Z nowym uchem w garści

Z nowym uchem w garści

Dodano:   /  Zmieniono: 
U mnie wielkie świĘto, bo udało mi się kupić odpowiedni kubek do herbaty
Drogi Robercie!

Jak wiesz, należę do mniejszościowej sekty herbaciarzy, ściślej: herbaciarzy zielonych. Oznacza to, że przy każdej pracy, przy każdym prawie zajęciu towarzyszy mi czajnik ze świeżym naparem i - no właśnie - kubek.
Kubek do herbaty musi spełniać rozmaite warunki, dyktowane przede wszystkim indywidualnymi upodobaniami. Mój musi być duży (ale nie za duży!), cienki, zwłaszcza przy brzegu, który kontaktuje się z ustami, musi też mieć odpowiedni kształt - nie za wąski. I taki kubek bardzo trudno dziś znaleźć, choć wydaje się, że kiedyś, za czasów naszych dziadków, było ich w bród. Kubek to przyjaciel na lata, ale rzadko na wieczność. Mój ulubiony kubek właśnie pękł. Świetny był, tulipanowaty, biały, taki sam, jak ma dziadek Machalica-Złotopolski, tylko mój miał od zawsze oderwane ucho. Myślałem nawet, czyby nie zrobić jakiegoś szwindlu z ekipą serialu - że niby Purzycki by napisał jakąś scenę wokół urwanego ucha od kubka, a potem by się te kubki zamieniło i ja miałbym z uchem, a Złotopolski bez. No, ale jak teraz mój pękł, to już raczej przechlapane.
Rozglądałem się za kubkami już od dawna, lecz wygląda na to, że tamte "babciowe" pokolenia naczyń już się wytłukły i nie trafiają do antykwariatów ani na pchle targi. W łódzkim sklepie z fajansami kupiłem jednak bardzo ładną i sympatyczną nówkę - porcelanowy, pojemny, ale przystojny, szeroki, cienki, rozszerzany ku górze, wypalony gdzieś w Bawarii, z owocowym szlaczkiem pod krawędzią.
Z tego właśnie miłego naczynia piję za twą pomyślność łyk wyśmienitej japońskiej herbaty gyokuro. Spróbuj koniecznie, to rewelacyjna nowość na naszym rynku!

Twój szczerze zaherbacony
Bikont


Herbaciany Synu!

Podczas gdy Ty przemierzasz codziennie zielone ogrody prowincji Yunnan, głaszczesz młode pędy darjeelingu, eksperymentujesz z chińską wędzoną, drapiesz się "tygrysimi pazurkami", wąchasz gun powder i yasmin oraz wyklinasz earl greya, tę ulubioną mieszankę ćwierćinteligentów z pretensjami, ja
- profan niecny - żłopię kawę. I to bez żadnych ekstrawagancji: arabikę, po włosku paloną, takoż parzoną w ekspresie ciśnieniowym, cappuccino tylko do południa, potem malutkie espresso na trzy łyki.
Do niedawna wystarczały mi na co dzień herbaciane woreczki (krzycz ciszej, proszę!), a liście bez opakowania zalewałem wrzątkiem od wielkiego dzwonu. Lubię bowiem angielskie, czarne mieszanki, popularnie zwane "english breakfast", napar bardzo mocny, z odrobiną mleka lub śmietanki. Zdaje mi się, że światowi producenci herbaty musieli się zorientować, że pijemy jej multum, lecz raczej podłej, i jęli kombinować. Lipton, tetley czy teekanne inaczej smakują mi w Polsce, a inaczej, gdy je kupię za granicą, choć pudełkami i kształtem woreczków wersje krajowe i cudzoziemskie niczym się nie różnią. Francuzom dosypywać podłoty do maczanek nie miałoby sensu. Gdy kiedyś w tamtejszym domu poprosiłem o herbatę, usiłowano najpierw wezwać lekarza, a potem podano mi miętę i leki na żołądek. Zatem z Francuzami, Włochami, Portugalczykami, Hiszpanami czy Grekami żadna oszczędność, żaden zysk, bo oni herbaty prawie nie piją. Anglicy zorientowaliby się od razu, że cup of tea smakuje gorzej, lecz cóż mogą wychowani na gruzińskiej i ulungach Polacy? Mam, bracie, organoleptyczne podejrzenia, że dokładają nam do woreczków herbacianych zmiotek, więc jeśli w ogóle kupuję jeszcze maczanki, to wyłącznie pakowane w Chinach lub na Sri Lance (dawniej Cejlon).
Co do naczyń - żywię organiczną nienawiść do herbaty w szklankach (tzw. kawa po turecku, ohydne fusy zalewane wrzątkiem w szklance, to osobny temat, choć raczej na dramat niż liścik). Z radością stwierdzam, że ten barbarzyński obyczaj przywleczony z Rosji via Kongresówka jest w odwrocie. Toż to poronna forma herbaty nalewanej z samowara do szklanki, przelewanej potem na spodeczek i chłeptanej z niego wraz z konfiturami lub cukrem odrąbywanym z głów. Na samą myśl aż chciałoby się wezwać austro-węgierską żandarmerię. Niech Ci więc ten nowy kubek służy i doczeka czasów, gdy w szklankach podawać będziemy wyłącznie to, do czego zostały stworzone, mianowicie napoje zimne.

Makłowicz
Więcej możesz przeczytać w 6/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.