Poczta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Hiperiluzje kontra hipermarkety
Wielkie sieci handlowe stosują praktyki nieuczciwej konkurencji, takie jak sprzedawanie poniżej kosztów, wymuszanie na dostawcach finansowania kosztów promocji, reklamy, pobieranie opłat za miejsce na półce, a nawet wymuszanie na nich urządzenia i wyposażenia sklepów, o czym zresztą pisali autorzy artykułu "Hiperiluzje kontra hipermarkety" (nr 50). Płacą za to pracownicy dostawców, bo pracodawcy muszą redukować koszty. Gdy zrobią tak wszyscy, to rzeczywiście towary będą tańsze, tyle że nie będzie ich już za co kupić.
W USA przedsiębiorca dominujący na rynku, sprzedając poniżej kosztów, naraża się na karę więzienia. A w Polsce niedouczeni publicyści chwalą go za niskie ceny. Mnie cieszą spadające ceny, ale tylko wtedy, gdy spadają też koszty. Koszty w hipermarketach są wysokie, znacznie wyższe niż w handlu tradycyjnym. Częściowo ponoszą je producenci, częściowo poniosą klienci, gdy tylko upadnie konkurencja. Już słyszę naiwne głosy, że giganty będą konkurowały między sobą. Nie będą. Inwestorzy znają realia ekonomiczne i nie zbudują większej sieci niż taka, która pozwala maksymalizować zysk. Dziś jeden hipermarket obsługuje pięćdziesięciotysięczne miasto czy osiedle i będzie tylko jeden, dopóki nie wzrosną dochody konsumentów. Jego pozycja jest dominująca, a prawo uniemożliwiające praktyki monopolistyczne nie działa. Monopol maksymalizuje zyski kosztem swoich kontrahentów. Dla przedsiębiorcy fun-kcjonującego na wolnym rynku jedyną szansą na wzrost zysku jest obniżanie własnych kosztów. Sugerowane przez autorów artykułu szukanie nisz rynkowych to propozycja najwyżej dla 10 proc. kupców. A co zrobić z pozostałymi? Masowe protesty świadczą o tym, że nie jest to problem grupki nieudaczników, ale problem społeczny.

WŁADYSŁAW PRZYBASZ
Toruń

Co kto lubi
Według Leszka Balcerowicza ("Co kto lubi", nr 51/52), głównym "polskim sukcesem ostatnich lat było zmniejszenie udziału banków państwowych w aktywach całego systemu bankowego z 51,6 proc. w 1977 r. do 24 proc. w 2000 r.". Autor nie podaje jednak, że na 77 banków komercyjnych mamy aż 39 banków z przewagą kapitału zagranicznego. Co więcej, udział kapitału zagranicznego w polskim systemie bankowym wynosi aż 55,9 proc., podczas gdy we Włoszech 3 proc., w Niemczech 4 proc., a w Hiszpanii 10 proc. Może warto w tym miejscu przypomnieć, że statystyka jest jak kostium kąpielowy bikini. Odsłania oczywiste, a skrywa istotne.

prof. ALEKSANDER WERON
Centrum im. Hugona Steinhausa

Fikcja edukacyjna
Dziesięć lat temu kończyłem liceum zawodowe o profilu mechanik obróbki skrawaniem. Przez pierwsze dwa lata nauki w tej szkole praktyki odbywaliśmy raczej z dala od tokarek i frezarek, a potem toczyliśmy nikomu niepotrzebne przedmioty na maszynach wyjętych żywcem z Muzeum Techniki w Warszawie. Pamiętam wycieczkę do fabryki i nasze zdziwienie na widok tokarki numerycznej, której nikt z nas nie umiałby nawet uruchomić. Program przedmiotów ogólnych w porównaniu z liceum ogólnokształcącym przerabialiśmy dość pobieżnie. Tylko ja sam wiem, ile potrzebowałem samodyscypliny, by nadrobić to, czego nie dane mi było nauczyć się w szkole średniej, aby się dostać na wymarzoną socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
Nie mogę milczeć, kiedy minister Łybacka próbuje podtrzymywać fikcję edukacyjną w postaci tzw. liceum profilowanego, będącego w istocie protezą przedłużającą istnienie liceum zawodowego. W wielu wypadkach szkoły te ani nie kształcą fachowców, ani nie dają wiedzy potrzebnej do ubiegania się o indeksy uczelni.
W przededniu naszego wejścia do Unii Europejskiej kwestia reformy polskiej edukacji powinna być priorytetem dla każdego rządu. Dlatego pani minister powinna jak najszybciej sprawić, aby matura stała się rzeczywistym "egzaminem dojrzałości", dającym przepustkę do życia w społeczeństwie postindustrialnym, w którym znajomość komputera, języka angielskiego, matematyki i wielu innych rzeczy staje się czymś więcej niż oczywistością. Leży to w interesie nas wszystkich, a w szczególności młodego pokolenia. Nigdy nie powinno być elementem przetargu politycznego.

JAN MICHNIEWICZ

Wierni z wyboru
Z artykułu "Wierni z wyboru" (nr 49) można wywnioskować, iż według katolickich hierarchów, na zmianę wyznania decydują się ludzie liczący na wsparcie materialne organizacji religijnej, do której wstępują. Z moich obserwacji wynika, że na akt konwersji decydują się raczej ci, którzy widzą rozziew między teorią a praktyką życia polskiego katolika. Częściej wyznanie zmieniają osoby z dużych miast niż mieszkańcy wsi - gdzie o funkcjonowaniu w lokalnej społeczności decydują nakazy i zakazy proboszcza.

JERZY B. GRABEK

Poseł zza krat
Autor artykułu "Poseł zza krat" (nr 49) przekonuje, że immunitet poselski jest anachronizmem. Argumentuje, że "w historii III RP nie zdarzył się ani jeden udokumentowany wypadek prześladowania posła z powodów politycznych". Może to właśnie dzięki immunitetowi nie było takiego precedensu. Immunitet poselski ma swoje wady, ale jest jedną z gwarancji demokracji.

MACIEJ BOCHIŃSKI

Władza mniej głupich
Idea, by przyznawać dodatkowe głosy osobom z różnych względów na to zasługującym ("Władza mniej głupich", nr 46), wydaje się na pierwszy rzut oka rozsądna. Boję się jednak, że nie udałoby się jej do końca zrealizować. Dodanie głosu osobom majętnym spotkałoby się z natychmiastową ripostą, że oto wprowadza się demokrację dla bogatych, coś na kształt demokracji szlacheckiej. Skądinąd faktem jest, że mądrość wcale nie musi iść w parze z bogactwem. Ale i mierzenie czyjejś mądrości posiadanym dyplomem też może być złudne. Bo i rzeczywiście, jak przyznać dodatkowy głos osobie, która niedawno w jednym z teleturniejów, pochwaliwszy się, że ma wykształcenie wyższe i w dodatku uczy w szkole, nie wiedziała, którym powstaniem dowodził generał Bór-Komorowski!
Może by więc zamiast dodawać głosy, zmniejszyć ich liczbę? Sposobem na to byłby po prostu egzamin, do jakiego musiałby przystąpić każdy uprawniony do głosowania, aby potwierdzić swoje czynne prawo wyborcze. Taki egzamin, na przykład w formie testu, obejmowałby podstawowe wiadomości dotyczące polskiego systemu parlamentarnego, ekonomii, historii najnowszej oraz działających w Polsce sił politycznych. Arkusze egzaminacyjne można by rozprowadzić poprzez dołączenie ich do ogólnopolskich dzienników.
Jakie byłyby plusy takiego rozwiązania? Otóż zostałyby wyeliminowane osoby nie mające żadnego pojęcia o otaczającej rzeczywistości lub opierające swą "wiedzę" na zasłyszanych obiegowych opiniach i plotkach. Określenie dość dokładnej liczby wyborców uprawnionych do głosowania pozwoliłoby ograniczyć koszty druku kart wyborczych i zmniejszyć liczbę komisji wyborczych. Oparcie decyzji wyborców na ich rzeczywistej wiedzy mogłoby z kolei doprowadzić do likwidacji dotychczasowej formuły kampanii wyborczej, sprowadzającej się na ogół do idiotycznych umizgów kandydatów i ogłupiania głosujących nawałem nieodpowiedzialnych obietnic.
Aby uniknąć najcięższych zarzutów, od razu zwracam uwagę na to, że przedstawiony pomysł nikomu nie odbiera konstytucyjnego prawa do uczestnictwa w wyborach, które są powszechne. Powszechne pozostaje bowiem prawo do wzięcia udziału w egzaminie. Przecież nikogo nie dziwią egzaminy do szkół różnego szczebla i nikt nie uznaje, że konieczność ich zdawania (z możliwością oblania!) stanowi odebranie prawa do nauki. I co ważne - nikt, kto chciałby uczestniczyć w wyborach, nie mógłby być zwolniony z egzaminu. Dotyczyłoby to nawet największych mędrców i polityków, a w szczególności kandydatów na parlamentarzystów. Może wtedy udałoby się uniknąć powszechnej ostatnio błazenady na najwyższych szczeblach?

PIOTR KIEŁBASIŃSKI

Bolesna ulga
W Niemczech, inaczej niż w Polsce ("Bolesna ulga", nr 51/52), z posiadaniem indeksu nie wiążą się żadne ulgi na przejazdy środkami transportu publicznego.
Owszem, młodzieży do 26. roku życia przysługuje dwudziestopięcioprocentowa zniżka na przejazdy koleją, ale ta ulga dotyczy wszystkich podróżnych w tym przedziale wiekowym, a nie tylko studentów. W komunikacji miejskiej w większości miast można wprawdzie po przedłożeniu odpowiedniego zaświadczenia nabyć tzw. Ausbildungsticket, który jest o 20-40 proc. tańszy od biletu normalnego, lecz przyznanie takiej ulgi zależy wyłącznie od dobrej woli danego samorządu lokalnego i nie jest uregulowane ustawowo. Na pewno nie ma natomiast żadnych ogólnie przysługujących ulg na podróżowanie samolotami lub statkami. Zdarza się za to, że przez niektóre towarzystwa lotnicze i biura podróży honorowana jest międzynarodowa legitymacja studencka, ale w ramach promocji lub wiązania z własną firmą przyszłego klienta.

ROBERT FORMELLA
Warszawa

Hiperiluzje kontra hipermarkety
Największym mallem świata nie jest Mall of America, lecz West Edmonton Mall w Edmonton w prowincji Alberta w Kanadzie, który zresztą mam okazję odwiedzać od czasu do czasu. Wspomniany w artykule "Hiperiluzje kontra hipermarkety" (nr 50) Mall of America jest największym centrum handlowym, ale... Stanów Zjednoczonych.

TOMASZ WÓJCIK
Kanada
Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.