniego zmieniła się w najbardziej zagorzałego ich zwolennika. Czy po tegorocznych wyborach podobnego zwrotu w niemieckiej polityce gospodarczej dokona kanclerz Schröder lub jego następca?
Więcej możesz przeczytać w 50/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.