Rakieta przeciwlotnicza Grom ze Skarżyska-Kamiennej należy do najlepszych na świecie
Hity polskiego przemysłu zbrojeniowego
Miny i systemy rozminowywania stworzone w Centrum Techniki Morskiej zainteresowały specjalistów z NATO. Radary z Przemysłowego Instytutu Telekomunikacji i Radwaru to światowa ekstraklasa. Radmor eksportuje świetne radiostacje. Przemysł zbrojeniowy to domena gigantów z USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Rosji. Jest w nim jednak wiele nisz, które mogą zdobyć mniejsi nowatorscy i elastyczni producenci z RPA, Hiszpanii, Czech, a nawet z Polski.
Bryza wygrała z nimrodem
Konstruktorzy Centrum Techniki Morskiej z Gdyni zaprezentowali naszym sojusznikom z NATO kilka samodzielnie opracowanych nowoczesnych min i systemów rozminowywania. Polskie miny zagłębiają się w dnie morskim i wybuchają dopiero wtedy, gdy pojawi się nad nimi odpowiedni obiekt. Inne statki przepłyną nad nimi bezpiecznie. Z kolei systemy Toczek to bezzałogowe pojazdy podwodne, wykrywające i niszczące najbardziej wymyślne miny. Czy także te konstruowane w CTM? To już ściśle strzeżona tajemnica. Ze specjalistami z gdyńskiego centrum chcą współpracować światowi liderzy w sektorze wojskowych systemów morskich z Niemiec i USA.
To nie jedyne osiągnięcia polskiej zbrojeniówki. Na wybrzeżu nowoczesne radiostacje produkuje Radmor. Na początku lat 90. przedsiębiorstwo kupiło licencję od Thomsona, a dzięki własnym konstrukcjom wyrosło na realnego konkurenta Francuzów na wielu rynkach. Świetnie wypadła prezentacja nowego radaru, zainstalowanego przez Przemysłowy Instytut Telekomunikacji z Warszawy w samolocie rozpoznawczym Bryza. Tylko on nie przestał działać mimo prób zakłócenia w czasie wspólnych ćwiczeń, które odbyły się u wybrzeży Norwegii. Polscy piloci cały czas śledzili trasy okrętów biorących udział w manewrach, natomiast brytyjskie samoloty rozpoznawcze Nimrod szybko zgubiły ślad. Wynik był tak zaskakujący, że Polaków podejrzewano nawet o korzystanie z nieznanych źródeł informacji.
Grom lepszy od stingera?
Nasza radiolokacja odnosi zresztą wiele sukcesów. Nowoczesne urządzenia produkuje nie tylko PIT, ale i warszawska wytwórnia Radwar. Oprócz kilku radarów o światowej klasie opracowano w niej samobieżny system przeciwlotniczy Loara, który zdał testy w obecności przedstawicieli NATO.
Innym polskim hitem jest przenośny zestaw przeciwlotniczy Grom. Sukces jego twórców polega nie tylko na tym, że uniezależnili produkcję od dostaw podzespołów z Rosji, ale też skonstruowali pocisk znacznie lepszy niż rosyjskie igły czy amerykańskie stingery. Technologie zastosowane w budowie głowicy są o kilka lat bardziej zaawansowane niż technologie wykorzystywane przez konkurentów. Ujawnienie niektórych z nich rok temu wywołało sporą sensację. Niestety, producenci gromu mają problemy z uzyskaniem zgody na eksport urządzenia. Brakuje też pieniędzy na opracowanie kolejnych wersji pocisku. Tymczasem świat nie stoi w miejscu. Trzeba udoskonalać czujniki, inteligentne systemy samonaprowadzania i sterowane dysze silników.
Grzech zaniechania
W Polsce z powodzeniem mogliśmy produkować samoloty transportowe, takie jak niedawno kupione za kilkaset milionów złotych w Hiszpanii. Zmarnowaliśmy jednak szansę. To nasi inżynierowie w latach 60. budowali przemysł lotniczy w Indonezji. Polskie wilgi nazwano tam gelatik i produkowano przez wiele lat. Później Indonezyjczycy już samodzielnie opracowywali kolejne konstrukcje, a z czasem nawiązali współpracę z hiszpańską państwową wytwórnią CASA. Na początku lat 80. wspólnie z Hiszpanami zbudowali niewielki samolot transportowy CN-235, którego rozwinięciem był model C-295. Niedawno C-295 zwyciężył w przetargu na średni samolot transportowy dla polskich wojsk lotniczych. Jeszcze jakiś czas temu maszyna podobna do niego z powodzeniem mogła powstać w naszym kraju. W Mielcu produkowano przecież na rosyjskiej licencji An-28, który można było modernizować, podobnie jak konstrukcje indonezyjsko-hiszpańskie.
Niestety, w czasie gdy hiszpański przemysł lotniczy szybko się rozwijał, polskie przedsiębiorstwa upadały. Niedawno mieliśmy szansę zostać uczestnikiem programu budowy europejskiego samolotu szkolno-treningowego Mako. Udział w początkowej fazie miał kosztować zaledwie milion dolarów, za który nasi konstruktorzy otrzymaliby zlecenie zaprojektowania podwozia. Nic z tego nie wyszło. A mako i tak powstaje, tyle że bez Polaków.
Grzech niekompetencji
Nie potrafimy promować wyrobów naszego przemysłu zbrojeniowego. Większość pieniędzy przeznaczanych na ten cel jest po prostu marnotrawiona. To nie wszystko. Andrzej Mochoń, od lat organizujący targi zbrojeniowe w Kielcach i bywający na podobnych imprezach za granicą, ze zgrozą opowiada o różnicach w podejściu polityków do zbrojeniówki. W innych krajach szefowie rządów i ministrowie na każdym kroku podkreślają zalety swoich wyrobów. Nasi politycy zaś często odmawiają choćby przypomnienia, że w Polsce też istnieje przemysł zbrojeniowy. Swego czasu minister Janusz Onyszkiewicz nie chciał pojechać do Malezji, gdzie Bumar-Łabędy miał poważne szanse na uzyskanie zamówienia na zmodernizowane czołgi T-72. A w Azji bez politycznego poparcia szczególnie trudno cokolwiek wskórać. Szansa na kontrakt w Malezji jeszcze jest, ale już o wiele mniejsza niż kilka lat temu.
Miny i systemy rozminowywania stworzone w Centrum Techniki Morskiej zainteresowały specjalistów z NATO. Radary z Przemysłowego Instytutu Telekomunikacji i Radwaru to światowa ekstraklasa. Radmor eksportuje świetne radiostacje. Przemysł zbrojeniowy to domena gigantów z USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Rosji. Jest w nim jednak wiele nisz, które mogą zdobyć mniejsi nowatorscy i elastyczni producenci z RPA, Hiszpanii, Czech, a nawet z Polski.
Bryza wygrała z nimrodem
Konstruktorzy Centrum Techniki Morskiej z Gdyni zaprezentowali naszym sojusznikom z NATO kilka samodzielnie opracowanych nowoczesnych min i systemów rozminowywania. Polskie miny zagłębiają się w dnie morskim i wybuchają dopiero wtedy, gdy pojawi się nad nimi odpowiedni obiekt. Inne statki przepłyną nad nimi bezpiecznie. Z kolei systemy Toczek to bezzałogowe pojazdy podwodne, wykrywające i niszczące najbardziej wymyślne miny. Czy także te konstruowane w CTM? To już ściśle strzeżona tajemnica. Ze specjalistami z gdyńskiego centrum chcą współpracować światowi liderzy w sektorze wojskowych systemów morskich z Niemiec i USA.
To nie jedyne osiągnięcia polskiej zbrojeniówki. Na wybrzeżu nowoczesne radiostacje produkuje Radmor. Na początku lat 90. przedsiębiorstwo kupiło licencję od Thomsona, a dzięki własnym konstrukcjom wyrosło na realnego konkurenta Francuzów na wielu rynkach. Świetnie wypadła prezentacja nowego radaru, zainstalowanego przez Przemysłowy Instytut Telekomunikacji z Warszawy w samolocie rozpoznawczym Bryza. Tylko on nie przestał działać mimo prób zakłócenia w czasie wspólnych ćwiczeń, które odbyły się u wybrzeży Norwegii. Polscy piloci cały czas śledzili trasy okrętów biorących udział w manewrach, natomiast brytyjskie samoloty rozpoznawcze Nimrod szybko zgubiły ślad. Wynik był tak zaskakujący, że Polaków podejrzewano nawet o korzystanie z nieznanych źródeł informacji.
Grom lepszy od stingera?
Nasza radiolokacja odnosi zresztą wiele sukcesów. Nowoczesne urządzenia produkuje nie tylko PIT, ale i warszawska wytwórnia Radwar. Oprócz kilku radarów o światowej klasie opracowano w niej samobieżny system przeciwlotniczy Loara, który zdał testy w obecności przedstawicieli NATO.
Innym polskim hitem jest przenośny zestaw przeciwlotniczy Grom. Sukces jego twórców polega nie tylko na tym, że uniezależnili produkcję od dostaw podzespołów z Rosji, ale też skonstruowali pocisk znacznie lepszy niż rosyjskie igły czy amerykańskie stingery. Technologie zastosowane w budowie głowicy są o kilka lat bardziej zaawansowane niż technologie wykorzystywane przez konkurentów. Ujawnienie niektórych z nich rok temu wywołało sporą sensację. Niestety, producenci gromu mają problemy z uzyskaniem zgody na eksport urządzenia. Brakuje też pieniędzy na opracowanie kolejnych wersji pocisku. Tymczasem świat nie stoi w miejscu. Trzeba udoskonalać czujniki, inteligentne systemy samonaprowadzania i sterowane dysze silników.
Grzech zaniechania
W Polsce z powodzeniem mogliśmy produkować samoloty transportowe, takie jak niedawno kupione za kilkaset milionów złotych w Hiszpanii. Zmarnowaliśmy jednak szansę. To nasi inżynierowie w latach 60. budowali przemysł lotniczy w Indonezji. Polskie wilgi nazwano tam gelatik i produkowano przez wiele lat. Później Indonezyjczycy już samodzielnie opracowywali kolejne konstrukcje, a z czasem nawiązali współpracę z hiszpańską państwową wytwórnią CASA. Na początku lat 80. wspólnie z Hiszpanami zbudowali niewielki samolot transportowy CN-235, którego rozwinięciem był model C-295. Niedawno C-295 zwyciężył w przetargu na średni samolot transportowy dla polskich wojsk lotniczych. Jeszcze jakiś czas temu maszyna podobna do niego z powodzeniem mogła powstać w naszym kraju. W Mielcu produkowano przecież na rosyjskiej licencji An-28, który można było modernizować, podobnie jak konstrukcje indonezyjsko-hiszpańskie.
Niestety, w czasie gdy hiszpański przemysł lotniczy szybko się rozwijał, polskie przedsiębiorstwa upadały. Niedawno mieliśmy szansę zostać uczestnikiem programu budowy europejskiego samolotu szkolno-treningowego Mako. Udział w początkowej fazie miał kosztować zaledwie milion dolarów, za który nasi konstruktorzy otrzymaliby zlecenie zaprojektowania podwozia. Nic z tego nie wyszło. A mako i tak powstaje, tyle że bez Polaków.
Grzech niekompetencji
Nie potrafimy promować wyrobów naszego przemysłu zbrojeniowego. Większość pieniędzy przeznaczanych na ten cel jest po prostu marnotrawiona. To nie wszystko. Andrzej Mochoń, od lat organizujący targi zbrojeniowe w Kielcach i bywający na podobnych imprezach za granicą, ze zgrozą opowiada o różnicach w podejściu polityków do zbrojeniówki. W innych krajach szefowie rządów i ministrowie na każdym kroku podkreślają zalety swoich wyrobów. Nasi politycy zaś często odmawiają choćby przypomnienia, że w Polsce też istnieje przemysł zbrojeniowy. Swego czasu minister Janusz Onyszkiewicz nie chciał pojechać do Malezji, gdzie Bumar-Łabędy miał poważne szanse na uzyskanie zamówienia na zmodernizowane czołgi T-72. A w Azji bez politycznego poparcia szczególnie trudno cokolwiek wskórać. Szansa na kontrakt w Malezji jeszcze jest, ale już o wiele mniejsza niż kilka lat temu.
Więcej możesz przeczytać w 2/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.