Polski dynamit

Dodano:   /  Zmieniono: 
Petra Hinze, szefowa Izby Przemysłowo-Handlowej (IHK) w Neubrandenburgu, nie ma wątpliwości, że przedsiębiorcy i fachowcy zza Odry mogą być przyjęci przez wielu pracodawców we wschodnich Niemczech "z pocałowaniem ręki"
Dieter Hundt, szef Niemieckiego Związku Pracodawców, już od dawna nawołuje do otwarcia niemieckiego rynku pracy. Większość niemieckich polityków sądzi jednak, że na byłą NRD swobodny przepływ siły roboczej z Polski mógłby podziałać "jak dynamit". - Nie ma się co oszukiwać, zachód będzie jeszcze przez dziesięciolecia alimentował wschód RFN - przewiduje Rolf Schwanitz, rzecznik rządu Niemiec do spraw rozwoju nowych landów, który tak jak większość polityków uważa, że przyznanie Polakom równych szans utrudniłoby proces wyrównywania poziomu życia między obiema częściami Niemiec.

Wielka migracja
Bezrobocie, największa bolączka nowych landów, wciąż rośnie. Zgodnie z oficjalną statystyką, pracy szuka dziś około 19 proc. ludności, ale w niektórych mniejszych miejscowościach o zasiłki dla bezrobotnych ubiega się około 30 proc. obywateli. "Niemcy wschodnie znajdują są na krawędzi upadku" - ubolewa przewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse. Do podobnych wniosków młodzi Niemcy ze wschodu doszli już dawno. W niektórych powiatach na wschodzie co piąty mieszkaniec postanowił szukać szczęścia gdzie indziej.W Schwedt opustoszało ponad 3 tys. mieszkań. Niegdyś żyło w tym mieście 50 tys. osób, dziś - 38 tys. W Gerze ubyło 15,9 proc. mieszkańców, w Chemnitz (Saksonia) - 17,8 proc., w Cottbus (Brandenburgia) - 18 proc., a w Schwerinie (Meklemburgia-Przedpomorze) - aż 20,5 proc. Co gorsza, od 1997 r. migracja na zachód przybiera na sile. Z nowych landów wyjechało już ponad 1,7 mln mieszkańców.Premier Turyngii Bernhard Vogel uważa, że parcie Ossis na zachód można powstrzymać tylko lepszą ofertą pracy, płacy i uatrakcyjnieniem miejsca zamieszkania. O tym wiedzą wszyscy, tyle że dotychczas nie znaleziono na to sposobu. W nowych landach porzucono ponad milion mieszkań - 360 tys. z nich wkrótce zniknie. W Magdeburgu do 2010 r. planuje się wyburzenie 10 tys. mieszkań. Straszące rozbitymi szybami budynki w Eberswalde czekają na likwidację. Koszt rozbiórek szacuje się na pół miliarda euro. Pustkami świeci też wiele szklano-aluminowych biurowców, na przykład nowoczesny kompleks w Lipsku. Na rynku nieruchomości panuje taka sama bessa jak w gospodarce. Eksperci Izby Przemysłowo-Handlowej przewidują, że w tym roku upadnie 40 tys. firm. Kłopot w tym, że wschodni Niemcy przez dziesięciolecia komunizmu wyzbyli się zmysłu przedsiębiorczości i z trudem radzą sobie dzisiaj na wolnym rynku.

Fala ze Wschodu
Pieniądze z kasy federalnej będą płynąć do 2020 r., ale Bruksela chce ograniczyć wsparcie dla wschodnich landów od 2006 r. Brandenburski minister do spraw Europy Kurt Schelter protestuje: "Brandenburgia ani żaden inny nowy land nie powinien być gwałtownie pozbawiony wsparcia strukturalnego". Brandenburgię zalicza do regionów "szczególnie poszkodowanych" z powodu położenia przy granicy z Polską. Dlaczego? Zdaniem Scheltera, jego kraj czeka "polska fala". Miejscowi obawiają się, że Polacy zadowolą się niższymi niż na zachodzie płacami, mogą też zasiedlić opuszczone mieszkania w blokach. Obawa przed polską konkurencją skłoniła Scheltera do wysunięcia projektu "blokady dla samodzielnych inicjatyw przybyszów z nowych krajów członkowskich UE". "Jeśli mechanik nie będzie mógł pracować, to otworzy sobie zakład i w ten sposób ominie ustalone ograniczenia" - ubolewa minister Schelter. Komisarz UE Michel Barnier ma na tego rodzaju argumentację jedną odpowiedź: unia nie może bez końca łożyć na nowe landy ani zmusić lokalnych przedsiębiorców do tworzenia satysfakcjonujących Niemców miejsc pracy, bo nie jest sowieckim superpaństwem.

Znoszenie barier
Mimo oporów niemieckich polityków drogę na Zachód może ułatwić Polakom inicjatywa Komisji Europejskiej, oznaczająca liberalizację przepływu siły roboczej. Hans-Werner Sinn z Instytutu Badań Ekonomicznych w Monachium nie ma wątpliwości, że bariery dla ponadgranicznej migracji zarobkowej to czynnik ograniczający rozwój.Fachowców zaczyna brakować w coraz większej liczbie dziedzin. W Saksonii-Anhalt potrzeba dziś około 140 lekarzy, w Brandenburgii - 120. Fachowców szukają wschodnioniemieckie szpitale, zespołów nie mogą też skompletować prowadzący prywatne praktyki. Mówi się o konieczności sprowadzenie pracowników z Polski albo Czech. Zarząd stalowni EKO w Eisenhüttenstadt przewiduje, że wkrótce będzie potrzebować kilkuset inżynierów i informatyków, których nie można znaleźć na miejscu. Szefowie firmy spoglądają za Odrę.


Więcej możesz przeczytać w 8/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.