Nasze bezrobocie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Za skalę polskiego bezrobocia i dekoniunkturę winę ponoszą związki zawodowe
Oczywiście napawa smutkiem. Rodzi frustrację, obniża stopę życiową dotkniętych tą plagą. Zdarzają się wprawdzie "fachowcy" od pobierania zasiłków i pracy na czarno, ale w obliczu prawie trzymilionowej rzeszy bezrobotnych to margines. I nie powinniśmy się pocieszać tym, że scentralizowana gospodarka komunistyczna biła rekordy nieefektywności i zacofania w porównaniu z gospodarką rynkową. Walka z bezrobociem pozostaje imperatywem polityki społecznej i ekonomicznej. Tyle że trzeba wiedzieć, jak się do niej zabrać.
W krajach przechodzących transformację bezrobocie musiało się pojawić. Rynek bezlitośnie zdyskwalifikował socjalistyczną produkcję. Po roku 1989 nikt nie chciał jej kupować. W 1991 r. oceniana wyżej od polskiej produkcja przemysłowa NRD spadła w porównaniu z 1990 r. o połowę! Dziś jeszcze, po 12 latach, stopa bezrobocia w tym kraju bez dzieci, zaludnionym przez emerytów, jest podobna do polskiej i wynosi 18 proc.
Polsce i tak udało się znacznie odroczyć i złagodzić zderzenie starego z nowym. Otwarcie na rynek nie było tak nagłe i stuprocentowe jak we wschodnich Niemczech. Kosztem narastającego deficytu budżetowego zapewniono wiele osłon socjalnych. Skorzystaliśmy z popytu na naszą bylejakość w wygłodzonej początkowo Europie Wschodniej i z tego, że dla wschodnich landów Niemiec nasza oferta była tania. Niemałym i autentycznym osiągnięciem pierwszych lat polskiej transformacji było też szybkie wypełnienie pustej przestrzeni przez własny sektor prywatny, który miał się jednak niebawem przekonać, że pali się dlań światło żółte, a nie zielone. Trzecia droga, na którą daliśmy się zepchnąć przez związki zawodowe obu proweniencji, nie pieści prywaciarzy, zwłaszcza własnych.
Splot twardości transformacji z łagodzącymi ją okolicznościami zaowocował jednocześnie przyspieszeniem wzrostu produktu krajowego i bezrobocia. Jedno i drugie było owocem szybkiego wzrostu wydajności pracy, wymuszonego przez prawa gospodarki rynkowej. Czynniki ułatwionego przyspieszenia przestały jednak działać i nagle okazało się, że nasza oferta jest za droga, że tańszy jest import, który w 2002 r. będzie o 12 mld dolarów większy od eksportu.
Twarde lądowanie w postaci spadku tempa wzrostu PKB niemal do zera (przy zupełnie przyzwoitych wskaźnikach u sąsiadów) wymaga powiedzenia sobie prawdy, choćby bardzo niemiłej. Za skalę polskiego bezrobocia i dekoniunkturę winę ponoszą związki zawodowe. To one, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje dokoła, wywalczyły wzrost płac ponad poziom uzasadniony wzrostem wydajności pracy i wartością produkcji. To one spowodowały wzrost kosztów pracy i różnych obciążeń socjalnych, skutecznie zniechęcający przedsiębiorców do zatrudniania nowych pracowników. Już kilka lat temu sygnalizowałem na tych łamach, że brzemiennym w skutkach, niezwykle kosztownym dla gospodarki przedsięwzięciem, opartym na idealistycznych złudzeniach, było powołanie Komisji Trójstronnej. Przypomnijmy tutaj, że w Niemczech odbywają się jedynie rokowania między pracownikami a pracodawcami - bez udziału państwa.
Polskie związki zawodowe nie chcą przyjąć do wiadomości znanej reguły, mówiącej, że im wyższe płace i świadczenia, tym większe bezrobocie. Tym wyższe są wtedy koszty i tym niższe zyski, tym niższa stopa inwestycji, od której zależy popyt na dodatkowych pracowników.
Wnioski z tych spostrzeżeń są proste. Trzeba stworzyć warunki sprzyjające wzrostowi popytu na nowych pracowników, a nie walczyć o pakiety socjalne chroniące (na krótko) zbędne zatrudnienie. Trzeba przełamać biurokratyczno-korupcyjne i prawne bariery tłumiące przedsiębiorczość i skłonność do inwestowania. Trzeba obniżać, a nie podwyższać podatki, zwłaszcza te, od których zależą decyzje przedsiębiorców. Wreszcie, trzeba głośno i odważnie powiedzieć, że nie ma mowy o żadnych gwarantowanych podwyżkach, o jakichkolwiek formach ich indeksacji, zrywających więź między wydajnością a płacą.
Rządzącej koalicji radzę, by wreszcie zdobyła się na publiczne oświadczenie, że trzecia droga nie jest szansą dla Polski.
Więcej możesz przeczytać w 5/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.