Małyszoterapia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Małysz krzepi zwykłych ludzi, Małysz nas do życia budzi, Małysz nigdy się nie znudzi" - głosił transparent podczas zawodów Pucharu Świata w Zakopanem
Adam MaŁysz dźwiga nasze narodowe kompleksy

Gdy Małysz wygrał, prezydent Kwaś-niewski złożył ręce do nieba, a premier Miller powiedział o skoczku, że "tego, co dla nas zrobił, nikt mu nie zapomni". Dla Małysza ćwierć miliona ludzi zdecydowało się na zimową wyprawę do Zakopanego. Małysz, na którego adres internetowy przychodzi 500 listów dziennie, jest najlepszą witaminą i prozakiem dla milionów. - Dla milionów z nas skoki narciarskie to już nie sportowa rozrywka, lecz małyszoterapia - uważa prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog. Parafrazując dialog z "Misia" Stanisława Barei, można powiedzieć: "To jest Małysz na skalę naszych możliwości. Co my robimy tym Małyszem? Patrzcie, mówimy niedowiarkom, on jest nasz, przez nas stworzony, i to nie jest nasze ostatnie słowo". "Oby się tylko chłopak nie rozpił" - martwił się po ubiegłorocznym zwycięstwie Małysza w Pucharze Świata komentator Sat 1. Martwił się niepotrzebnie. Martwić mógłby się trzydzieści lat wcześniej o kogoś zupełnie innego.

Między Fortuną a Małyszem
12 lutego 1972 r. wszystkie gazety w PRL przyniosły elektryzującą informację: oto dziewiętnastolatek z Zakopanego Wojciech Fortuna zdobył w Sapporo pierwszy w historii olimpiad zimowych złoty medal dla Polski! "Gratulacje fenomenalnemu skoczkowi złożył tow. Edward Gierek (...). Tarnowscy metalowcy zdecydowali się uczcić ten triumf dodatkową produkcją wartości 8 milionów złotych w postaci poszukiwanych przez handel agregatów do lad sklepowych" - donosiła "Trybuna Ludu". "Wspaniały sukces naszego młodego sportowca znalazł odbicie we wzroście produkcji. Załoga Fabryki Mydła i Kosmetyków Pollena-Lechia, pracująca na nocnej zmianie, postanowiła wykonać 111 ton proszku Ixi. Dotychczas nie produkowano na jednej zmianie więcej niż 85 ton tego proszku" - powiadamiała "Gazeta Poznańska". Sam Wojciech Fortuna wspominał po latach: "Połknęła mnie ta machina propagandowa, wykorzystała i szybko wypluła (...). Wszyscy mi w Zakopanem chcieli stawiać. Nie odmawiałem".
Dziś w knajpach określenie "skoczyć na Małysza" oznacza zamówienie wódki z red bullem, ale to wszystko, co łączy "polskiego kondora" z alkoholem. Na co dzień Adam Małysz pomaga talentowi wytężoną pracą. Dzień zaczyna o siódmej, kładzie się spać o 21.30; czas wypełniają mu treningi na skoczni i sali gimnastycznej, odnowa biologiczna, ćwiczenia techniki, siły, treningi psychologiczne.
- Mistrzem nie zostaje się przez przypadek. Fuksy w sporcie zdarzają się coraz rzadziej - podkreśla Robert Korzeniowski, złoty medalista z Atlanty.
Między fortunnym skokiem Wojciecha Fortuny w Sapporo w 1972 r. a serią wyczynów Adama Małysza w 2001 r. rozciąga się prawdziwa przepaść. Tam mieliśmy jeden skok, tu powtarzalność i regularność należną prawdziwym mistrzom. Małysz pokazał po prostu, że jest wybitnym zawodowcem. Wykazał też, że sukces może być tylko efektem pracy zespołowej, w jego wypadku teamu stworzonego przez trenerów Apoloniusza Tajnera i Piotra Fijasa, psychologa Jana Blecharza, fizjologa Jerzego Żołądzia.

Na kompleksy - Małysz
Prof. Edmund Wnuk-Lipiński podkreśla, że jeśli spektakularne wyniki nie są dziełem chorego systemu, jak na Kubie czy niegdyś w NRD, ale łączą się z sukcesami gospodarczymi i stabilnym rozwojem państwa, sport najprościej, najszybciej i za stosunkowo najmniejsze pieniądze informuje świat, że nie ma on do czynienia z krajem nieudaczników. Czy nośnikiem takiej właśnie informacji jest Adam Małysz?
- Małysz jest raczej bohaterem zastępczym. Rekompensuje nam nasze porażki. Walcząc w pojedynkę z ekipą Niemiec, leczy nas z kompleksu bogatego, potężnego sąsiada, na którego wciąż zerkamy z zazdrością i niepokojem - uważa Włodzimierz Szaranowicz, komentator skoków narciarskich w TVP. - Patrząc na zwycięstwa naszego zawodnika, przeciętny widz myśli: nie jesteśmy narodem drugiej kategorii, potrafimy dołożyć tym zarozumiałym Niemcom - tłumaczy Katarzyna Zygmunt, psycholog pracująca z panczenistą Pawłem Zygmuntem, kandydatem do medalu w Salt Lake City (prywatnie jego żona). - Wyjeżdżając na zawody w Niemczech, spotykaliśmy Polaków, którzy jechali do pracy. Opowiadali, że dzięki Małyszowi mogą być dumni nawet wtedy, gdy pracują u Niemca na czarno.
Wcześniej podobną jak Małysz rolę odgrywał Dariusz Michalczewski, jednak mistrz świata w boksie nie był do końca "nasz". Przyjął przecież niemieckie obywatelstwo. Gdy polscy kibice zauważyli, że Niemcy wciąż uważają Michalczewskiego za Polaka, zaczęli się z nim bardziej identyfikować. Dopiero Małysz okazał się upragnionym lekarstwem na nasze frustracje i kompleksy. - Jeżeli sukcesy skoczka mają taki wpływ na ich leczenie, świadczy to o groźnej chorobie społeczeństwa. Przecież nasze życie i samopoczucie nie może zależeć od tego, czy ktoś skoczy na nartach pięć metrów dalej lub bliżej, a jeśli tak jest, wszyscy powinniśmy odwiedzić psychoterapeutę - zauważa prof. Andrzej Rychard, socjolog.

Adam, nic się nie stało
Poddajemy się masowej małyszoterapii tym łatwiej, że Adam nie jest jakąś niedosiężną gwiazdą. Jest "zwyczajnym niezwyczajnym". Dekarzem po zawodówce. Ma zwyczajną rodzinę: żonę i dziecko. Jak miliony rówieśników nie miał włas-nego mieszkania. Pochodzi z małego miasta. Miliony myślą: "To jeden z nas, tyle że jemu się udało". On nie budzi zawiści, co najwyżej mu zazdrościmy - tak jak zwycięzcom w totolotka. Małysz nie tylko budzi dumę, ale jest też narodową maskotką. "Małysz jest zwyczajny także w tym, że jest bezradny w obliczu sukcesu" - zwrócili uwagę dziennikarze tygodnika "Der Spiegel".
Gdy Polak przegrał pierwszy konkurs w Zakopanem, tysiące ludzi skandowało co prawda: "Adam, nic się nie stało!", ale w małyszoterapii zaznaczył się drobny kryzys. Gdy Małysz w końcu zwyciężył, pod Tatrami rozpoczął się karnawał: w sklepach zabrakło piwa, a w pubach wolnych stolików.
- Wszyscy uczestniczymy w tej grze. Jeśli Adam wygrywa, my wygrywamy. Jeśli Adam spada, my spadamy razem z nim - przekonuje prof. Jerzy Żołądź, fizjolog pracujący z polskim skoczkiem.
Kiedy Adam zaczął "spadać", kibice zachowywali się jak mieszkańcy domu, w którym ktoś choruje. Postawiono diagnozę: Małysz nie odnosi sukcesów, bo jest poddawany zbyt wielkiej presji, za duże są oczekiwania wobec niego. Zabroniono mu więc czytać gazety. Po zawodach w Zakopanem trener Apoloniusz Tajner zakazał skoczkowi rozmawiać z dziennikarzami. - Skorupa, jaką staramy się otoczyć Adama, zaczęła pękać - tłumaczył pod Wielką Krokwią. Skorupę tworzą ludzie, którym Małysz bezgranicznie ufa. Do Tajnera zwraca się niemal jak do ojca, psychologa Jana Blecharza traktuje jak księdza. Skorupa działa nawet wówczas, gdy Małysz odwiedza z żoną rodziców. - Nie rozmawiamy na temat skoków, po co denerwować Adama - mówi Jan Małysz. - Adam ma świadomość wpływu, jaki wywiera na Polaków. Ta świadomość przyszła, gdy zaczął przegrywać, a może raczej zaczął przegrywać, gdy w końcu to wszystko zrozumiał - uważa Włodzimierz Szaranowicz. - Adam jest świadomy swego społecznego znaczenia. Jestem pewien, że ta świadomość sparaliżowała go przed turniejem Czterech Skoczni i przyniosła gorsze wyniki. Po zwycięstwie w Zakopanym na szczęście zostały rozdane nowe karty - dodaje Jacek Kisielewski, menedżer Małysza w Polsce. "Ale czy ten młody Polak udźwignie nadzieje czterdziestu milionów rodaków, dla których stał się idolem porównywalnym chyba tylko z papieżem?" - zastanawiał się sprawozdawca Eurosportu.

Liga Małyszów
Małe i zakompleksione narody, bez wielkich sukcesów w gospodarce, polityce międzynarodowej, nauce i kulturze, potrzebują Małyszów jak powietrza. Litwa szczyci się koszykarzem Arvidasem Sabonisem. Ukraińcy mogą opowiadać o tyczkarzu Siergieju Bubce. Finlandia miała słynnego Paavo Nurmiego. Czesi wspominają biegacza Emila Zatopka, dziś chlubią się oszczepnikiem Janem Żeleznym. Węgrom serca rosły po startach pływaczki Kristiny Egersegi. Gwiazdami Rumunii pierwszej wielkości byli gimnastyczka Nadia Comaneci i tenisista Ilie Nastase.
O istnieniu Etiopii przypomniał światu bosonogi maratończyk Abebe Bikila. Jamajkę rozsławiła sprinterka Marlene Ottey, Maroko - biegacz Hisham El Guer-rouj, a Mozambik - "czarna pantera" Maria Mutola. Liberyjski Małysz nazywa się natomiast George Weah. W wiosce w pobliżu Monrowii dorastał pod opieką babci, która karmiła go zupą z kokosów. Kopał piłkę ze starych szmat, aż w końcu dotarł na szczyt; został najlepszym piłkarzem świata, zawodnikiem Paris Saint-Germain i AC Milan, a w Monrowii odsłonięto ku jego czci tablicę pamiątkową. Bożyszczem Portoryko jest słynny pięś-ciarz Felix Trinidad. Znaczki z jego podobizną można kupić w pierwszym kiosku po wylądowaniu na lotnisku w stolicy kraju San Juan. Gdy walczył z Oscarem De La Hoyą, 1,5 tys. więźniów z zakładów karnych Portoryko wykupiło transmisję telewizyjną za 40 tys. dolarów.

Arena jednego gladiatora
"Sport jest najbardziej wyrazistą, prostą, a zarazem spektakularną dziedziną życia społecznego. Sukces w sporcie jest czymś oczywistym, wymiernym, sprawdzalnym. I co najważniejsze w całym tym systemie - czymś bardzo zaraźliwym" - odnotował Mario Vargas Llosa, peruwiański pisarz. Ten system wymyślili Amerykanie, a właściwie wymyślił go wolny rynek. W różnej formie sport uprawia w USA 100 mln osób, w tym prawie 80 proc. dwudziesto- i trzydziestolatków. Selekcja bohaterów zaczyna się, gdy kandydaci do najszczytniejszych laurów mają 8-10 lat, status zawodowców osiągają często już w wieku 16-18 lat. Prawdziwym zapleczem dla zawodowców są ligi akademickie. Na każdej uczelni setki studentów uczy się praktycznie tylko dzięki stypendiom sportowym. Jednocześnie sport pełni ważną funkcję społeczną: młodzieży z biednych rodzin i dzielnic stwarza szansę awansu, rozładowuje agresję.
Ten model zdaje egzamin zarówno w krajach biednych, jak i bogatych. Sukces jest udziałem zarówno niepiśmiennych Kenijczyków i mieszkańców Etiopii, na przykład Hailego Gebre Sellassie, mistrza lekkoatletycznego na długich dystansach, jak i świetnie wykształconych Niemców z bankierskich rodzin, takich jak kapitan piłkarskiej reprezentacji Niemiec Olivier Bierhoff. Dzięki działaniu tego systemu w USA 130 koszykarzy, ponad 80 futbolistów i 40 bejsbolistów wywodzących się z nizin społecznych jest dzisiaj milionerami.
Dzięki sukcesom w sporcie wzorami dla Amerykanów stali się czarnoskórzy lekkoatleci - Jesse Owens, Wilma Rudolph, Lee Evans, Bob Hayes, Bob Bea-mon czy Carl Lewis - których osiągnięcia były równie ważne dla pokonania rasizmu jak walka Martina Luthera Kinga. Wzorami dla Francuzów są piłkarze Michel Platini i Zinedine Zidane, lekkoatleci Michel Jazzy i Marie José Perec czy alpejczyk Jean-Claude Killy. Włosi wzorują się na piłkarzach Dino Zoffie, Paolo Maldinim czy Giannim Rivierze, kolarzu Marco Pantanim, alpejczyku Alberto Tombie czy czarnoskórej lekkoatletce Fionie May. Chlubą Wielkiej Brytanii są piłkarze Bobby Charlton czy Kevin Kea-gan oraz lekkoatleci Sebastian Coe, Linford Christie czy Jonathan Edwards.
Sport jest językiem zrozumiałym na całym świecie. Mistrz należy do tego świata od razu, dzięki mediom jest mistrzem globalnym. Wielu polityków, przedstawicieli biznesu, nauki czy kultury rozpoznawanych jest wyłącznie w lokalnej skali. W Niemczech, Austrii czy Skandynawii nazwisko Małysz jest znane milionom ludzi. Mistrz staje się częścią elity, także finansowej. Golfista Tiger Woods został uznany przez "Time" za najbardziej wpływową osobistość Ameryki. Sportowcami o podobnej sile oddziaływania są koszykarz Michael Jordan, hokeista Mario Lemieux czy mistrz świata Formuły 1 Michael Schumacher.
Różnica między Polską a światem polega na tym, że w krajach Zachodu miejsce starych mistrzów zajmują nowi. Ten rynek nie znosi próżni. W Niemczech Martina Schmitta może zastąpić Sven Hannawald, a Michaela Schumachera jego młodszy brat Ralf. O to, by zawładnąć wyobraźnią, toczy się medialna wojna. Kibice mają wybór, a gwiazdy sportu w razie niepowodzenia mogą bez troski o stan społecznego ducha pojechać na urlop. W Polsce ogromnym ciężarem obarczono jednego Małysza, który praktycznie nie ma następców.
Więcej możesz przeczytać w 6/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.