Mała biała plama

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ogłaszając stan wojenny, generał Jaruzelski bronił "swego świata"

 


Generał Jaruzelski miał rację, przerywając dwadzieścia lat temu marsz narodu ku wolności, ponieważ zamiast do wolności doszlibyśmy wtedy do większego dramatu niż stan wojenny. On i jego formacja zrobili to z innych pobudek niż te, które wymieniają, mówiąc o tamtych czasach. Nie likwidowali "Solidarności" z bólem, że zadają cios ruchowi walczącemu o dobro wielkiego rzędu, o wolność jednostki i prawa człowieka. Bronili raczej "swego świata", wierząc, że jest to zarazem najlepszy i jedyny świat, w którym państwo polskie - okaleczone, wasalne, półkolonialne - może istnieć. Wtedy rzeczywiście nie mogło być inaczej. Po dwudziestu latach - biorąc pod uwagę, jak się potoczyła historia Polski i jaką rolę odegrał generał Jaruzelski i jego ekipa - nie mam żalu o to, że w straszną noc 13 grudnia chwycono mnie znienacka pod pachy i zaprowadzono do peerelowskiej kibitki. Oczywiście, mówię za siebie.
Wszelako trzeba żyć w prawdzie o przeszłości, wypełniać białe plamy i rozpraszać wątpliwości. Dlatego chcę opowiedzieć o pewnym mało znanym, a zapewne ważnym epizodzie sprzed dwudziestu lat. Obrońcy decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego od początku twierdzili, że podjęto ją, kiedy zawiodły wszystkie próby ułożenia się z "Solidarnością". Miesiąc temu przeczytałem w "Trybunie" artykuł nawiązujący do głośnego spotkania generała Jaruzelskiego, prymasa Glempa i Lecha Wałęsy, które odbyło się 4 listopada 1981 r. Dla "Trybuny" to spotkanie miało być świadectwem woli ówczesnej władzy, by konflikt rozwiązać pokojowo. Wedle mojej wiedzy, nie było to takie proste.
Tadeusz Mazowiecki - za wiedzą Lecha Wałęsy, a prawdopodobnie i księdza prymasa - miał wówczas przygotować projekt wspólnego oświadczenia spotykających się osobistości, które byłoby propozycją strony solidarnościowej, uzgodnioną z prymasem. Oczywiście, byłaby to propozycja oświadczenia, nad którym dyskutowano by potem i negocjowano je z władzą. Mazowiecki poprosił mnie o pomoc. Pracowaliśmy od wczesnego popołudnia do drugiej w nocy w ówczesnej siedzibie księdza Alojzego Orszulika (i w jego obecności). Obecnie mieści się tam nuncjatura. Cyzelowaliśmy po wielekroć każde słowo. Po pierwsze, projekt dokumentu - około 1,5 strony maszynopisu - potwierdzał zobowiązania, jakie w porozumieniach strajkowych w 1980 r. wzięły na siebie rząd i ruch związkowy (wtedy jeszcze nie nazywany "Solidarnością"). Potwierdzał też zasadę wolności związkowych i zasadę nienaruszalności podstaw ustroju oraz sojusze międzynarodowe PRL. Po drugie, potwierdzał wolę przeprowadzenia demokratycznych zmian w gospodarce i instytucjach politycznych oraz zawierał deklarację odrzucenia siły jako metody rozstrzygania konfliktów w Polsce.
Dokument ten po wprowadzeniu korekt został zaaprobowany przez Lecha Wałęsę i prymasa Glempa, po czym przekazano go Kazimierzowi Barcikowskiemu, który przygotowywał spotkanie trójki ze strony rządowej. Barcikowski był bardzo z tej inicjatywy niezadowolony i po przeczytaniu tekstu powiedział, że wątpi, by spotkanie mogło się odbyć, jeżeli Kościół i "Solidarność" przyjdą na nie z takim projektem komunikatu. Dodał jednak, że dokument przekaże. Podczas następnej rozmowy stanowisko Barcikowskiego było już stanowcze - jeżeli nie zaniechamy pomysłu przedstawienia takiego projektu oświadczenia na spotkaniu, po prostu do niego nie dojdzie.
Prymas Glemp i Lech Wałęsa, którym bardzo zależało, by spotkanie się odbyło, z projektu zrezygnowali.
Z tego co wiem, Jaruzelski nie przedstawił na spotkaniu żadnych propozycji rozwiązania konfliktu. Osoby zorientowane w tym, o czym mówiono 4 listopada, zadawały sobie wtedy pytanie, jaki cel miała strona rządowa, godząc się na spotkanie trzech najważniejszych wówczas osób w kraju. Już wtedy przypuszczano, że chodzi o stworzenie alibi dla rządu. Nie wiem, czy tak było, choć wiele na to wskazuje. Trzeba wyjaśnić, dlaczego niekonfrontacyjny komunikat był nie do przyjęcia dla ówczesnych władz. Dopiero znając odpowiedź na to pytanie, będzie można powiedzieć, czy 4 listopada 1981 r. nadaje się na "wybielacz" decyzji sprzed dwudziestu lat.
A taką funkcję do dziś pełni.
Więcej możesz przeczytać w 50/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.