Wolna praca

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pod koniec roku 2001 Marek Budzyński rozwiązał umowę o pracę z małą firmą informatyczną w Krakowie
5 sposobów na sztywny kodeks pracy!

Podobnie postąpiło pięciu jego kolegów - cały personel. Od 1 stycznia wszyscy mają nową pracę... w tej samej firmie. Nie są jednak pracownikami; w porozumieniu z szefem każdy z nich zarejestrował własną działalność gospodarczą, więc ich status formalnie nie różni się od statusu właściciela przedsiębiorstwa. Mimo to codziennie jak wcześniej siadają za tymi samymi biurkami i sprzedają klientom te same produkty. Firma nie płaci już za nich składek ZUS, PFRON, nie płaci też za ich urlopy, zwolnienia chorobowe oraz nadgodziny, a oni po prostu mają pracę.

Pionierzy elastyczności
W Stanach Zjednoczonych rynkiem pracy rządzi prosta zasada: hire and fire (zatrudniaj i zwalniaj) - pracownika łatwo zwolnić, ale i łatwo zatrudnić nowego, bowiem pracodawcy nie są obciążeni ponad miarę gwarancjami socjalnymi. Na świecie stanowią one 30-60 proc. wszystkich kosztów działania przedsiębiorstw. W USA przepisy prawa pracy wypływają z generalnej wizji "dobrego biznesu". Amerykanie mają tylko 13 płatnych dni urlopu w roku, podczas gdy Włosi - 42, Francuzi - 37, a Niemcy - 35 dni. Średni okres wypowiedzenia w USA (2 tygodnie) należy do najkrótszych na świecie. Dzięki deregulacji rynku pracy wskaźnik bezrobocia w USA w dobie recesji wynosi 5,8 proc. i jest dwa razy niższy niż w Unii Europejskiej.
W europejskich welfare states najbardziej konkurencyjne są firmy z krajów, które naśladując Amerykę, pozwalają pracodawcom i pracownikom kształtować wzajemne stosunki w sposób jak najbardziej dowolny. W Holandii ponad 40 proc. zatrudnionych pracuje na podstawie umów cywilnoprawnych - zarabiają mniej i mają krótsze urlopy, ale dzięki temu holenderskie firmy opierają się recesji. Podobną drogą poszły Irlandia oraz Wielka Brytania. Hiszpańska gospodarka pod rządami premiera José Marii Aznara stała się jedną z najdynamiczniej rozwijających się w Europie. Umożliwiono tam przedsiębiorcom m.in. wielokrotne zatrudnianie tej samej osoby na podstawie umów o pracę na czas określony (pracownicy nie nabywają w ten sposób prawa do długiego okresu wypowiedzenia). Od 1996 r. bezrobocie w Hiszpanii spadło z ponad 22 proc. do 13 proc. W Polsce w styczniu 2002 r. przekroczyło 17 proc. Pod koniec roku zapewne będzie wyższe niż 20 proc.
- Przeładowany socjalnymi gwarancjami polski kodeks pracy uciska pracodawców niczym dziewiętnastowieczny gorset - tłumaczy Zbigniew Żurek, wiceprezes Business Center Club. Większość firm usiłuje się pozbyć tego gorsetu na własną rękę. Promotorami nowych, elastycznych form pracy są często inwestorzy zagraniczni, przenoszący na polski grunt rozwiązania sprawdzone w ojczystych krajach.

Po pierwsze, znajdź pracowników, którzy chcą pracować!
W zakładach mięsnych Morliny (należących do hiszpańskiego Campforio) w okresach zwiększonych zamówień kodeks pracy de facto przestaje obowiązywać - za pełną zgodą pracowników, którym zależy i na pracy, i na zarobkach. Stoją przy taśmie produkcyjnej przez kilka dni z rzędu po dwanaście godzin, a później dopiero biorą wolne. - Sezonowy charakter produkcji sprawia, że nie stać nas na płacenie za samą gotowość do pracy i trzymanie się sztywnych reguł czasu pracy - przyznaje Alina Kałużna z działu kadr Morlin. Zlecenia i czasowe umowy o pracę stosuje GE Capital Bank. Mniej liczny personel wystarcza latem, kiedy spada popyt na usługi bankowe. Gdy pojawia się więcej klientów, zatrudnia się dodatkowych ludzi.

Po drugie, zwolnij niepotrzebnych i zleć pracę innej firmie!
Polska jest rekordzistą świata pod względem wysokości pozapłacowych kosztów pracy - są one wyższe niż gdzie indziej relatywnie o 10-40 proc.! - Jeśli pracownik zarabia 2 tys. zł, to jego pensja stanowi tylko 30 proc. moich kosztów jego pracy. Resztę pochłaniają podatki, ubezpieczenie społeczne, dni wolne od pracy - tłumaczy Jerzy Mazurkiewicz, właściciel firmy budowlanej Interm z Opola. Nic więc dziwnego, że Mazurkiewicz pozbył się własnej ekipy budowlanej, a takie prace zleca innym wykonawcom.
- Polskie firmy zaczęły stosować outsourcing, czyli obniżanie kosztów poprzez wydzielanie pewnych segmentów działalności na rzecz zewnętrznych wykonawców - wyjaśnia Litosława Bytner, dyrektor generalny agencji konsultingowej Turnaround. W koncernie General Electric przyjęto strategię liczenia głów (head account) - tam, gdzie to możliwe, likwiduje się etaty, zlecając prowadzenie całych działów, na przykład księgowości, wyspecjalizowanym firmom. Zleceniodawca oszczędza na urlopach macierzyńskich i wychowawczych własnych pracowników, nie płaci 80 proc. wynagrodzenia ludziom, którzy siedzą w domach na zwolnieniu chorobowym do 35 dni.

Po trzecie, wynajmij pracownika, zamiast go zatrudniać!
Na co dzień na podstawie stałych umów w każdym hipermarkecie sieci Géant pracuje około 400 osób. W długie weekendy i przed świętami, kiedy gwałtownie wzrasta liczba klientów, wrocławska agencja pracy czasowej Work Service przysyła do nich po około 40 dodatkowych kasjerów, magazynierów, sprzedawców itp. - Wynajmujemy dodatkowy personel na kilka dni lub tydzień - mówi Lidia Deja, dyrektor do spraw public relations w Géant Polska. Z tej formy outsourcingu korzystają też instytucje finansowe, dystrybutorzy perfum i operatorzy telekomunikacyjni. - Czasowo wynajmujemy personel pomocniczy, asystentki, sekretarki, a w czasie promocji - dodatkowych pracowników biura obsługi klienta - potwierdza Leszek Kamiński z firmy Polkomtel SA. Wypożyczani pracownicy mogą także zastąpić osoby, które przebywają na zwolnieniach.
Problemy wynikające z kodeksu pracy przestają zaprzątać głowę zleceniodawcy, bowiem to agencje podpisują z "najemnikami" umowy, przejmując obowiązki pracodawcy, a następnie oddelegowują ich do pracy u klienta.
- Z reguły podpisujemy umowy-zlecenia, a ponieważ wielu naszych pracowników to studenci, za których nie płaci się składek ZUS, koszty wypożyczenia są niższe - wyjaśnia Małgorzata Wiśniewska-Janus z warszawskiej agencji Take It. Firmy zwiększają zatrudnienie, kiedy jest to dla nich wygodne, pozbywają się dodatkowego personelu po 1-2 tygodniach, nie ponoszą ryzyka selekcji.
W kontakcie z największymi polskimi agencjami czasowego zatrudnienia pozostaje około 50 tys. osób, gotowych na wezwanie podjąć pracę.

Po czwarte, zatrudnij przedsiębiorcę!
- Nie muszę podpisywać listy obecności i pracuję tak długo, jak potrzeba. Na ogół zarabiam tyle samo, co wcześniej - mówi Jerzy Gruszczyński, który do niedawna był etatowym pracownikiem wrocławskiej firmy budowlanej. Jak to możliwe? Aby wygrać ze sztywnym kodeksem pracy, firmy zaczęły stosować tzw. samozatrudnienie. Pracodawca sugeruje pracownikom, by zarejestrowali własną działalność gospodarczą, a następnie podpisuje z nimi umowy cywilnoprawne. Otrzymują oni nieco wyższe lub takie samo wynagrodzenie, pracują tak jak poprzednio, lecz sami płacą za siebie składki ubezpieczeniowe, nie mają prawa do ustawowych urlopów ani zwolnień. Dla pracodawcy to ogromna oszczędność.
- Część osób w naszej firmie zarejestrowała działalność gospodarczą i pracuje na podstawie kontraktów na konkretną usługę - potwierdza Urszula Fornal, szef kadr holdingu budowlanego Pia Piasecki. - Ucieczka w stronę umów cywilnych i samozatrudnienia to najbardziej oczywisty rezultat braku elastyczności prawa pracy. To nie przejaw wykorzystywania bezbronnych pracowników, lecz wynik obustronnych uzgodnień - twierdzi Jacek Męcina z Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. - Pracodawcy zależy na zmniejszeniu kosztów i utrzymaniu się na rynku, a pracownicy chcą zachować posady.

Po piąte, zatrudnij chałupnika wirtualnego!
- Przez cały dzień jestem do dyspozycji 34 dealerów gazu z Wielkopolski i Mazowsza - mówi Anatol Buśkiewicz, koordynator sprzedaży gazu w polskim oddziale brytyjskiego koncernu paliwowego BP Amoco. Codziennie dociera do swojego biura, pokonawszy odległość między sypialnią a salonem. Firma zainstalowała mu w domu pod Poznaniem komputer z dostępem do Internetu, a także wyposażyła go w telefon komórkowy.
Również General Electric wprowadza w Polsce system pracy w domu (home office). - Wykwalifikowany pracownik z małej miejscowości może być bardziej przydatny u siebie na miejscu niż w centrali - mówi Izabela Gorzelak, szefowa kadr w GE. Dzięki Internetowi ma on dostęp do baz danych firmy oraz elektroniczny kontakt z centralą. Pracodawca oszczędza na kosztach jego przeprowadzki bądź dojazdów do siedziby firmy, a także na kosztach wynajmu powierzchni biurowej. Brytyjska firma Origin obliczyła, że koszt utrzymania biurka wynosi około 6 tys. funtów rocznie, a pracownicy wykorzystują miejsce średnio przez 40 proc. czasu pracy.
Więcej możesz przeczytać w 5/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.